wtorek, 18 grudnia 2012

Świąteczna gorączka, polowanie na listonosza, kotlety w Chiang Mai i zamach na konduktora

Tyle mam Wam do napisania, tyle chciałabym opowiedzieć, a tu czasu brak. Wyobrażacie sobie, ze nawet odwołałam Dzień Lenia. Sama nie wierzę! A zapowiadał się normalny poniedziałkowy poranek, kiedy to usłyszałam szuranie przy drzwiach, ktos na siłę próbował mi coś wcisnąć do skrzynki na listy. Hmmm? - pomyślałam - listonosz przecież juz był- obudził wkurzonego Sznupka łomotaniem do drzwi bladym świtem, gdzieś przed 9.00 rano. Do was też listonosze przychodzą o takich nieludzkich porach?

- Sznupcia zamawiałaś coś jeszcze?
- Jaaaa?
- Masz trzy przesyłki.
- A duże te paczki są- zapytałam, bo mnie się oka nie chciało otwierać
- Małe!
- Aaaa to pewnie tasiemki, poduszki i obrusy, albo koszulka dla D.
- A dużej paczki nie ma?
- A to maja być jeszcze duze.
- Tak, razem 13 przesyłek:)
- To ja już lepiej pójdę do pracy zarabiać na wypłatę dla listonosza.
- No to pa!

Skoro listonosz był już bladym świtem , to kto teraz? Podchodzę cicho do drzwi , zerkam przez wizjer i kurna nić nie widzę, a słyszę, ze mi ktos do skrzynki coś wciska. No to włos poprawiłam, cycki wypięłam i otwieram drzwi z impetem, żeby dorwać sprawce zamieszania. I co widzę? Listonosz w pól zgięty, sapie i  wpycha cos w moje drzwi, ale się zassał w połowie.





- Ależ mnie przestraszyłaś! Paczki mam dla ciebie, ciągnij z drugiej strony, bo utknęła.
- Ciągnę! Ale ty nie pchaj, bo urwiesz.
- a co zamówiłaś?
- kryształowy czubek na choinkę.
- Pier**lisz??!!!
- :-)
- A co ty tak kursujesz? Przepracujesz się.
- A daj spokój już mam dosyć tych przesyłek, muszę na dwa razy chodzić.
- Ja czekam na jakieś 5 następnych, tylko juz nie wciskaj w drzwi. Zapukaj.
- To do jutra!


 

Dostałam jeszcze dwie następne paczki i awizo na trzecią, bo za ciężka dla listonosza, muszę sama odebrać. Ale to już jutro, bo dzisiaj już nie miałam siły. Samo rozpakowywanie i przebieranie poduszek, mierzenia obrusów i przyklejanie gwiazdek  na ścianę i na świeczki zajęło mi parę godzin. Ale ja to uwielbiam. Uwielbiam też tą tutejszą tradycje obdarowywania się kartkami i drobnymi prezentami ze znajomymi, przyjaciólmi, sąsiadami i każdym kto naszym zdaniem zasłużył na na naszą uwagę. Ja juz rozdałam nasze kartki, jeszcze tylko jutro babska impreza z moimi słodkimi psiapsiółami, w niedziele impreza w pracy z "sekretnym mikołajem" i juz mogę odpocząć. Taka jestem zabiegana, ze nawet nie mam czasu na moje ukochane filmy świąteczne, ale o tym wspomnę następnym razem, bo to temat na dłuższą rozmowę. Teraz czas na jakieś kulinarne szaleństwa, bo pewnie głodni jesteście, co?




Dzisiaj zrobiłam kotleta a la Chiang Mai z aksamitnym kokosowym ryżem. Dlaczego taka nazwa Chiang Mai? Już spieszę z wyjaśnieniami. Na dworcu w przecudnym mieście Chiang Mai, tuz przed odjazdem pociągu do Bangkoku zauważyłam babinkę sprzedającą mięsko, które wyglądało jak nasze schabowe. Zakupiłam dwie sztuki i wsiadłam do pociągu. Pociąg ruszył, a ja wziełam się za pałaszowanie kotletów. Po pierwszym gryzie myśłałam, ze wyskoczę w biegu z pociągu i wrócę tam gdzie sprzedawali te cudo, po drugim gryzie chciałam sterroryzować konduktora i uprowadzić pociąg, żeby tylko móc nawrócić.Po trzecim gryzie postanowiłam przeprowadzić się do tej krainy, gdzie serwują najlepsze kotlety schabowe.

No niestety na planach się tylko skończyło. Smak tych kotletów chodził za mną wiele lat. Po wielu latach poszukiwania przepisu i nieudanych próbach odnalazłam ten smak. Polecam serdecznie, bo kotlety warte grzechu i wcale nie są ostre.To znaczy mogą być, wystarczy dodać tylko magicznego sosu:)




Kotlet a la Chiang Mai

2 kawałki schabu lub piersi z kurczaka czy też indyka
sos sojowy
sos ostrygowy
5 smaków - przyprawa
limonka
kolendra mielona
mąka kukurydziana lub ziemniaczana
bułka tarta
olej kokosowy lub inny

Ryz kokosowy

1 puszka mleka kokosowego
1 puszka wody
1 puszka ryżu długo ziarnistego
1/2 szklanka wody
sól, limonka, chili, brązowy cukier

Sos chili słodko kwaśny z czosnkiem

pół szklanki wody
pół szklanki białego cukru
pół szklanki octu ryżowego lub białego
2 czubate łyzki czosnku
2 łyzki chili w płatkach(suszone)
1 czerwone chili pokrojone w plastry
1 łyżka sosu sojowego
2 łyżki mąki kukurydzianej/ ziemniaczanej

Zaczniemy chyba od sosu chili. Robię go juz od lat i najbardziej mi smakuje z tego przepisu. Wlewamy do garnka pół szklanki wody, pół szklanki octu ryżowego lub innego białego octu, ale wtedy musimy odjąć jakieś 4 łyzki, bo ryżowy jest delikatny. Dodajemy dalej 2 łyzki chili w płatkach suszonych lub w proszku. Dwie łyżki to mega ostry, czyli kazdy musi dostosować do siebie. Kroimy jedną papryczkę chili w talarki. Dodajemy dwie czubate łyzki czosnku w proszku. Smakuje lepiej niz świeży. Gotujemy i w momencie jak nam już prawie kipieć zacznie to zmniejszamy gaz i gotujemy na mniejszym ogniu co jakiś czas mieszając przez następne 15-20 minut. Dwie łyzki maki rozrabiamy w pół szklance wody i pomału dolewamy do sosu. Gotujemy jeszcze przez jakieś 5 minut i gotowe. Odlewamy do szklanego naczynia i odstawiamy do ostygnięcia. Taki sos w lodówce może stać i do trzech miesięcy. U mnie schodzi szybciej, bo ja sobie go dodaje nawet do kanapki z serem.







Ryz kokosowy, czyli sticky rice robimy według przepisu mojego ukochanego Jamiego Olivera z odrobiną mojej wyobraźni. Stawiamy garnek na ogniu. Otwieramy puszkę mleka kokosowego i chlup do garnka. Do puszki wlewamy wody i chlup do gara. Do tej samej puszki wsypujemy ryz i chlup do gara. Mieszamy i jak nam się zagotuje to zmniejszamy gaz i niech nam się ryz pyrgoli, aż wchłonie całe mleko.Wtedy dolewamy jeszcze  1/2 szklanki wody i dodajemy do smaku sól, brązowy cukier, startą skórkę z jednej limonki i trochę chili. Gotujemy aż do wchłonięcia wody. Gotowe! Odstawiamy ryz na bok niech sobie w spokoju dochodzi.




Zabieramy się za to co najważniejsze, za kotlety. My dzisiaj zrobimy z piersi kurczaka, bo schab się skończył. Rozkładamy papier do pieczenia. Na papier wylewamy 2 łyzki sosu ostrygowego, 2 łyzki sosu sojowego, dodajemy łyżkę mielonej kolendry, parę kropel soku z limonki, szczyptę soli. Maziamy w tym  piersi z kurczaka lub schabowe. Zawijamy w papier i przy uzyciu butelki lub wałka do ciasta uprawiamy klepanie mięsa. Rytmicznie i śmiało, parę porządnych klapsów i kotlety rozbite i zamarynowane w jednym czasie. Na talerzu robimy mieszankę z mąki kukurydzianej, bułki tartej i przyprawy 5 smaków w stosunku 3-2-1. Obtaczamy kotlety i smażymy na oleju kokosowych. Można go zastąpić innym, ale polecam kupić kokosowy. Mięso całkiem inaczej smakuje. Kotlety są kruche jak ciasteczka.






Gotowe kochani, właśnie w pół godzinki zrobiliśmy przepyszne kotlety, aksamitnie boski ryz i gorąco słodki sos chili. A do tego ten posmak kokosowego oleju. Achhh te kulinarne rozkosze, w taka pogode nigdy ich za dużo.


      

                


    
                                          

11 komentarzy:

  1. sznupciu jak ja teraz ze smutkiem wchodze na Twoja strone bo ja teraz na diecie to polowy twoich smakolykow jesc nie moge ;-(


    ozdob i paczuszek zazdroszcze w tym roku my siebie obdarowujemy malutkimi podarkami no i minimalne dekoracje domu ale w przyszlym sobie odbijemy :-)


    a co do listonosza to pan paczkowy przychodzi miedzy 8 a 10 a listonosz wlasciwy okolo 12-13.


    Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj biedulka, masz przechlapane z ta dietą, zwłaszcza w takim okresie:/

      Usuń
    2. Niestety ale trzeba zabrać się za siebie dość marazmu i święta nie święta ale z wagą będę walczyć

      Usuń
  2. Witak Sznupciu niedobra! Znowu dręczysz głodomorów!A na dodatek dajesz przepisy, których zastosowanie tutaj, na wsi podkarpackiej, jest prawie niemożliwe. No bo skąd wziąć tutaj olej kokosowy albo sos ostrygowy? Zapomnij! Pozostaje mi czekać na jakis wypad do wielkiego miasta i pobuszowanie w tamtejszych marketach. Może się coś gdzieś wyskrobie.
    A póki co, pozostaję z rozdziawioną z zachwytu gębą, rozmarzonym wzrokiem i z pustym, przedwigilijnym brzuszkiem...
    Pozdrowienia serdeczne zasyłamy z Cezarym!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jak już się z Cezarym wybierzecie kiedys do wielkiego miasta to daj znac to podam ci taki niezbednik azjatycki czyli zestaw dodatków potrzebnych i bedziemy sobie razem gotować..:)Ja właśńie cały półmisek pierogów przygotowałam i w południe biegnę na "bal" do mojej tajskiej przyjaciółki...:)

      Usuń
    2. O! Fajny pomysł z tym azjatyckim niezbędnikiem! Na pewno Cię o coś takiego poproszę!
      A dzisiaj życze Ci Sznupciu cudownego, pierogowego balu z tajską przyjaciółką (też znałam sympatyczną Tajke w Au...)
      Uściski gorące!:-)

      Usuń
    3. Impreza Zdesperowanych Gospodyń Domowych wypadła cudnie!!! Od jedzenia stół sie uginał, moja pierogi wylądowały w zamrażalniku bo koleżanka nie chciała sie z nikim dzielic.Bedzie je serwowac rodzinie na świeta:)W tamtym roku była u nich kłótnia o ostaniego pieroga. Nastepna impreza u mnie..:P

      Usuń
  3. obdarowywanie się drobiazgami, u nas też gości, może nie tak elegancko, ale jest- to kartki świąteczne zrobione przez Dzieci, to ozdoby choinkowe, albo drobne pachnące gałązki lekko ozdobione :-)Mamy Wielu do obdarowana - i Wam Sznupki choć wirtualną gałązeczkę świąteczną przesyłamy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aniu , alez takie prezenty własnoręcznie robione to szczyt elegancji..:)bo kartki to taki epospolite są, ale już zrobione własnoręcznie to małe dzieło sztuki...:) Pozdrawiam..:)

    OdpowiedzUsuń
  5. najważniejsze,m że przesyłki dotarły bo przed świętami różnie była.
    Wszystkiego dobrego na Święta i nowy Rok dla Całej Twojej Rodziny

    OdpowiedzUsuń
  6. no wlasnie ja wczoraj o 8am slysze pukanie, i strasznie sie zdziwilam ze listonosz bo przychodzi zwykle o 13:45 :P wstalam potargana i zaspana w ostatniej chwili, bo pan juz zaczal awizo wypisywac ;] a listonosz Polak na dodatek wiec tez mily akcent z rana :)
    z kolei w zeszlym tygodniu kurier mi zapukal o 6.10pm a myslalam ze tak pozno juz nie pracuja i to w soboty :) nie dojdziesz ladu :) najwazniejsze ze przesylki dotarly :)

    OdpowiedzUsuń