poniedziałek, 24 listopada 2014

Z cyklu: "sezon na czyszczenie lodówki" uważam za otwarty - kurczak pieczony na ryżu z grzybami i surówka buraczkowa z twistem

Zawsze sobie powtarzam, wejdź na bloga, dodaj przepis i przestać tyle gadać! Nikogo nie interesuje, jak bardzo się wzruszyłaś na widok dojrzałej gruszki, albo skąd ci przeszedł pomysł połączenia porzeczki z burakami. Ludzie przychodzą tu w konkretnym celu, przepis ich interesuje, a nie jakieś tam twoje kulinarne orgazmy, czy też inne rymowanki maślanki i sielanki. Powtarzałam sobie i tym razem i naprawdę miałam zamiar wpaść , przepis dodać i to wszystko. Jednak pomyślałam sobie, że to tak trochę niegrzecznie, nie porozmawiać, nie zapytać co u was słychać. Od razu mi się przypomina scena z "Misia" i przesympatyczna pani z baru mlecznego, która wymownie wskazała miejsce do siedzenie i głośno przywitała klienta "PROSZĘ!"


No właśnie, Ja nie chcę być taką panią z baru mlecznego, ja wolę serwować niebiańsko dobre sosy i doprowadzać wasze podniebienie do rozkoszy. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe?
Wyobraźcie sobie, że za dwa dni czeka nas kolejna wakacyjna przygoda, wracamy na tydzień do Marrakeszu, a skoro wyjazd się szykuje, to trzeba zrobić "czyszczenie"lodówki , co też uczyniłam i
 teraz zapraszam Was na efekty, dodam tylko, że danie przerosło moje oczekiwania i pewnie nie raz, nie dwa będzie u nas gościć.

Kurczak pieczony na ryżu z suszonymi grzybami i rozmarynem

piątek, 21 listopada 2014

Historia pewnej przyjaźni i przepis na idealną kaczkę po tajsku w sosie ostrygowym



Jeżeli wasza przyjaciółka pochodzi z Tajlandii, to możecie być pewni pięciu rzeczy, a mianowicie:
- będzie wam wybierała jedzenie z talerza
- czym mocniej będziecie się przyjaźnić, tym bardziej będzie z wami szczera
- zawsze, ale to zawsze powita was uśmiechem, nawet gdy nad ranem bez zapowiedzi zapukacie do jej drzwi.
- nigdy nie wejdzie do waszego domu w butach
- nigdy nie będziecie w jej towarzystwie głodni
Dżendżit znam dopiero 5 lat, a wydaje mi się, że znamy się całe życie, nie mogę wyobrazić sobie lepszej przyjaciółki. Niesamowite jest to, że w sumie tak odległe kulturowo, to jednak jesteśmy sobie tak bliskie i tak samo patrzymy na świat. Nawet jeżeli są jakieś różnice, to w tej chwili nie mają znaczenia, bo już zdążyłam się przyzwyczaić, że na przerwie w pracy lubi podbierać mi jedzenie z talerza i że nie mam co liczyć na zrozumienie z jej strony jak przyjdę do pracy bez makijażu.
 - O rany Sznupcia, a Ty co?! Nie chciało Ci się makijażu nawet zrobić leniuchu - usłyszę na powitanie.
Ale Tajowie tacy są, bardzo bezpośredni i bardzo szczerzy, krytyczni wobec siebie i wobec innych. Jednak są mistrzami w zadawaniu krytyki bezboleśnie, albo raczej ze znieczuleniem, zwanym w kręgach elitarnych, tajskim uśmiechem. Tajowie uważają, że niegrzecznie jest okazywać zdenerwowanie, jeszcze bardziej niegrzecznie jest złościć się na kogoś otwarcie, świadczy to nie tylko o braku dobrego wychowania, ale tez o słabym charakterze. Wiecie jak to cudownie mieć przyjaciółkę, która zawsze się uśmiecha? Bosko!
Myślę też, że o naszej przyjaźni zaważyły buty, a raczej ich brak.W Tajlandii, tak jak i w Polsce, idąc w goście ściąga się buty, Szkoci wręcz odwrotnie, uważają ściąganie butów za jakieś  dziwactwo, a nawet buractwo.
Nieważne o której godzinie się spotykamy i nieważne na jak długo , to zawsze u niej na stole jest pełno jedzenia, ja nie wiem jak ona to robi, ale nie przerywając ploteczek potrafi naszykować trzydaniowy obiad z deserem. W jej słowniku nie istnieje pojęcie "wpaść na kawę", wpada się na ucztę.
Dzisiaj wybrałyśmy się na wspólne zakupy, więc przygotowałam dla nas lunch, chciałam zrobić jej niespodziankę i upichciłam coś po tajsku. Aaaa, czy wspominałam Wam o jej szczerości do bólu?
- Co zrobiłaś na lunch, bo głodna jestem?
- Zrobiłam kaczkę po tajsku w sosie ostrygowym
- kaczkę?! - popatrzyłam na mnie z oburzeniem
- no kaczkę, nie lubisz? - no przecież wiem, że lubi - pomyślałam
- no weź, a nie mogłaś zrobić pierogów, zawsze masz pierogi, albo rosół?
- nie ma! jest kaczka po tajsku! - nie marudź
- no ale wiesz jak ja lubię te twoje polskie jedzenie, a śledzie masz?
- nie mam, jeszcze nie zamówiłam, ale pamiętam i zrobię Ci słoik na Święta
- Tylko dodaj papryczkę chili do tych z pieczarkami, bo ostatnio były za łagodne - dodała z czarującym uśmiechem.
Kaczka zniknęła w mgnieniu oka, była przepyszna, Dżendżit dołożyła sobie pięć papryczek chili i stwierdziła, że jest idealna, a skoro ona tak mówi, to tak musi być. Zapraszam na przepis.

      

czwartek, 20 listopada 2014

Jedz z umiarem, czyli egzotyczne racuchy Sznupci na swojskiej maślance

Dzisiaj kolejny dzień bez mięsa i wiecie co? Bardzo mi się te dni podobają, bo jest wtedy tak, jakoś bardziej kolorowo. Oczywiście nie zaprzestaniemy jeść mięsa, co to, to nie, nigdy w życiu! Według naszej opinii człowiek nie powinien robić nic wbrew swojej naturze. Skoro nasi przodkowie zadawali sobie trud, żeby polować na zwierza z dzidą, łowić ryby na włócznię i zbierać grzyby, zioła i jagody w strasznym lesie to, znaczy, że tego potrzebował organizm. A im możemy zaufać w 100%, bo  żadne reklamy, żadne mądre książki o zdrowym jedzeniu i cudownych dietach ich nie mamiły, żadne pisma z modą i urodą nie zadawały im kłamu w twarz celem zbicia fortuny na reklamodawcach z przemysłu spożywczo-kosmetycznego. Kochani nie dajmy się oszukiwać, obejrzyjmy się za siebie, jak jedli nasi dziadowie, nasi rodzice, wróćmy do czasów gdzie cukier osładzał życie, a nie był "białą śmiercią", a boczek przyprawiony ziołami sprawiał, że zimą było nam cieplej, a nie wywoływał wyrzutów sumienia i zbiorowej paniki wśród "gazetowych dietetyków". Sama wiem, jak ciężko jest wrócić na ten właściwy tor , zwany UMIAREM , bo to jest jedyna słuszna droga do zdrowego i szczupłego życia. Dlaczego piszę o umiarze? W sobotę rozmawiałam w pracy z moją  firmową dietetyczką i opowiadam, zadowolona z siebie, jakie to sałatki zdrowe jadłam, tu pomidorek, tam sałatka, filet z indyka, marchewka tarta, pasztet z fasoli i tu zamilkłam czekając na pochwałę - źle, za dużo warzyw! - usłyszałam i zbaraniałam - jak to, za dużo? - pytam zdziwiona. No i tu właśnie usłyszałam, że we wszystkim musi być umiar, to raz, a dwa, warzywa potrzebują tłuszczy i białek, żeby się prawidłowo rozkładać, są warzywa czy owoce, które wytwarzają (szpinak na przykład) toksyny szkodliwe dla naszego zdrowia i trzeba ograniczać jego spożycie. No to co mam jeść - zapytałam zrezygnowana- jedz wszystko co lubisz, tylko z umiarem i licz kalorie. No właśnie, a z tym umiarem , to najgorzej, bo przecież duży schabowy wygląda ładniej na talerzu, niż mały schabowy, prawda?
No, ale wróćmy do przyjemniejszej części programu. Wzięłam sobie słowa koleżanki do serca i postanowiłam trochę odpocząć od zielonej sałaty. Chciałam zrobić naleśniki, proste i pożywne, w sam raz na obiad, jednak coś mnie podkusiło, żeby je trochę ubarwić i przerobić na racuchy, a że racuchy z jabłkami nie należą do moich ulubionych, to przerobiłam je na egzotykę. No i wyszły, jakby to powiedzieć....hmmnm...jakby to wyrazić, żeby oddać ich smak - o!mam - wyszły zajebiście dobre! Zapraszam na przepis, pamiętajcie tylko, żeby jeść z umiarem!



wtorek, 18 listopada 2014

Wakacje w Toskanii - Piękne jest życie w Arezzo - cz.9

http://www.filmweb.pl/Zycie.Jest.Piekne/photos/183166

Arezzo to kolejna perełka Toskanii, a raczej perła, bo to stolica powiatu, więc i miasto spore.Arezzo bardzo ucierpiało podczas II Wojny Światowej i po wielu zabytkowych ulicach i kamienicach pozostało tylko wspomnienie. Przewodniki mówią, że przez tą mieszankę starego z nowym miasto straciło swój czar i charakter. My się z tym nie zgadzamy, dla nas Arezzo jest piękne, a raczej  życie jest piękne w Arezzo! Nie może być inaczej, skoro w tym mieście urodził i wychował się słynny włoski reżyser Roberto Benigni i tutaj też rozgrywa się akcja jego oskarowego filmu " Życie jest piękne". Nawet nie wiecie, jak bardzo chciałam zobaczyć  te miejsca, w których kręcono sceny do filmu!

http://www.filmweb.pl/Zycie.Jest.Piekne/photos/430950

Dworzec kolejowy, zaraz obok autobusowy, park z nieczynna fontanną, która od paru lat robi za śmietnik, patrząc po ilości odpadków, zamiast przytulnych i ślicznych pizzerri, tratorri i restauracji, w oczy rzucają się bary z plastikowymi krzesłami, gdzie można kupić kebaba i hamburgery. Dosłownie takim widokiem powitało nas miasto. Toskania odzwyczaiła nas od takich widoków i od takiej atmosfery, ale ruszyliśmy przed siebie, ciekawi co nas czeka za rogiem. Na szczęście za rogiem było lepiej, a za drugim było już fantastycznie.

           




poniedziałek, 17 listopada 2014

Wojna na sałatki, czyli majonez albo sałata?

W sumie to nie wiem, jak to się stało, że sałatki z majonezem praktycznie zniknęły z naszego stołu? Ostatni raz taką warzywną robiłam chyba dwa lata temu na Boże Narodzenie. Czasami, od wielkiego dzwonu zrobię koperkową, Królowej Elżbiety, czy tuńczykową . I pewnie nie zwróciłabym na to większej uwago, gdyby nie Sznupek i jego życiowe przemyślenia.

- Co tam mówisz, bo nie rozumiem - odburknęłam Sznupkowi, który coś tam mruczał z pełną buzią
- Nic, tak sobie głośno myślę, że w Szkocji to majonez musi być bardzo drogi
- A niby czemu? - zapytałam 
- No bo nigdy go nie kupujemy - stwierdził, oglądając kolejny kawałek sałaty lodowej na widelcu



No to mnie wkurzył! Nie smakują mu moje, finezyjnie strojone grzankami z ciemnego pieczywa, sałatki ze zdrową sałatą! Już nawet nie o zdrowie chodzi, ale mnie takie sałatki smakują bardzie, a do tego bardziej ekonomiczne są, czasowo ekonomiczne. Wrzucisz do miski kilo sałaty różnistej, warzywka jakie tam się nawiną, grzaneczki, sos vinegrettowy lub inny winny i gotowe. To nie! Majonezu mu brakuje w organizmie, sałata w zęby włazi, luksusów spragniony. Nie chce moich sałatek , nie będzie ich jadł, łaski bez! 
Teraz mam pytanie do Was, jakie sałatki robicie najczęściej, jakie wam najbardziej smakują? Te makaronowe, ryżowe i kartoflane na bazie majonezu, czy sałatki na bazie sałat z sosami i różnymi dodatkami? Bardzo prosimy o przemyślane odpowiedzi, bo tu chodzi o mój honor i sznupkowy żołądek. Dla utrudnienia przygotowałam dla Was dwie wyśmienite sałatki do spróbowania. No to która idzie na pierwszy ogień?


czwartek, 13 listopada 2014

Zupa z batatów, mój autorski pasztet z tuńczyka oraz owsianka inaczej, czyli zdrowo i kolorowo, fantastycznie i dietetycznie

Tak jak Wam pisałam ostatnio, rozmowy przeprowadzone, plany zatwierdzone i działamy. Sznupek dzielnie daje radę i jeszcze się nie buntuje, zdrowe jedzenie jak na razie mu bardzo pasuje. Mam dla Was garść fajnych przepisów, mam nadzieję, że się spodobają. Zapraszam serdecznie! Zapraszamy też na naszą FaceBookową stronę , gdzie już w grudniu zaproszę Was do konkursu , a nagrody przywiozę prosto z Marrakeszu. Nie ma co się opierać, patrzymy teraz w prawo, klikamy na "fejsową" ikonkę i przytulamy Sznupków mocno i czule:)        

  
Pasztet z tuńczyka i fasoli - przepis autorski

Składniki (1kg keksówka)

4 puszki tuńczyka z wody(160g)
1 puszka białej fasoli (420g)
2 kromki chleba (na zakwasie)
3 jajka
2 czubate łyżki przecieru pomidorowego
posiekana drobno zielona pietruszka
2 łyżki soku z cytryny
1 łyżka brązowego cukru
1 łyżka papryki słodkiej
sól/pieprz
2 łyżki oliwy
masło i bułka tarta

wtorek, 11 listopada 2014

Urodziny Sznupka, zły chochlik i schab w glazurze słodko - kwaśnej

No dobra, muszę się przyznać, potrafię czasem być wredna. Siedzi we mnie taki cwany, złośliwy chochlik i tylko szepcze do ucha brzydkie pomysły. Musicie mi wierzyć, że staram się z nim walczyć, ale jakoś mi to nie wychodzi, ma wredota siłę przebicia. Wczoraj Sznupek miał urodziny, więc byłam dla niego bardzo grzeczna, nawet jednym słowem go nie zdenerwowałam, nic a nic! Biedaczek pewnie będzie pamiętał ten dzień do końca życia. Nawet czekałam na Niego, jak wróci z pracy, z czekoladowym tortem i butelką wódki i bluzeczkę ładną przywdziałam i świeczki zapaliłam, włos przeczesałam i oko se mazłam. Wszystko to dla mojego Czterdziestolatka,  nawet mu potem tą wódkę pomogłam wypić, żeby ten dzisiejszy ból głowy po równo podzielić, bo znacie to przysłowie, co dwie głowy, to nie jedna? W prawdzie nie znam przysłowia o dwóch żołądkach, ale co tam, tort też pomogłam mu zjeść, co tak miałam siedzieć i patrzeć?

 

Tak było wczoraj, dzisiaj rano obudził mnie kac chochlik i szarpie za piżamę i gada głupoty do ucha i do kuchni siłą zaciągnął i kazał śniadanie dla Sznupka przygotować, śniadanie, które wprowadziło Sznupka w godzinne osłupienie. Sami zobaczcie jaki ten chochlik wredny.....



Wiem, wiem, też się z Wami zgadzam, że Sznupek nie zasłużył, szczególnie w okresie świętowania urodzin, bo my urodziny obchodzimy cały tydzień. Codziennie jakaś mała przyjemność, codziennie jakiś mały prezencik. Spróbujcie kiedyś, świetna zabawa i wielka radość z urodzin. Udało mi się jakoś pozbyć chochlika na resztę dnia i w ramach rekompensaty ugościłam Sznupka po królewsku. Zapraszam i Was na ten pyszny obiad, jestem pewna, że wyliżecie talerze do czysta. Oto kolejna propozycja obiadowa, zapraszam.

Schab w glazurze słodko-kwaśnej, ziemniaczki pieczone Madras, surówka z pora

                   
Składniki: 4 osoby

4 kotlety schabowe
majeranek
2 ząbki czosnku
sól
pieprz czarny
sos sojowy ciemny
ocet balsamiczny
miód
olej ryżowy ( lub inny) 
mąka

***

1kg ziemniaków
przyprawa curry Madras (lub inna)
chili w proszku
czosnek granulowany
przecier pomidorowy
musztarda stołowa
cukier
olej ryżowy(lub inny) 
sól morska

***
3 pory (biała i jasno zielona część)
1 duża marchew
1 puszka kukurydzy
jogurt naturalny
oliwa
musztarda stołowa
koperek suszony (przyprawa)
sól/pieprz/cukier


Zaczynamy od surówki, bo potrzebuje czasu, aby się przegryźć. Bardzo cienko szatkujemy pora, na tarce ścieramy jedną dużą marchew i dodajemy kukurydzę odsączoną z wody. Dodajemy łyżkę suszonego koperku, 2 łyżki oliwy, łyżeczką musztardy, łyżeczkę cukru oraz sól i pieprz do smaku. Mieszamy dokładnie i dodajemy jogurt naturalny, ilość dowolna, ale nie róbmy surówki za suchej, bo gwarantuję, że sosik będzie tak wam smakował, że będziecie maczać w nim ziemniaczki jak szaleni. Surówkę na godzinę wstawiamy do lodówki, niech nam się ładnie przegryza. Pomysł na sos jogurtowy z oliwą i musztardą zaczerpnęłam od Jamiego Oliviera i to jest strzał w dziesiątkę! Uwielbiam ten smak, uwielbiać będziecie i Wy:)



Zabieramy się za ziemniaki, najpierw marynata. Dwie łyżki przyprawy curry Madras, łyżeczka chili w proszku, łyżeczka cukru, pół łyżeczki czosnku granulowanego, łyżka przecieru pomidorowego i łyżeczka musztardy, cztery łyżki oleju ryżowego, cztery łyżki wody, mieszamy składniki dokładnie. Ziemniaki ze skórką kroimy w ósemki, lub na bardzo grube frytki, wedle uznania i mieszamy z marynatą. Ja mam dużą miskę z zamykanym deklem i wrzucam tam ziemniaki z marynatą i tańczę po kuchni "coco jumbo" , ale wy nie musicie, możecie zwyczajnie energicznie potrząsać. Można też użyć woreczka, chodzi o to, aby wszystko dokładnie się wymieszało. Jeżeli chcecie, to możecie też dodać warzywa, marchew, cukinię, kalarepkę, cebulę pokrojoną w łódki. Ta marynata nadaje się do wszystkiego , nie tylko do ziemniaków. Rozgrzewamy piekarnik na 180C i pieczemy przez 40-50 minut, najlepiej na blaszce wyłożonej papierem. Lepiej piec dłużej, a w niższej temperaturze, zauważyłam, że przy 200C indyjskie przyprawy się zwyczajnie spalają. ZIEMNIAKI SOLIMY PO WYJĘCIU Z PIEKARNIKA, tak jak frytki, każdy sobie do smaku.



Kotlety schabowe kroimy w cienkie podłużne paski, nacieramy solą, pieprzem i majerankiem. Rozgrzewamy patelnię, dodajemy z 2-3 łyżki oleju i wrzucamy na to mięso. Smażymy na złoty kolor, na dość dużym ogniu. Zajmie nam to raptem 10 minut, może 15, jeżeli paski są grubsze. Jeżeli widzimy, że schab już jest gotowy, zmniejszamy gaz, posypujemy z wierzchu mąką(1 łyżka) i smażymy , aż nam się wszystko połączy. Teraz najważniejszy moment, dodajemy 4 łyżki sosu sojowego ciemnego, pół łyżki miodu i wyciśnięte dwa ząbki czosnku. Znowu mieszamy i dodajemy 2 łyżki octu balsamicznego, mieszamy , zwiększamy gaz, podlewamy małym chlustem wody i co jakiś czas ruszamy patelnią( wiecie takie szpanerskie ruchy kucharskie przód- tył) , po minucie woda powinna odparować i gotowe. Pamiętajmy, że nie chcemy sosu, potrzebujemy tylko efekt kleistej glazury. Nie dusimy też, nie smażymy godzinę, chcemy uzyskać chrupkość soczystego mięsa. Najpierw więc zamykamy pory energicznym podsmażaniem, za pomocą miodu robimy skorupkę, którą to później kruszymy za pomocą octu. Poezja dla podniebienia i orgazm dla duszy.           





Gotowe Kochani! Ugotowaliśmy pyszny obiad i możemy siadać do stołu. Smacznego! Pa,pa!                               

poniedziałek, 10 listopada 2014

Szybka, leniwa i gorąca podróż kulinarna, czyli indyk po tajsku



Czy Wy jeszcze pamiętacie, że poniedziałek to Międzynarodowy Dzień Lenia? Zapomnieliście? Wiedziałam, że jak Was nie przypilnuję to tak będzie. Kochani na pracę macie jeszcze cały tydzień, dzisiaj żyjemy jeszcze wspomnieniem weekendowego relaksu. To co macie zrobić dzisiaj, z powodzeniem możecie przełożyć na jutro. Dzisiaj zadbajcie o siebie i swoje dobre samopoczucie. Nawet nie musicie się martwić co zrobić na obiad, bo ja już o to zadbałam, mam dla Was zdrowy i prosty przepis na indyka po tajsku. Podstawowe składniki, mało krojenia, żadnego brudzenia stosu naczyń i tylko 30 minut w kuchni. Zapraszam po przepis:)

Pierś z indyka na ryżu po tajsku
 

   
Składniki: (2 osoby)
1 duża pierś z indyka (może być kurczak, kaczka, schab)
1 szklanka brązowego ryżu
100g zielonej fasolki szparagowej
200g szpinaku
2 czerwone papryczki chili
2 ząbki czosnku
1 łyżka startego imbiru
1 łyżka mielonej kolendry
1 łyżeczka miodu (brązowy cukier lub inny słodki zamiennik)
sok z limonki
sos sojowy jasny
sos sojowy ciemny
oliwa/olej

Zanim przejdziemy do gotowania, to chciałam parę rzeczy wyjaśnić. W przepisie podałam, miód lub inny słodki zamiennik. Możecie użyć białego cukru, stewii, czy też syropu z agawy, który tak na marginesie bardzo polecam. Gotując po tajsku nie możemy pominąć słodkiego faktora, bo traci się cały sens kuchni azjatyckiej.Balans i równowaga między słodkim, kwaśnym, słonym, gorzkim i ostrym musi być zachowana. Ma to wpływ na nasze trawienie i pobudza nasze ciało do pracy. To samo tyczy się limonki, można ja zastąpić cytryną, lub odrobiną octu jabłkowego, ryżowego czy balsamicznego, ale nie można pominąć. Dla Tajów jedzenie to byt i egzystencja, równowaga w jedzeniu daje równowagę w życiu, więc warto wprowadzać do naszej kuchni trochę tej azjatyckiej równowagi, warto myśleć o tym co się je i jak się je. No dobrze, już nie przynudzam i zapraszam do kuchni.

                
Pierś w indyka kroimy na dwa płaty, delikatnie rozbijamy. Łyżkę mielonej kolendry, łyżkę soku z limonki, łyżeczkę miodu i 2-3 łyżki sosu sojowego jasnego mieszamy razem i wcieramy w nasze mięso.  Na patelni rozgrzewamy minimalną ilość oleju. Ja używam oleju ryżowego i jestem nim zachwycona, bo tłuszcz nie wchłania się w mięso, daje delikatny posmaczek prażonego ryżu i sprawia, że mięso czy też warzywa są chrupkie, więcej możecie poczytać w tym linku
KLIK KLIK   
Indyka obsmażamy z dwóch stron na złoty kolor. Nie trzymamy na patelni za długo, mięso może być nawet surowe w środku, bo to dopiero pierwsza faza smażenia. Kotlety odkładamy na  talerz. Teraz na patelnię wrzucamy surową fasolkę szparagową. Smażymy na sporym ogniu, aż się miejscami zarumieni i skórka jej popęka. Zmniejszamy gaz, dodajemy łyżkę startego imbiru, wyciśnięte ząbki czosnku i posiekaną bardzo drobno 1 papryczkę chili. Jeżeli nie mamy świeżej papryczki chili, możemy dodać słodkiej oraz pieprzu kajeńskiego.  Dla wygody możemy wszystko wrzucić do blendera. Dodajemy to do fasolki i dorzucamy szklankę brązowego ryżu ( surowego). Smażymy około 10 minut, dorzucamy szpinak i dodajemy około 4 łyżek sosu sojowego jasnego. Dokładamy kolejną papryczkę chili pokrojoną, tym razem w paski i dokładamy nasze kotlety. Podlewamy wszystko wodą (2 szklanki) i przykrywamy, dusimy na średnim do momentu, aż ryż wchłonie wodę i będzie gotowy do jedzenia. Na koniec dodajemy parę łyżek sosu sojowego ciemnego oraz odrobinę miodu i  sok z limonki do smaku. Gotowe, teraz tylko zajadać ze smakiem.

*******

Jeszcze w tym tygodniu zaproszę Was na spacer po Arezzo i pokażę jak łatwo zrobić kaczkę w sosie ostrygowym na orientalną nutę, opowiem Wam też jak sprzedają się polskie lody w Szkocji. Jeżeli chcecie być na bieżąco, to koniecznie przytulcie nas na FaceBooku - wystarczy kliknąć w fejsowe okienko po prawej stronie:) Zapraszamy serdecznie!            

piątek, 7 listopada 2014

Zapiekanka makaronowa pachnąca bazylią, czyli wspomninie włoskich wakacji



Włosi do jedzenia podchodzą bardzo poważnie i słusznie, bo jedzenie to życie. Od tego zależy nasze zdrowie i dobre samopoczucie, dlatego Włosi przywiązują tak ogromną wagę do jakości jedzenia, wyglądu i zapachu, choć i tak najważniejsza jest miła i rodzinna  atmosfera. Mam dla Was dzisiaj przepis na zapiekankę, która ma w sobie same dobre składniki i na pewno sprawi, że atmosfera przy stole będzie pełna radosnego uniesienia. Zapraszam:)


czwartek, 6 listopada 2014

Kokosianki z owsianki i dorsz w trzech kolorach, czyli fantastycznie dietetycznie





Jesień zagościła na dobre, zrobiło się szaro, buro i ponuro. Nie wiem czy też tak macie, że człowiek czuje się ciężki, ospały i zmęczony. Pewnie też tak macie, bo w sumie Ameryki nie odkryłam. Ja jednak postanowiłam się tej jesiennej chandrze przeciwstawić, bo kto to widział, żeby taka drobnostka psuła mi humor. Życie jest zbyt piękne, żeby skupiać się na szarościach, to od nas zależy w jakich kolorach upłynie nam dzień, tydzień, miesiąc, całe życie. Dlatego u nas w całym domu stoją porozstawiane kolorowe i pachnące świece, w misce wylądowały mandarynki, banany i limonki, a na parapecie w donicy pachnie bazylia, rozmaryn i tymianek. Jest ciepło, kolorowo i pachnąco. W kuchni tez porobiłam porządki, na półce wylądowały pomidory w puszcze, kasze, fasole i suszone owoce.
Nie wiem jak w Polsce, ale u nas 1 listopad, to Międzynarodowy Dzień Wegetarianizmu, więc w telewizji każdy program kulinarny  prześcigał się w wymyślnych daniach bezmięsnych. Postanowiłam iść za ciosem i wprowadzić kuchnie wegetariańską do naszego domu. Oczywiście nie na stałe!!! W życiu! Sznupek po miesiącu wystawiłby mnie chyba na Allegro z dopiskiem - dostawa gratis, zwrotów się nie uwzględnia. Jednakże poważnie sobie porozmawialiśmy i zadecydowaliśmy, że trzy dni w tygodniu będziemy jedli mięso, a w pozostałe dni mięso będzie w naszej kuchni zakazane i dotyczy to każdego posiłku. A skoro ma być zdrowo, to koniecznie musi być wesoło i kolorowo. Z tej okazji mam dla Was parę bardzo smacznych przepisów. Coś na śniadanie, coś na obiad i coś na deser. Zainteresowani? To zapraszam........

wtorek, 4 listopada 2014

Wakacje w Toskanii - Florencja na opak - cz.8

Czasem tak bywa, że wszytko idzie na opak, nawet jakbyście się bardzo starali, to i tak nie uda się tego odwrócić na dobrą drogę. Wielkiej tragedii nie ma, jak co jakiś czas trafi nam się taki dzień, ale słyszałam, że są ludzie co im tak na opak wszystko idzie przez całe życie. Nam na szczęście trafił się tylko taki jeden dzień w podróży, na nieszczęście był to dzień w którym wybraliśmy się do Florencji. No pech niesamowity, ale nie dla nas, dla Florencji pech, bo nie miała szansy pokazać nam się w pełnej krasie.



Zaczęło się od tego, że na dworcu przypomniałam sobie, że zapomniałam zapakować aparatu do plecaka. Do odjazdu pociągu mieliśmy dosłownie 10 minut, ale Sznupek na moje błagalne spojrzenie, kategorycznie odmówił biegu na przełaj w celu zabrania aparatu z kuchennego stołu. Po czym z miną Baltazara Gąbki oznajmił, że aparat spoczywa w jego plecaku i tylko czekał, kiedy sobie przypomnę, że zapomniałam. Złośliwy, prawda? Miałam prawo strzelić focha? Miałam, więc strzeliłam. I tak siedzimy na dworcu, ja z fochem, on z papierosem, upał się robi okropny, a słodki głosik w megafonie zapowiada, że pociąg się spóźni 20 minut. Już wtedy powinniśmy się zorientować, że to nie będzie idealny dzień w idealnej Toskanii.




niedziela, 2 listopada 2014

Dzień Dobry kochanie, co dziś na śniadanie? - sałatka śniadaniowa Toskanka

Włoska kuchnia zawsze mnie zadziwia swoją prostotą i bogactwem smaków jednocześnie. Tylko oni tak potrafią. W pewnym barze w Arezzo zamówiłam sałatkę toskańską i dostałam pomidory z chlebem. Serio! POMIDORY Z CHLEBEM. I powiem Wam, że pomidory z chlebem nigdzie nie smakowały tak dobrze. Ba! Smakowały wyśmienicie, tak bardzo, że nawet nie mam zdjęcia tej sałatki, a szkoda.
To wykwintne danie podano w półmisku, pomidory pokrojone w ćwiartki, posypane listkami bazylii, z dodatkiem bryłowatych grzanek ze zwykłego chleba, polane oliwą i octem balsamicznym. To tyle i aż tyle!
Robiłam ją w domu już dwa razy, zainspirowała mnie też to dalszych kombinacji i tak powstała moja osobista sałatka śniadaniowa Toskanka. Polecam i zachęcam was do zabawy ze składnikami. Głównym bohaterem są grzanki, pomidor, bazylia i sos, a dodatki mogą być różne  -tuńczyk z serem żółtym, pepperoni z mozzarellą, kiszony z jajkiem. Co tam macie w lodówce i co tam Wam w głowie zaświta. Sama forma jedzenia, czyli nabijanie na widelec grzanki z dodatkiem i maczanie w sosie jest fenomenem!

Sałatka śniadaniowa Toskanka



Składniki:
4 pomidory
1 kiełbasa toruńska
ser żółty
1 mała cebula
świeża bazylia
świeży chleb

4 łyżki oliwy
1 łyżka octu jabłkowego
1 łyżeczka cukru
sól/pieprz do smaku


Zaczynamy od przygotowania sosu. Składniki mieszamy w misce , w której będziemy robić sałatkę. Robimy to z octem jabłkowym ze względu na jego walory smakowe i zdrowotne. Wedle uznania kroimy pomidory, kiełbasę i ser żółty oraz cebulę i świeżą bazylię. Mieszamy i odstawiamy na bok, Rozgrzewamy patelnię, pokrojony chleb obsmażamy z dwóch stron i dodajemy do sałatki. Gotowe i smacznego:)



Jeżeli Wam smakowało i podoba Wam się w sznupkowej kuchni, to musicie koniecznie przytulić nas na FACEBOOKU - po prawej stronie jest fejsowa etykietka, wystarczy tam kliknąć i od razu Wasze życie nabierze smaku i koloru:) A nasze będzie bogatsze o kolejnych przyjaciół.

Miłej niedzieli, miłego dnia i miłego życia Kochani:)    

 
.
   

sobota, 1 listopada 2014

Z brudnopisu emigranta - najpiękniejsze cmentarze na świecie są w Szkocji

Nawet nie wiem, czy warto coś pisać, bo to trzeba poczuć. Szkockie cmentarze pachną starym kamieniem  i świeżym mchem. Na szkockich cmentarzach, w parze, tańcują anioły i celtyckie chochliki. Wiara miesza się z wierzeniami, za nagrobkami chowają się czarownice, bawiąc się w chowanego z Św. Piotrem. Szkocki cmentarz ma duszę z bogatą przeszłością, na szkockim cmentarzu straszy, ale tylko tak trochę.....bo szkockie cmentarze są piękne, najpiękniejsze na świecie.