środa, 31 grudnia 2014

Kulinarne propozycje, czyli jak wejść w Nowy Rok ze smakiem

Kochani , już dzisiaj w nocy będziemy witać Nowy Rok! Mamy nadzieję, że przyniesie Wam wiele wspaniałych chwil, mnóstwo radosnych uniesień i 365 powodów do uśmiechu. Jeżeli w jakiś sposób ten stary rok nie był dla Was łaskawy to się nie przejmujcie! Głowa do góry, cycki do przodu, na bok troski, bo Nowy Rok będzie BOSKI!



 Mawiają, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a później to już jakoś leci. Zadbajmy więc, żeby w ten Nowy Rok wejść z uśmiechem i ze smakiem. O uśmiech musicie postarać się sami, co do smaku, pozwólcie, że pomogę.
Wczoraj na naszej "fejsbukowej" stronie przez cały dzień dodawałam przepisy z sylwestrowymi propozycjami. Czas aby zebrać je tu w całości, może jeszcze komuś się przydadzą.
Zresztą, macie cały następny rok, żeby je wypróbować. Zapraszam!

JAJA ZORBY


Składniki:
5 jajek 
1/2 ogórka szklarniowego ( długi)
3 ząbki czosnku
1 łyżka suszonego koperku
garść świeżego
sól/pieprz
jogurt naturalny
majonez ( u mnie własnej roboty) 


Ogórka ścieram na tarce razem ze skórą, nie odciskam wody, nie ma takiej potrzeby , wyciskam czosnek, dodaje koperek, sól, pieprz i łączę pół na pół z majonezem i greckim jogurtem.
Jak widzicie nazwa Jaja Zorby pochodzi , od greckiego sosu tzatziki:), jedynie w zmodyfikowanej formie. Można podawać jak na obrazku, lub indywidualnie na krakersach lub grzankach - krakers- połówka jajka - sos. Wygląda bardzo ładnie. 



CAMEMBERT ZAPIEKANY W PAPRYCE I WĘDZONYM BOCZKU



Składniki:
ser camembert
papryka konserwowa
boczek wędzony lub szynka parmeńska 
suszony rozmaryn




Rozkładamy plastry boczku na desce, dobrze jak będą na siebie odrobinę zachodzić. Gruby plaster (1/4 całości krążka) posypujemy odrobiną rozmarynu, zawijamy w paprykę ze słoika, kładziemy na boczek i zwijamy, dokładnie zakrywając cały ser. Pieczemy przez 30 minut w 190 C. Podawać z delikatnym sosem winegret lub innym, według uznania. Smacznego:)


No to lecimy dalej z przygotowaniami do sylwestrowej nocy!
Dobre na ciepło, ale jeszcze lepiej na zimno! Thai Sweet Chili to chyba najlepszy sos jaki wymyślono w Tajlandii. Jest idealnie słodki, perfekcyjnie ostry i kwaśny w sam raz. Polecam oryginał (butelka na zdjęciu), ale innych firm też się nada.

Kurczak po tajsku - sweet chili



6 pałek z kurczaka 
3 piersi
sos sweet chili - Thai Sweet Chilli Sauce Healthy Boy Brand
sos sojowy ciemny
czosnek
mąka kukurydziana lub ziemniaczana

Piersi z kurczaka kroimy w kostkę i dodajemy świeżo wyciśnięty czosnek, czosnek wcieramy też w pałki. Zalewamy mięso sosem chili, dokładnie mieszamy, odstawiamy do lodówki na przynajmniej 2 godziny. Wyciągamy z lodówki, dajemy kurczakowi ochłonąć trochę. W tym czasie rozgrzewamy piekarnik do 180 C, a piersi z kurczaka nakłuwamy na drewniane lub bambusowe patyczki ( patyczki namoczyć w wodzie) Wykładamy wszystko na blachę, wyłożoną papierem do pieczenia. Do marynaty, która nam została w misce dodajemy około 5 łyżek sosu sojowego i 1 łyżki mąki, mieszamy dokładnie. Jeżeli marynaty jest za mało na pokrycie naszego mięsa, dodajemy jeszcze trochę sosu chili. 
Blachę z mięsem wkładamy do piekarnika na 40 minut, po czym wyciągamy, obracamy mięso, polewamy marynatą i ponownie wkładamy na kolejne 15 minut. Gotowe! Można podawać na ciepło z ryżem, lub na zimno z dodatkiem sezamowych paluszków i sałatki z ogórków, jogurtu i kukurydzy.


Pasta z wędzonego łososia do krakersów lub owsianych ciasteczek


150 g łososia wędzonego (najlepszy szkocki)
1/2 ogórka szklarniowego (ze skórką, startego na tarce)
100 g serka Philadelphia
1 łyżeczka chrzanu
koperek
sól/pieprz do smaku

Wszystko ze sobą dokładnie wymieszać i podawać z krakersami, grzankami, tostami lub zawinąć w tortillę.

PIKANTNA ZUPA BROKUŁOWA ze szpinakiem i mlekiem kokosowym



Składniki
400g brokułów
200g szpinaku
2-3 duże ziemniaki
1 marchew
2 czerwone papryczki chili
4 ząbki czosnku
1 łyżka startego imbiru
1 łyżka cukru
sól
pieprz
mleko kokosowe
1 limonka 
olej/masło



W garnku rozgrzewamy odrobinę masła lub oleju i przez chwilę podsmażamy szpinak. Następnie dodajemy brokuła rozdzielonego na różyczki, obrane ziemniaki i marchewkę, papryczki chili przekrojone na pół, ząbki czosnku obrane i imbir( można zastąpić mielonym). Dodajemy cukier, pieprz i sól, zalewamy wrzątkiem, tak na dwa palce ponad warzywa i gotujemy pod przykryciem do miękkości. Następnie odstawiamy, aż trochę przestygnie i miksujemy/blendujemy. Stawiamy na mały gaz, dodajemy mleko kokosowe (1 puszka) mieszamy, po pięciu minutach doprawiamy do smaku sokiem z limonki. Ja dodałam jeszcze czosnku, ale to już indywidualnie musicie dopasować do waszego smaku


ŚLEDZIE RASTA - po jamajsku


Składniki: 

1 kg Matjasów
3 białe cebule
2 czerwone papryki
1 zielona papryka
ananas konserwowy
zielona pietruszka
olej rzepakowy
200 g przecieru pomidorowego
limonka lub cytryna

6 liści laurowych
6 ziela angielskiego
2 goździki
1/2 łyżeczki kurkumy
1/2 łyżeczki pieprzu kajeńskiego 
1 łyżeczka kminu ( kmin rzymski)



Śledzie płuczemy w wodzie( moje nie wymagały moczenia) kroimy w paski, skrapiamy sokiem z cytryny i dodajemy odrobinę cukru ( cukier wyciąga cały piękny aromat śledzia), odstawiamy na bok. Rozgrzewamy patelnie i wrzucamy wszystkie przyprawy, podgrzewając je uwalniamy zapachy, po paru minutach dodajemy pokrojoną w piórka cebulę, paprykę w kostkę i posiekaną zieloną pietruszkę( duża garść).
Podsmażamy na średnim ogniu, nie dopuszczamy, aby cebula nam się rozwaliła, ma być tak al dente. Dodajemy pięć czubatych łyżek ananasa z puszki( w kawałkach) i 5 łyżek soku, 200 g przecieru pomidorowego i sok z całej limonki. Zasmażamy chwilę i odstawiamy do ostygnięcia. Teraz układamy warstwowo w słoiku - farsz,śledź, oliwa i tak do wyczerpania składników - powinny wyjść dwa litrowe słoiki. Smacznego! ŚLEDZIE należy obracać w międzyczasie, czas przegryzania to 24 h, a w słoiku mogą śmiało leżakować do tygodnia.  
Nazwę podsunęła mi moja bardzo sympatyczna koleżanka Ania:)



czwartek, 18 grudnia 2014

Pierwszy Świąteczny Konkurs kulinarny - zaproś nas do stołu, my przyniesiemy prezenty!

Zapraszamy na Pierwszy Świąteczny Konkurs Kulinarny! Mamy nadzieję, że stanie się to naszą tradycją! Kochani, wszystko zależy od Was! Czy spodoba się wam pomysł, czy dacie się wciągnąć do zabawy? Zaproście nas do waszego wigilijnego stołu, a my przyjdziemy do Was z prezentami!




KTO może wziąć udział w konkursie?

- każdy kto skończył 18 lat
- każdy kto kocha Święta
- każdy kto czyta naszego Bloga

CO należy zrobić, aby wziąć udział w konkursie?

- należy zrobić zdjęcie swojego wigilijnego stołu lub wybranych potraw
- wysłać jedno zdjęcie na adres mailowy - sznupkowiewpodrozy@gmail.com
  lub zamieścić (dodać) na stronie FB  - KLIK
- należy napisać kilka słów o zdjęciu (np. Wigilia u moich dziadków, na stole widać głowę karpia)

CO dalej?

Zdjęcia zostaną zamieszczone na stronie FB i na blogu.
Sznupkolubni będą mogli głosować na swoje ulubione zdjęcie na naszej fejsbukowej stronie
Sznupcia i Sznupek wybiorą swoje ulubione zdjęcia wigilijne w tajnym głosowaniu.

CO można wygrać?

Paczkę z przyprawami z całego świata ( garam masala, curry madras, wędzona papryka, tajskie chili i wiele innych) oraz specjalną pamiątkę ze Szkocji. Nagrody są trzy i są równorzędne:
Nagroda za najładniejszy stół wigilijny zdaniem Sznupci
Nagroda za najfajniejszy stół wigilijny zdaniem Sznupka
Nagroda za najpopularniejszy stół wigilijny zdaniem Sznupkolubnych (głosowanie na FB)

DO kiedy trwa konkurs?

Zdjęcia można nadsyłać przez miesiąc od 24 grudnia 2014 do 24 stycznia 2015.
Zwycięscy zostaną ogłoszeni 25 stycznia 2015.
Paczki- nagrody zostaną wysłane pocztą w ciągu 14 dni od ogłoszenia wyników.

REgulamin:
Zdjęcie musi być własnością osoby, która bierze udział w konkursie
Na konkurs można wysłać tylko jedno zdjęcie.
Uczestnik konkursu musi być pełnoletni.  


  ZAPRASZAMY SERDECZNIE DO WSPÓLNEJ ZABAWY!!!

środa, 10 grudnia 2014

Śledź Hindusa, czyli przedświąteczna próba generalna


O tym, że śledź jest zdrowy, to każdy Polak wie i chwała mu za to. W Szkocji jest już trochę gorzej, bo śledzie wyparł wędzony łosoś i tuńczyk z puszki oraz dorsz w panierce. Służba zdrowia w swoich ulotkach umieściła śledzia na samej górze tabeli wśród zdrowych  ryb, dostępnych na naszym europejskim rynku. Śledzie możemy jeść bez ograniczeń, bo nie zawierają rtęci i innych niezdrowych pierwiastków, co jest, w czasach zanieczyszczonych wód, bardzo istotne.
Już tradycją się stało, że przed Świętami szykuje nową odsłonę śledzi. Wielką popularnością cieszą się śledzie po meksykańsku, są chyba najpopularniejszym przepisem na blogu, przepis znajdziecie TUTAJ

Wkrótce zaprezentuję Wam śledzie po jamajsku, ale muszę jeszcze trochę nad przepisem popracować. Dzisiaj zapraszam na Śledzie Hindusa - będziecie zachwyceni - obiecuję!

ŚLEDŹ HINDUSA

Składniki:


200 G płatów matjasów

2 cebule
olej ryżowy (może być inny)
1 czubata łyżeczka curry w proszku(łagodny)
1 łyżka przecieru pomidorowego
3 goździki 
3 ziela angielskie
1 łyżeczka papryki słodkiej
dwie szczypty cynamonu
dwie szczypty kminu rzymskiego
sok z cytryny
kurkuma
cukier


Jeżeli płaty są słone , to przepłukać/odmoczyć w wodzie lub mleku. Następnie płaty nacieramy cukrem i kurkumą,musimy uważać z kurkumą, dajemy tyle, żeby dodać koloru, małą szczyptę na każdy płat. Skrapiamy suto sokiem z cytryny i odstawiamy do "przegryzienia się"
Cebulę kroimy według uznania, może być w krążki lub w piórka, ale nie za drobno. Pokrojoną cebulę wrzucamy na rozgrzaną patelnię z odrobiną oleju, podsmażamy i po chwili na patelnię dodajemy przyprawy i przecier, smażymy na małym ogniu przez parę minut. Studzimy. Układamy w słoiku - cebula, olej, śledzie pokrojone w paski, aż do wyczerpania składników. TO JEST porcja na mały słoik 1/2 l. Słoik odstawiamy do lodówki na przynajmniej 12 godzin, nie zaglądamy, nie odkręcamy, nie próbujemy, dajmy przyprawą popracować nad śledziami. Jedyne co robimy , to stawiamy śledzie do góry nogami na parę godzin, a później zmieniamy pozycję na normalną, czyli wieczkiem do góry. Możemy też położyć słoik na blacie i chwilę porolować, żeby wszystko równomiernie się poprzelewało. Olej nabierze przepięknego koloru, co widac na zdjęciu, a o smaku musicie przekonać się sami.



          

    Kochani, idą Święta! Pamiętajcie aby przytulić nas na "fejsbuku", wystarczy kliknąć w ikonkę na pasku po prawej stronie. Dzięki temu jako pierwsi dowiecie się o konkursie, w którym będzie można wygrać przyprawy z całego świata!      

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Co to jest comfort food, jak to przetłumaczyć na polski oraz przepisów kilka na domowe pocieszacze

Mimo, że język angielski jest językiem prostym, to jest bardzo obrazowy i dzięki temu jedno słowo ma tysiące znaczeń, co czasami wprowadza  rozmówce w zakłopotanie, ale daje też pole do popisu dla naszej wyobraźni. Brakuje mi tej prostoty w języku polskim, gdzie wszystko musi być dokładnie sprecyzowane i logicznie zapisane. Pamiętam, że na początku mojej emigracyjnej kariery próbowałam mówić po angielsku, precyzując swoje myśli po polsku, plątałam się w słowach, a wystarczyło użyć jednego lub dwóch, żeby wszyscy zrozumieli o co mi chodzi. Weźmy pierwszy przykład z brzegu.

 comfort - wygoda, dobre samopoczucie, komfort, pocieszenie, ukojenie
 food - jedzenie
 comfort food  - coś do jedzenia dla poprawienia humoru, nastroju. Jedzenie wywołujące miłe                                         wspomnienia, jedzenie które dodaje sił. 




No właśnie, dwa proste słowa, a można tyle wyrazić. Comfort food może być tabliczka czekolady w deszczowy dzień, albo talerz gorącego rosołu, który przypomina rodzinny dom, może to też być ostre curry od hindusa z pobliskiej restauracji. Każdy rodzaj jedzenia, które sprawia, że czujemy się komfortowo, jedzenie, które poprawia nasz nastrój, lub jest pocieszeniem na jesienne smutki. A jak takie jedzenie określić po polsku? Macie jakieś pomysły? Pocieszacz? Brzmi dziwnie i może pasuje do tabliczki czekolady, ale do talerza gorącego żurku już nie za bardzo. Macie jakieś pomysły, może wspólnie coś wymyślimy? Tymczasem zapraszam Was na moje "comfort food", bo nic mnie tak nie cieszy, jak świadomość, że mam na talerzu zdrowe, domowe jedzenie.



Zupa - kwaśny pęczak z grzybkami na rosole



Składniki:
1 mały kurczak (1.10 kg)
2 pory
4 marchewki
1 szklanka kaszy pęczak
1 szklanka kapusty kiszonej
5 ziemniaków
25 g suszonych grzybów 

4 ząbki czosnku
4 liście laurowe
4 kulki ziela angielskiego
1 łyżka majeranku
2 goździki
1 łyżka cukru
sól
pieprz

zielona pietruszka

Zupa jest kwintesencją zdrowia i smaku, wspaniała uczta dla zmarzniętego organizmu. Kurczaka wycieramy papierem, kroimy na pół  i wkładamy do dużego garnka, 2 marchewki i jednego pora drobno kroimy w talarki i dodajemy do garnka, pozostałe marchewki i pora wkładamy w całości, lub przekrojone na pół. Warzywa w całości przydadzą nam się na "potem" jak będziemy robić pasztet. Dodajemy przyprawy, zalewamy wodą i gotujemy na małym gazie, do miękkości mięsa.
Kurczaka i warzywa w całości wyciągamy z garnka. Uzupełniamy poziom wody w garnku, tak żebyśmy mieli 4 l bulionu. Dodajemy posiekaną drobno kapustę kiszoną, posiekane grzybki i wodę z grzybów. Oczywiście grzyby musimy namoczyć jakieś dwie godziny wcześniej. Gotujemy pod przykryciem jakieś 30 minut, na końcu dodajemy kaszę i pokrojone dość grubo ziemniaki, po kolejnych 20 minutach zupa powinna być gotowa. Dodajemy posiekaną zieloną  pietruszkę, doprawiamy pieprzem i solą. Zupa wyjdzie bardo gęsta, więc jeżeli ktoś nie lubi jak mu łyżka "stoi", to musi zredukować ilość kaszy. Zupę można też ugotować na rosole wołowym, może być nawet smaczniejsza, o ile to jeszcze możliwe. Ja gotowałam na kurczaku, bo mięso będzie nam potrzebne na pasztet.

Drobiowy pasztet o smaku pomidorów i wędzonej papryki



Składniki:
1 kurczak(1.10 kg)
2 marchewki
1 por
2 jajka
3 kromki chleba
1 łyżka wędzonej papryki
1 łyżka czerwonej papryki
100g przecieru pomidorowego
1 łyżka kolendry mielonej
1 łyżka cukru
sól/pieprz
olej

Kurczaka i warzywa najlepiej ugotować dzień wcześniej, przełożyć do miski razem z warzywami i podlać odrobinę tłustym rosołkiem, na drugi dzień na kurczaku zrobi się ładna galaretka, która nada smaku naszej potrawie. Kurczaka obieramy z kości i miksujemy/ mielimy/ blendujemy razem z warzywami. Trzy kromki suchego chleba kroimy w kostkę, dodajemy papryki, przecier pomidorowy, cukier, sól, pieprz i kolendrę, podlewamy olejem i traktujemy blenderem lub wrzucamy do robota, ciężko mi powiedzieć ile tego oleju, może 3 -4 łyżki, mają nam się utworzyć tłusto-wilgotne okruszki, które będą nośnikiem smaku i spulchniaczem w pasztecie. Okruszki i dwa jajka(surowe) dodajemy do mięsa i dokładnie mieszamy - masa ma być gęsta i kleista, jeżeli będzie za sucha można dodać jeszcze z dwie łyżki oleju. Pamiętajmy, że pasztet będzie się piekł w wysokiej temperaturze, więc nie możemy użyć oliwy z oliwek do sałatek. Mięso odstawiamy na godzinę do lodówki, żeby nam się przegryzło.
Piekarnik rozgrzewamy na 190 C (termoobieg), mięso wyciągamy z lodówki, przekładamy do blaszki, lub keksówki wysmarowanej masłem i posypanej bułką tartą lub kaszą manną.
Przekładamy farsz i odpowietrzamy, czyli unosimy foremkę nad blat i wypuszczamy z rąk, czynność powtarzamy parokrotnie, w ten sposób pasztet nam się ładnie ubije. Pieczemy około 45-50 minut, aż nam się utworzy ładna skorupka na wierzchu, można dodać parę minut, jeżeli nie zarumieni się odpowiednio, ale nie trzymajcie w piekarniku, więcej niż godzinę. Pasztet najlepiej przestudzić i włożyć na noc do lodówki. Ja niestety popełniłam wielki błąd, wyciągnęłam z keksówki na ciepło i zwyczajnie ni się przełamał, więc nie ma zdjęcia pasztetu w całej okazałości. Pasztet, co tu dużo gadać, przepyszny w smaku o kremowej konsystencji, świetny na kanapki. Polecam:) Jeżeli nie macie wędzonej papryki, to zamienić na zwykłą słodką paprykę i będziecie wtedy mieli pasztet pomidorowo-paprykowy.


Sznupciowy schab po hindusku



Składniki:
4 plastry schabu ( tak jak na kotlety)
2 cebule
śmietana 18%
2 czubate łyżki przecieru pomidorowego

majeranek 
papryka słodka
ostra przyprawa curry (najlepiej madras)
czosnek
liść laurowy
ziele angielskie
cukier
oliwa
sól
mąka kukurydziana lub ziemniaczana

Rozgrzewamy patelnię, dodajemy oliwę, dwa liście laurowe, cztery ziela angielskie, łyżeczkę majeranku. Schab kroimy w paski, a cebulę w grube piórka, obsmażamy porządnie na dużym ogniu, aż nam się wszystko przyrumieni, po pięciu minutach powinno być gotowe. Zmniejszamy gaz i dodajemy łyżkę słodkiej papryki i czubatą łyżkę curry, wyciskamy 2-3 ząbki czosnku i dodajemy trochę cukru. Mieszamy dokładnie i posypujemy po całości mąką (1-2 łyżki), mieszamy aż nam się mąka zasmaży. Zwiększamy gaz i dodajemy przecier pomidorowy, podsmażamy przez chwilę i podlewamy szklanką wody z czajnika, cały czas mieszając.
Zmniejszamy gaz i dodajemy około 100 ml śmietany i chwilę dusimy pod przykryciem. Gotowe! Danie nie jest ostre, nie jest też daniem klasycznym z kuchni indyjskiej, co nie zmienia faktu, że jest niesamowicie aromatyczne i w pełni zasługuję na miano "comfort food", bo poprawi humor i rozjaśni duszę w najbardziej ponury dzień.



  
 
 



                            

sobota, 6 grudnia 2014

Pieczeń indycza z mozzarellą, żurawiną i boczkiem, czyli przedświąteczna próba generalna

Powróciliśmy z mokrej i zimnej Afryki i jak tylko wyjdę z szoku, trochę się ogrzeję szkockim słoneczkiem, to Wam wszystko opiszę. Oczywiście były także plusy tych wakacji, jednym z nich jest to, że utwierdziliśmy się w przekonaniu, że jedzenie w Wielkiej Brytanii jest tak nafaszerowane chemią, że już dawno powinniśmy świecić jak choinka w Boże Narodzenie. Zaczynam się wkręcać na całego w robienie wędlin we własnym zakresie i muszę się z wami tymi przepisami podzielić. Nawet się nie zastanawiajcie, czy Wam będzie smakować, albo czy Wam się chce, zabierajcie się do roboty, bo warto. Dodam jeszcze, że to Wy jesteście moją inspiracją, tak Wy kochani! Może nie korzystam z całych przepisów jakie mi podpowiadacie, ale czytam pilnie, czerpię waszą mądrość i kradnę doświadczenie, a z tego wszystkiego powstało oto takie cudo. Zapraszam!

Pieczeń indycza z mozzarellą, żurawiną i boczkiem



Składniki: (1 kg keksówka lub podobna foremka)
1kg mielonego indyka
150 g wędzonego boczku
1 mozzarella (kulka)
1 jajko
20 g suszonej żurawiny
3 ząbki czosnku
2 kromki chleba
mleko
1 jajko
sól 
pieprz kajeński
         oregano            

Suszoną żurawinę wsypujemy do słoiczka i zalewamy wrzątkiem, tak żeby ją zmoczyć, a nie żeby pływała. Odstawiamy na godzinę-dwie do przestygnięcia. Boczek kroimy bardzo drobno i podsmażamy na patelni, dodajemy pieprz kajeński, łyżkę oregano i ząbki czosnku pocięte w paseczki. Na końcu dodajemy żurawinę i podlewamy odrobiną syropu, który nam się wytrącił, resztę syropu możemy dodać do herbatki, albo rozrobić z wodą. Boczek z żurawiną dodajemy do zmielonego surowego mięsa z indyka i dokładnie mieszamy. Dwie kromki chleba i dwa chlusty mleka wrzucamy do blendera lub robota, mielimy na takie mokre okruszki, dodajemy do mięsa, wbijamy jedno jajko, mieszamy i na końcu dodajemy pokrojoną w drobną kostkę mozzarelle. Przekładamy do wysmarowanej i posypanej bułką keksówki. Wkładamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy przez godzinę w 190 C (termoobieg). Wyciągamy z piekarnika, studzimy, zawijamy z folię i do lodówki, najlepiej smakuje na drugi dzień. Można też przygotować na ciepło, ale poręczniej będzie zrobić w postaci kotletów i zapiec na blasze w piekarniku, lub na patelni.



Mam dla Was jeszcze małego bonusa, przepis na masełko żurawinowe. Coś innego i może być świetnym dodatkiem do chleba i świątecznych wędlin, możecie też użyć do grzanek, fantastycznie idzie w parze z serem brie. Polecam.

1 kostka masła
1 garść suszonych żurawin
pieprz kajeński
oregano
sól
2 ząbki czosnku (wyciśniety)

Robimy dokładnie tak jak w przepisie na pieczeń, moczymy, podsmażamy, studzimy. Następnie rozdrabniamy żurawiny widelcem i mieszamy z miękkim masłem, odstawiamy do schłodzenia i gotowe.





      

poniedziałek, 24 listopada 2014

Z cyklu: "sezon na czyszczenie lodówki" uważam za otwarty - kurczak pieczony na ryżu z grzybami i surówka buraczkowa z twistem

Zawsze sobie powtarzam, wejdź na bloga, dodaj przepis i przestać tyle gadać! Nikogo nie interesuje, jak bardzo się wzruszyłaś na widok dojrzałej gruszki, albo skąd ci przeszedł pomysł połączenia porzeczki z burakami. Ludzie przychodzą tu w konkretnym celu, przepis ich interesuje, a nie jakieś tam twoje kulinarne orgazmy, czy też inne rymowanki maślanki i sielanki. Powtarzałam sobie i tym razem i naprawdę miałam zamiar wpaść , przepis dodać i to wszystko. Jednak pomyślałam sobie, że to tak trochę niegrzecznie, nie porozmawiać, nie zapytać co u was słychać. Od razu mi się przypomina scena z "Misia" i przesympatyczna pani z baru mlecznego, która wymownie wskazała miejsce do siedzenie i głośno przywitała klienta "PROSZĘ!"


No właśnie, Ja nie chcę być taką panią z baru mlecznego, ja wolę serwować niebiańsko dobre sosy i doprowadzać wasze podniebienie do rozkoszy. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe?
Wyobraźcie sobie, że za dwa dni czeka nas kolejna wakacyjna przygoda, wracamy na tydzień do Marrakeszu, a skoro wyjazd się szykuje, to trzeba zrobić "czyszczenie"lodówki , co też uczyniłam i
 teraz zapraszam Was na efekty, dodam tylko, że danie przerosło moje oczekiwania i pewnie nie raz, nie dwa będzie u nas gościć.

Kurczak pieczony na ryżu z suszonymi grzybami i rozmarynem

piątek, 21 listopada 2014

Historia pewnej przyjaźni i przepis na idealną kaczkę po tajsku w sosie ostrygowym



Jeżeli wasza przyjaciółka pochodzi z Tajlandii, to możecie być pewni pięciu rzeczy, a mianowicie:
- będzie wam wybierała jedzenie z talerza
- czym mocniej będziecie się przyjaźnić, tym bardziej będzie z wami szczera
- zawsze, ale to zawsze powita was uśmiechem, nawet gdy nad ranem bez zapowiedzi zapukacie do jej drzwi.
- nigdy nie wejdzie do waszego domu w butach
- nigdy nie będziecie w jej towarzystwie głodni
Dżendżit znam dopiero 5 lat, a wydaje mi się, że znamy się całe życie, nie mogę wyobrazić sobie lepszej przyjaciółki. Niesamowite jest to, że w sumie tak odległe kulturowo, to jednak jesteśmy sobie tak bliskie i tak samo patrzymy na świat. Nawet jeżeli są jakieś różnice, to w tej chwili nie mają znaczenia, bo już zdążyłam się przyzwyczaić, że na przerwie w pracy lubi podbierać mi jedzenie z talerza i że nie mam co liczyć na zrozumienie z jej strony jak przyjdę do pracy bez makijażu.
 - O rany Sznupcia, a Ty co?! Nie chciało Ci się makijażu nawet zrobić leniuchu - usłyszę na powitanie.
Ale Tajowie tacy są, bardzo bezpośredni i bardzo szczerzy, krytyczni wobec siebie i wobec innych. Jednak są mistrzami w zadawaniu krytyki bezboleśnie, albo raczej ze znieczuleniem, zwanym w kręgach elitarnych, tajskim uśmiechem. Tajowie uważają, że niegrzecznie jest okazywać zdenerwowanie, jeszcze bardziej niegrzecznie jest złościć się na kogoś otwarcie, świadczy to nie tylko o braku dobrego wychowania, ale tez o słabym charakterze. Wiecie jak to cudownie mieć przyjaciółkę, która zawsze się uśmiecha? Bosko!
Myślę też, że o naszej przyjaźni zaważyły buty, a raczej ich brak.W Tajlandii, tak jak i w Polsce, idąc w goście ściąga się buty, Szkoci wręcz odwrotnie, uważają ściąganie butów za jakieś  dziwactwo, a nawet buractwo.
Nieważne o której godzinie się spotykamy i nieważne na jak długo , to zawsze u niej na stole jest pełno jedzenia, ja nie wiem jak ona to robi, ale nie przerywając ploteczek potrafi naszykować trzydaniowy obiad z deserem. W jej słowniku nie istnieje pojęcie "wpaść na kawę", wpada się na ucztę.
Dzisiaj wybrałyśmy się na wspólne zakupy, więc przygotowałam dla nas lunch, chciałam zrobić jej niespodziankę i upichciłam coś po tajsku. Aaaa, czy wspominałam Wam o jej szczerości do bólu?
- Co zrobiłaś na lunch, bo głodna jestem?
- Zrobiłam kaczkę po tajsku w sosie ostrygowym
- kaczkę?! - popatrzyłam na mnie z oburzeniem
- no kaczkę, nie lubisz? - no przecież wiem, że lubi - pomyślałam
- no weź, a nie mogłaś zrobić pierogów, zawsze masz pierogi, albo rosół?
- nie ma! jest kaczka po tajsku! - nie marudź
- no ale wiesz jak ja lubię te twoje polskie jedzenie, a śledzie masz?
- nie mam, jeszcze nie zamówiłam, ale pamiętam i zrobię Ci słoik na Święta
- Tylko dodaj papryczkę chili do tych z pieczarkami, bo ostatnio były za łagodne - dodała z czarującym uśmiechem.
Kaczka zniknęła w mgnieniu oka, była przepyszna, Dżendżit dołożyła sobie pięć papryczek chili i stwierdziła, że jest idealna, a skoro ona tak mówi, to tak musi być. Zapraszam na przepis.

      

czwartek, 20 listopada 2014

Jedz z umiarem, czyli egzotyczne racuchy Sznupci na swojskiej maślance

Dzisiaj kolejny dzień bez mięsa i wiecie co? Bardzo mi się te dni podobają, bo jest wtedy tak, jakoś bardziej kolorowo. Oczywiście nie zaprzestaniemy jeść mięsa, co to, to nie, nigdy w życiu! Według naszej opinii człowiek nie powinien robić nic wbrew swojej naturze. Skoro nasi przodkowie zadawali sobie trud, żeby polować na zwierza z dzidą, łowić ryby na włócznię i zbierać grzyby, zioła i jagody w strasznym lesie to, znaczy, że tego potrzebował organizm. A im możemy zaufać w 100%, bo  żadne reklamy, żadne mądre książki o zdrowym jedzeniu i cudownych dietach ich nie mamiły, żadne pisma z modą i urodą nie zadawały im kłamu w twarz celem zbicia fortuny na reklamodawcach z przemysłu spożywczo-kosmetycznego. Kochani nie dajmy się oszukiwać, obejrzyjmy się za siebie, jak jedli nasi dziadowie, nasi rodzice, wróćmy do czasów gdzie cukier osładzał życie, a nie był "białą śmiercią", a boczek przyprawiony ziołami sprawiał, że zimą było nam cieplej, a nie wywoływał wyrzutów sumienia i zbiorowej paniki wśród "gazetowych dietetyków". Sama wiem, jak ciężko jest wrócić na ten właściwy tor , zwany UMIAREM , bo to jest jedyna słuszna droga do zdrowego i szczupłego życia. Dlaczego piszę o umiarze? W sobotę rozmawiałam w pracy z moją  firmową dietetyczką i opowiadam, zadowolona z siebie, jakie to sałatki zdrowe jadłam, tu pomidorek, tam sałatka, filet z indyka, marchewka tarta, pasztet z fasoli i tu zamilkłam czekając na pochwałę - źle, za dużo warzyw! - usłyszałam i zbaraniałam - jak to, za dużo? - pytam zdziwiona. No i tu właśnie usłyszałam, że we wszystkim musi być umiar, to raz, a dwa, warzywa potrzebują tłuszczy i białek, żeby się prawidłowo rozkładać, są warzywa czy owoce, które wytwarzają (szpinak na przykład) toksyny szkodliwe dla naszego zdrowia i trzeba ograniczać jego spożycie. No to co mam jeść - zapytałam zrezygnowana- jedz wszystko co lubisz, tylko z umiarem i licz kalorie. No właśnie, a z tym umiarem , to najgorzej, bo przecież duży schabowy wygląda ładniej na talerzu, niż mały schabowy, prawda?
No, ale wróćmy do przyjemniejszej części programu. Wzięłam sobie słowa koleżanki do serca i postanowiłam trochę odpocząć od zielonej sałaty. Chciałam zrobić naleśniki, proste i pożywne, w sam raz na obiad, jednak coś mnie podkusiło, żeby je trochę ubarwić i przerobić na racuchy, a że racuchy z jabłkami nie należą do moich ulubionych, to przerobiłam je na egzotykę. No i wyszły, jakby to powiedzieć....hmmnm...jakby to wyrazić, żeby oddać ich smak - o!mam - wyszły zajebiście dobre! Zapraszam na przepis, pamiętajcie tylko, żeby jeść z umiarem!



wtorek, 18 listopada 2014

Wakacje w Toskanii - Piękne jest życie w Arezzo - cz.9

http://www.filmweb.pl/Zycie.Jest.Piekne/photos/183166

Arezzo to kolejna perełka Toskanii, a raczej perła, bo to stolica powiatu, więc i miasto spore.Arezzo bardzo ucierpiało podczas II Wojny Światowej i po wielu zabytkowych ulicach i kamienicach pozostało tylko wspomnienie. Przewodniki mówią, że przez tą mieszankę starego z nowym miasto straciło swój czar i charakter. My się z tym nie zgadzamy, dla nas Arezzo jest piękne, a raczej  życie jest piękne w Arezzo! Nie może być inaczej, skoro w tym mieście urodził i wychował się słynny włoski reżyser Roberto Benigni i tutaj też rozgrywa się akcja jego oskarowego filmu " Życie jest piękne". Nawet nie wiecie, jak bardzo chciałam zobaczyć  te miejsca, w których kręcono sceny do filmu!

http://www.filmweb.pl/Zycie.Jest.Piekne/photos/430950

Dworzec kolejowy, zaraz obok autobusowy, park z nieczynna fontanną, która od paru lat robi za śmietnik, patrząc po ilości odpadków, zamiast przytulnych i ślicznych pizzerri, tratorri i restauracji, w oczy rzucają się bary z plastikowymi krzesłami, gdzie można kupić kebaba i hamburgery. Dosłownie takim widokiem powitało nas miasto. Toskania odzwyczaiła nas od takich widoków i od takiej atmosfery, ale ruszyliśmy przed siebie, ciekawi co nas czeka za rogiem. Na szczęście za rogiem było lepiej, a za drugim było już fantastycznie.

           




poniedziałek, 17 listopada 2014

Wojna na sałatki, czyli majonez albo sałata?

W sumie to nie wiem, jak to się stało, że sałatki z majonezem praktycznie zniknęły z naszego stołu? Ostatni raz taką warzywną robiłam chyba dwa lata temu na Boże Narodzenie. Czasami, od wielkiego dzwonu zrobię koperkową, Królowej Elżbiety, czy tuńczykową . I pewnie nie zwróciłabym na to większej uwago, gdyby nie Sznupek i jego życiowe przemyślenia.

- Co tam mówisz, bo nie rozumiem - odburknęłam Sznupkowi, który coś tam mruczał z pełną buzią
- Nic, tak sobie głośno myślę, że w Szkocji to majonez musi być bardzo drogi
- A niby czemu? - zapytałam 
- No bo nigdy go nie kupujemy - stwierdził, oglądając kolejny kawałek sałaty lodowej na widelcu



No to mnie wkurzył! Nie smakują mu moje, finezyjnie strojone grzankami z ciemnego pieczywa, sałatki ze zdrową sałatą! Już nawet nie o zdrowie chodzi, ale mnie takie sałatki smakują bardzie, a do tego bardziej ekonomiczne są, czasowo ekonomiczne. Wrzucisz do miski kilo sałaty różnistej, warzywka jakie tam się nawiną, grzaneczki, sos vinegrettowy lub inny winny i gotowe. To nie! Majonezu mu brakuje w organizmie, sałata w zęby włazi, luksusów spragniony. Nie chce moich sałatek , nie będzie ich jadł, łaski bez! 
Teraz mam pytanie do Was, jakie sałatki robicie najczęściej, jakie wam najbardziej smakują? Te makaronowe, ryżowe i kartoflane na bazie majonezu, czy sałatki na bazie sałat z sosami i różnymi dodatkami? Bardzo prosimy o przemyślane odpowiedzi, bo tu chodzi o mój honor i sznupkowy żołądek. Dla utrudnienia przygotowałam dla Was dwie wyśmienite sałatki do spróbowania. No to która idzie na pierwszy ogień?


czwartek, 13 listopada 2014

Zupa z batatów, mój autorski pasztet z tuńczyka oraz owsianka inaczej, czyli zdrowo i kolorowo, fantastycznie i dietetycznie

Tak jak Wam pisałam ostatnio, rozmowy przeprowadzone, plany zatwierdzone i działamy. Sznupek dzielnie daje radę i jeszcze się nie buntuje, zdrowe jedzenie jak na razie mu bardzo pasuje. Mam dla Was garść fajnych przepisów, mam nadzieję, że się spodobają. Zapraszam serdecznie! Zapraszamy też na naszą FaceBookową stronę , gdzie już w grudniu zaproszę Was do konkursu , a nagrody przywiozę prosto z Marrakeszu. Nie ma co się opierać, patrzymy teraz w prawo, klikamy na "fejsową" ikonkę i przytulamy Sznupków mocno i czule:)        

  
Pasztet z tuńczyka i fasoli - przepis autorski

Składniki (1kg keksówka)

4 puszki tuńczyka z wody(160g)
1 puszka białej fasoli (420g)
2 kromki chleba (na zakwasie)
3 jajka
2 czubate łyżki przecieru pomidorowego
posiekana drobno zielona pietruszka
2 łyżki soku z cytryny
1 łyżka brązowego cukru
1 łyżka papryki słodkiej
sól/pieprz
2 łyżki oliwy
masło i bułka tarta

wtorek, 11 listopada 2014

Urodziny Sznupka, zły chochlik i schab w glazurze słodko - kwaśnej

No dobra, muszę się przyznać, potrafię czasem być wredna. Siedzi we mnie taki cwany, złośliwy chochlik i tylko szepcze do ucha brzydkie pomysły. Musicie mi wierzyć, że staram się z nim walczyć, ale jakoś mi to nie wychodzi, ma wredota siłę przebicia. Wczoraj Sznupek miał urodziny, więc byłam dla niego bardzo grzeczna, nawet jednym słowem go nie zdenerwowałam, nic a nic! Biedaczek pewnie będzie pamiętał ten dzień do końca życia. Nawet czekałam na Niego, jak wróci z pracy, z czekoladowym tortem i butelką wódki i bluzeczkę ładną przywdziałam i świeczki zapaliłam, włos przeczesałam i oko se mazłam. Wszystko to dla mojego Czterdziestolatka,  nawet mu potem tą wódkę pomogłam wypić, żeby ten dzisiejszy ból głowy po równo podzielić, bo znacie to przysłowie, co dwie głowy, to nie jedna? W prawdzie nie znam przysłowia o dwóch żołądkach, ale co tam, tort też pomogłam mu zjeść, co tak miałam siedzieć i patrzeć?

 

Tak było wczoraj, dzisiaj rano obudził mnie kac chochlik i szarpie za piżamę i gada głupoty do ucha i do kuchni siłą zaciągnął i kazał śniadanie dla Sznupka przygotować, śniadanie, które wprowadziło Sznupka w godzinne osłupienie. Sami zobaczcie jaki ten chochlik wredny.....



Wiem, wiem, też się z Wami zgadzam, że Sznupek nie zasłużył, szczególnie w okresie świętowania urodzin, bo my urodziny obchodzimy cały tydzień. Codziennie jakaś mała przyjemność, codziennie jakiś mały prezencik. Spróbujcie kiedyś, świetna zabawa i wielka radość z urodzin. Udało mi się jakoś pozbyć chochlika na resztę dnia i w ramach rekompensaty ugościłam Sznupka po królewsku. Zapraszam i Was na ten pyszny obiad, jestem pewna, że wyliżecie talerze do czysta. Oto kolejna propozycja obiadowa, zapraszam.

Schab w glazurze słodko-kwaśnej, ziemniaczki pieczone Madras, surówka z pora

                   
Składniki: 4 osoby

4 kotlety schabowe
majeranek
2 ząbki czosnku
sól
pieprz czarny
sos sojowy ciemny
ocet balsamiczny
miód
olej ryżowy ( lub inny) 
mąka

***

1kg ziemniaków
przyprawa curry Madras (lub inna)
chili w proszku
czosnek granulowany
przecier pomidorowy
musztarda stołowa
cukier
olej ryżowy(lub inny) 
sól morska

***
3 pory (biała i jasno zielona część)
1 duża marchew
1 puszka kukurydzy
jogurt naturalny
oliwa
musztarda stołowa
koperek suszony (przyprawa)
sól/pieprz/cukier


Zaczynamy od surówki, bo potrzebuje czasu, aby się przegryźć. Bardzo cienko szatkujemy pora, na tarce ścieramy jedną dużą marchew i dodajemy kukurydzę odsączoną z wody. Dodajemy łyżkę suszonego koperku, 2 łyżki oliwy, łyżeczką musztardy, łyżeczkę cukru oraz sól i pieprz do smaku. Mieszamy dokładnie i dodajemy jogurt naturalny, ilość dowolna, ale nie róbmy surówki za suchej, bo gwarantuję, że sosik będzie tak wam smakował, że będziecie maczać w nim ziemniaczki jak szaleni. Surówkę na godzinę wstawiamy do lodówki, niech nam się ładnie przegryza. Pomysł na sos jogurtowy z oliwą i musztardą zaczerpnęłam od Jamiego Oliviera i to jest strzał w dziesiątkę! Uwielbiam ten smak, uwielbiać będziecie i Wy:)



Zabieramy się za ziemniaki, najpierw marynata. Dwie łyżki przyprawy curry Madras, łyżeczka chili w proszku, łyżeczka cukru, pół łyżeczki czosnku granulowanego, łyżka przecieru pomidorowego i łyżeczka musztardy, cztery łyżki oleju ryżowego, cztery łyżki wody, mieszamy składniki dokładnie. Ziemniaki ze skórką kroimy w ósemki, lub na bardzo grube frytki, wedle uznania i mieszamy z marynatą. Ja mam dużą miskę z zamykanym deklem i wrzucam tam ziemniaki z marynatą i tańczę po kuchni "coco jumbo" , ale wy nie musicie, możecie zwyczajnie energicznie potrząsać. Można też użyć woreczka, chodzi o to, aby wszystko dokładnie się wymieszało. Jeżeli chcecie, to możecie też dodać warzywa, marchew, cukinię, kalarepkę, cebulę pokrojoną w łódki. Ta marynata nadaje się do wszystkiego , nie tylko do ziemniaków. Rozgrzewamy piekarnik na 180C i pieczemy przez 40-50 minut, najlepiej na blaszce wyłożonej papierem. Lepiej piec dłużej, a w niższej temperaturze, zauważyłam, że przy 200C indyjskie przyprawy się zwyczajnie spalają. ZIEMNIAKI SOLIMY PO WYJĘCIU Z PIEKARNIKA, tak jak frytki, każdy sobie do smaku.



Kotlety schabowe kroimy w cienkie podłużne paski, nacieramy solą, pieprzem i majerankiem. Rozgrzewamy patelnię, dodajemy z 2-3 łyżki oleju i wrzucamy na to mięso. Smażymy na złoty kolor, na dość dużym ogniu. Zajmie nam to raptem 10 minut, może 15, jeżeli paski są grubsze. Jeżeli widzimy, że schab już jest gotowy, zmniejszamy gaz, posypujemy z wierzchu mąką(1 łyżka) i smażymy , aż nam się wszystko połączy. Teraz najważniejszy moment, dodajemy 4 łyżki sosu sojowego ciemnego, pół łyżki miodu i wyciśnięte dwa ząbki czosnku. Znowu mieszamy i dodajemy 2 łyżki octu balsamicznego, mieszamy , zwiększamy gaz, podlewamy małym chlustem wody i co jakiś czas ruszamy patelnią( wiecie takie szpanerskie ruchy kucharskie przód- tył) , po minucie woda powinna odparować i gotowe. Pamiętajmy, że nie chcemy sosu, potrzebujemy tylko efekt kleistej glazury. Nie dusimy też, nie smażymy godzinę, chcemy uzyskać chrupkość soczystego mięsa. Najpierw więc zamykamy pory energicznym podsmażaniem, za pomocą miodu robimy skorupkę, którą to później kruszymy za pomocą octu. Poezja dla podniebienia i orgazm dla duszy.           





Gotowe Kochani! Ugotowaliśmy pyszny obiad i możemy siadać do stołu. Smacznego! Pa,pa!                               

poniedziałek, 10 listopada 2014

Szybka, leniwa i gorąca podróż kulinarna, czyli indyk po tajsku



Czy Wy jeszcze pamiętacie, że poniedziałek to Międzynarodowy Dzień Lenia? Zapomnieliście? Wiedziałam, że jak Was nie przypilnuję to tak będzie. Kochani na pracę macie jeszcze cały tydzień, dzisiaj żyjemy jeszcze wspomnieniem weekendowego relaksu. To co macie zrobić dzisiaj, z powodzeniem możecie przełożyć na jutro. Dzisiaj zadbajcie o siebie i swoje dobre samopoczucie. Nawet nie musicie się martwić co zrobić na obiad, bo ja już o to zadbałam, mam dla Was zdrowy i prosty przepis na indyka po tajsku. Podstawowe składniki, mało krojenia, żadnego brudzenia stosu naczyń i tylko 30 minut w kuchni. Zapraszam po przepis:)

Pierś z indyka na ryżu po tajsku
 

   
Składniki: (2 osoby)
1 duża pierś z indyka (może być kurczak, kaczka, schab)
1 szklanka brązowego ryżu
100g zielonej fasolki szparagowej
200g szpinaku
2 czerwone papryczki chili
2 ząbki czosnku
1 łyżka startego imbiru
1 łyżka mielonej kolendry
1 łyżeczka miodu (brązowy cukier lub inny słodki zamiennik)
sok z limonki
sos sojowy jasny
sos sojowy ciemny
oliwa/olej

Zanim przejdziemy do gotowania, to chciałam parę rzeczy wyjaśnić. W przepisie podałam, miód lub inny słodki zamiennik. Możecie użyć białego cukru, stewii, czy też syropu z agawy, który tak na marginesie bardzo polecam. Gotując po tajsku nie możemy pominąć słodkiego faktora, bo traci się cały sens kuchni azjatyckiej.Balans i równowaga między słodkim, kwaśnym, słonym, gorzkim i ostrym musi być zachowana. Ma to wpływ na nasze trawienie i pobudza nasze ciało do pracy. To samo tyczy się limonki, można ja zastąpić cytryną, lub odrobiną octu jabłkowego, ryżowego czy balsamicznego, ale nie można pominąć. Dla Tajów jedzenie to byt i egzystencja, równowaga w jedzeniu daje równowagę w życiu, więc warto wprowadzać do naszej kuchni trochę tej azjatyckiej równowagi, warto myśleć o tym co się je i jak się je. No dobrze, już nie przynudzam i zapraszam do kuchni.

                
Pierś w indyka kroimy na dwa płaty, delikatnie rozbijamy. Łyżkę mielonej kolendry, łyżkę soku z limonki, łyżeczkę miodu i 2-3 łyżki sosu sojowego jasnego mieszamy razem i wcieramy w nasze mięso.  Na patelni rozgrzewamy minimalną ilość oleju. Ja używam oleju ryżowego i jestem nim zachwycona, bo tłuszcz nie wchłania się w mięso, daje delikatny posmaczek prażonego ryżu i sprawia, że mięso czy też warzywa są chrupkie, więcej możecie poczytać w tym linku
KLIK KLIK   
Indyka obsmażamy z dwóch stron na złoty kolor. Nie trzymamy na patelni za długo, mięso może być nawet surowe w środku, bo to dopiero pierwsza faza smażenia. Kotlety odkładamy na  talerz. Teraz na patelnię wrzucamy surową fasolkę szparagową. Smażymy na sporym ogniu, aż się miejscami zarumieni i skórka jej popęka. Zmniejszamy gaz, dodajemy łyżkę startego imbiru, wyciśnięte ząbki czosnku i posiekaną bardzo drobno 1 papryczkę chili. Jeżeli nie mamy świeżej papryczki chili, możemy dodać słodkiej oraz pieprzu kajeńskiego.  Dla wygody możemy wszystko wrzucić do blendera. Dodajemy to do fasolki i dorzucamy szklankę brązowego ryżu ( surowego). Smażymy około 10 minut, dorzucamy szpinak i dodajemy około 4 łyżek sosu sojowego jasnego. Dokładamy kolejną papryczkę chili pokrojoną, tym razem w paski i dokładamy nasze kotlety. Podlewamy wszystko wodą (2 szklanki) i przykrywamy, dusimy na średnim do momentu, aż ryż wchłonie wodę i będzie gotowy do jedzenia. Na koniec dodajemy parę łyżek sosu sojowego ciemnego oraz odrobinę miodu i  sok z limonki do smaku. Gotowe, teraz tylko zajadać ze smakiem.

*******

Jeszcze w tym tygodniu zaproszę Was na spacer po Arezzo i pokażę jak łatwo zrobić kaczkę w sosie ostrygowym na orientalną nutę, opowiem Wam też jak sprzedają się polskie lody w Szkocji. Jeżeli chcecie być na bieżąco, to koniecznie przytulcie nas na FaceBooku - wystarczy kliknąć w fejsowe okienko po prawej stronie:) Zapraszamy serdecznie!