wtorek, 11 grudnia 2012

Pieczenie chleba to nie taka bułka z masłem jak marchewka z groszkiem

Wyobraźcie sobie, że u nas nastały prawdziwe mrozy, na termometrach -6C, normalnie strach na ulice wychodzić. Niestety nie ma śniegu, wszędzie jest szaro i buro, nawet świąteczne dekoracje giną gdzieś w tej szkockiej szarości. Wybiorę się jutro albo pojutrze na kiermasz świąteczny, to może poczuje trochę klimatu grudniowej gorączki. Chciałam dzisiaj wybrać się na ten kiermasz ze Sznupkiem, ale czary jakieś nastały i chłopa mi niedobre Elfy do komputera przywiązały. No mówię wam, nie licząc przerwy na siku i papierosa, nie rusza się sprzed monitora. Podobno, jakieś ważne rozgrywki mają i dużo muszą trenować, na wojnę klanów się szykują . Ja tam złośliwa nie jestem i wcale się nie denerwuje, ale cos mi się wydaje, ze po Świętach to trzeba będzie pasa zacisnąć i nie wiem czy wystarczy pieniążków, żeby za internet zapłacić i jak nic przyjdą i kabelek odłączą.






Skoro Sznupek zniewolony przez złe Elfy i nie ma czasu dla Sznupci to musiałam sobie jakieś zajęcie wyszukać. No to wymyśliłam pieczenie chleba. Przepis wydrukowany, miska przygotowana, mąka tez, rękawy zakasane. Wymyśliłam sobie, ze zrobię ciemny ze słonecznikiem, bo zdrowszy. W przepisie miałam napisane, zeby połączyć wszystkie składniki i ugniatać i klepać przez 7-8 minut. Ale mi wielka filozofia, każdy to potrafi. Po trzech minutach klepania i ugniatania spociło mi się czoło, po pięciu minutach spocone miałam nawet cycki. Po ośmiu minutach ledwie odnalazłam drogę do sofy i musiało upłynąć następne pięć minut zanim byłam w stanie włączyć laptopa, tak mi się ręce trzęsły. Na szczęście miałam teraz godzinę odpoczynku przed następnym klepaniem. Tym razem miałam klepać i ugniatać tylko przez 3 minuty.Ledwie, bo ledwie ale dałąm radę. Według przepisu ciasto miało byc sprężyste i gładkie, moje dalej się kleiło do wszystkiego i przelewało przez palce. Właśnie mi się skończyły czyste ściereczki i zapchałam zlew, ale co tam dodałam nastepną szklankę mąki....jeszcze tylko jedno oklepanko i do piekarnika.




Chleb w piekarniku, a ja musiałam poczyścić szafki i wstawić pranie, bo wszędzie miałam ten zacier na chleb. Pół godziny minęło szybko i z drżącym sercem wyciągałam chleb z piekarnika. Wyglądał dorodnie, poczułam się dumnie. Poczekałam aż trochę przestygnie i podałam świeży chlebek do zupki. Pierwszy gryz własnoręcznie wyklepanego chleba wywołał błogi uśmiech na mej umeczonej klepaniem twarzy. Pomyślałam - warto było tak sobie poklepać - i zabrałam się za druga pajdę. Druga pajda juz  nie smakowała tak wyśmienicie, w połowie utknęłam, bo mnie te otręby czy jak to się nazywa w gardło zaczęły gryźć. Czyżbym za słabo wyklepała? Za mało drożdży? Za dużo mąki? Przy końcu drugiej pajdy zemdliło mnie doszczętnie, poczułam się jakby ktoś mi suchej owsianki w przełyk nasypał i zalał kisielem.I ten zapach......stajni. Ja juz tego chleba jeść nie będę, jutro rano jak każdy normalny człowiek idę do sklepu po świeże bułeczki. Chleb sprezentowałam czołgiście Sznupkowi i jego załodze. Na wojnie liczy się każda kromka chleba:)Wybrzydzać nie będą.




Na szczęście dzień nie należy do zmarnowanych, bo zupka wyszła mi wyśmienicie i chętnie się nią z Wami podzielę. Polecam na zimowe wieczory. Przygotowanie tej zupy to 15 minut.

Zupa "marchewka z groszkiem"




Składniki

Dużo marchwi
Dużo groszku
Trochę pietruszki
Trochę ziemniaków
Cytryna
Mielona kolendra
Ziarna fennelu(kopru włoskiego)
Suszona pietruszka/seler
Jarzynka do smaku
Sól
Cukier
Pieprz
Mleko
Masło
Oliwa
Mąka Ziemniaczana

Tak lubię marchewke z groszkiem na słodko, ze postanowiłam przerobić to na zupę. I wyszło całkiem sympatycznie. Do garnka wrzucamy starta na tarce marchew i pietruszkę, dodajemy łyżkę masła, z dwie łyzki oliwy, łyzkę cukru , parę nasion fennelu, sól, pieprz, suszone warzywa jakie mamy pod ręką, można tez dodać trochę Jarzynki i posypujemy to odrobiną maki ziemniaczanej, tak około łyżki. Mieszamy prze 2 -3 minuty i zalewamy gorącą wodą, dodajemy pokrojone w kostkę ziemniaki i dodajemy chlust mleka. Po 10 minutach dodajemy sporo mrożonego groszku i po trzech minutach zupa jest gotowa -dodajemy soku z całej cytryny i parę plastrów do garnka. Brzusio będzie wam wdzięczny za taką delikatną ucztę:)  

 

                           

5 komentarzy:

  1. :)Chleb dobrze, prawdziwemu czołgiście tuszonka lub domowy smalec niezbędne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może to głupio zabrzmi , ale my mieliśmy taki okres , że przez 3 miesiące piekliśmy swój chleb. Na zakwasie. Wieczny zakwas , coś jak wieczny rosół w Azji.
    Chlebek czasem ze słonecznikiem , czasem ze śliwkami , innym razem z rodzynkami.
    Wszystko się jednak nudzi i chwilowo odpoczywamy od własnego pieczywa przy pompowanych chemicznych bułeczkach z osiedlowego sklepu :)
    I czekamy aż się nam znudzą te bułeczki.....

    OdpowiedzUsuń
  3. a gdzie ten caly kiermasz swiateczny? bo moze sie tez wybiore ;]
    chleb wyglada pysznie, chyba cos grymasisz :D pewnie byl smaczny :D
    ja make zytnia juz przechowuje z 3 miesiace i co weekend sobie obiecuje upiec chlebek, teraz sie chyba zmobilizuje :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przy stacji metra St Enoch w centrum.No i masz rację dzisiaj jakby troche lepszy ten chlebek....już tak stajnią nie pachnie..:)

    OdpowiedzUsuń
  5. próbowałam upiec chlebek ale mi nie wyszedł.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń