wtorek, 24 listopada 2015

Dekalog grubasa na odwyku, czyli jak skutecznie chudnąć, nie zwariować i nie zbankrutować?

Specjalistów od odchudzania jest tysiące, nowe diety pojawiają się szybciej niż grzyby po deszczu i częściej niż promocje w Biedronce. Nowe cudowne diety, nowe ćwiczenia, nowi trenerzy, nowe rewolucyjne odkrycia naukowców lub pseudo naukowców robiących karierę na You Tube i FaceBooku.
No to ja też się dołączę, a co? - Doświadczenie mam? -  Mam! - Ponad 40 lat na diecie, w tym podwójna specjalizacja w efekcie jojo -  no niech ktoś mi powie, że specjalistką być nie mogę?
Po za tym, mam wrażenie, że teraz weszłam na tą słuszną ścieżkę i uda mi się pożegnać kilogramy raz na zawsze. No to zaczynamy!

DEKALOG GRUBASA NA ODWYKU



1.POROZMAWIAJ ZE SOBĄ 

Najważniejsza jest szczera rozmowa z samym sobą, bez tej rozmowy, nie ma sensu brnąć dalej.
Zapytaj siebie - dlaczego jestem gruba? - dlaczego mój wygląd mnie unieszczęśliwia? - dlaczego doprowadziłam się do takiego stanu, dlaczego nie potrafię odmówić sobie kolejnego pączka, kolejnej porcji tłustych żeberek? Dlaczego objadam się się w nocy, dlaczego wolę siedzieć i jeść przed telewizorem niż wyjść ze znajomymi do kina?
Zapytaj, nie bój się, tylko ty znasz odpowiedź na te pytania. Czasem odpowiedź kryje się tak głęboko w nas, że trzeba zapytać kilka razy, ale uda wam się , wydobędziecie tą odpowiedź z siebie.

2.  WYMÓWKI NA BOK

Jak już odpowiecie sobie na te trudne pytania, zazwyczaj następuje fala buntu, szukanie wymówek, usprawiedliwianie się.
"Ale przecież wcale tak dużo nie jem
To pewnie hormony,
Metabolizm mi nawala
Jestem stara
Nie mogę ćwiczyć, bo mnie biodro boli
Pewnie mam ten gen , co powoduje tycie"

STOP! Przestań w tej chwili! Wymówki na bok, trzeba coś ze sobą zrobić, trzeba znaleźć swoją nową drogę, drogę do zdrowszego i lżejszego życia. Wiele twoich dolegliwości pojawiło się wraz z otyłością, zaczniesz gubić kilogramy, one też odejdą. Pamiętaj! Nikt za ciebie nie zjadł tej tony parówek,  ptysiów z bezem i chrupiącego boczku z ziemniakami, więc nikt za ciebie nie schudnie. To ty musisz zrobić pierwszy krok!



3. ZACHOWAJ SWÓJ CHARAKTER 

Grubas też człowiek i swój charakter ma. Każdy z nas jest inny, jeden jest flegmatyczny, drugi przebojowy, a trzeci nerwowy. No chyba ameryki nie odkryłam, prawda?
To dlaczego chcesz się odchudzać tak samo jak Kryśka z parteru, albo jak ta chudzina z okładki niedzielnej gazety?
Nie rób nic wbrew sobie. Nie lubisz żyć według planu, to jak chcesz osiągnąć sukces z dietą , która wyznacz ci posiłki o konkretnych godzinach?
Nigdy nie byłeś typem sportowca, nawet piłka plażowa przelatywała ci przez palce, W-F do dzisiaj śni ci się po nocach?
Więc, po jaką cholerę kupiłeś dwa karnety na siłownie i zestaw ćwiczeń Pani Chodakowskiej?
Żeby schudnąć wystarczy zwiększyć aktywność fizyczną, a nie przygotowywać się do olimpiady.
Nie lubisz surowych warzyw? To po co wmuszasz w siebie kolejny koktajl z jarmużu i szpinaku?
Całe życie będziesz się zmuszać i męczyć? Bo żeby skutecznie schudnąć trzeba zmienić nawyki na całe życie.

Ja lubię ładnie zjeść i smacznie zjeść, więc nie dla mnie jedzenie typu pierś z kurczaka na parze i warzywa. Może i chudłabym dzięki temu szybciej. Ja jednak wolę wolniej, ale ze smakiem i przyjemnością.
Wolę spacer i taniec w rytm latynoskiej muzyki, niż ćwiczenia w zamkniętym hałaśliwym pomieszczeniu. Nie interesuje mnie robienie masy, czy rzeźbienie pośladków, więc wcale nie muszę chodzić na siłownię, żeby schudnąć. Co nie znaczy, że nie podziwiam ludzi, którzy ciężko pracują , aby uzyskać idealne kształty. Chwała im za to i wielkie brawa. Skoro to jest ich sposób na zdrową i szczupłą sylwetkę to kibicuję z całego serca.



Może w twoim przypadku wystarczy zmniejszyć porcje obiadowe, albo zmniejszyć ilość zjadanego chleba i cukru?
Może wystarczy wracać do domu na piechotę? Może znajdziesz spełnienie w bieganiu? Próbowałeś?
Zrobiłeś coś w tym kierunku?
Może potrzebujesz dopingu, może w grupie będzie ci łatwiej i warto poszukać jakiejś grupy wsparcia?
Ja o swoim odchudzaniu uwielbiam mówić, uwielbiam pisać, dzielić się przepisami, spostrzeżeniami, to mi pomaga, dodaje mi siły, nie pozwala zrezygnować. Nie interesuje mnie to , że pół "fejsa" wie, że się odchudzam, nie interesuje mnie, że pewnie połowa znajomych i wszystkie twardziele na dzielnicy się z tego śmieją. Jednym słowem mam to w dupie, moje odchudzanie, moja walka, moje życie.

4. WYELIMINUJ WROGA!

Musisz koniecznie zrobić rewolucję w swojej kuchni. Musisz przeprowadzić inspekcję w swoich szafkach. Musisz wyelimować tylko dwie rzeczy i gwarantuje ci, że bez większego poświęcenia, kilogramy będą leciały w dół.

SYROP GLUKOZOWO - FRUKTOZOWY
OLEJ PALMOWY 








To nie biały cukier sprawia, że tyjemy, że chorujemy, to nie tłusty kawałek szynki wyrządza nam krzywdę, to ukryty praktycznie wszędzie, syrop glukozowo- fruktozowy i olej palmowy.
Słyszy się ostatnio, że biały cukier zabija, że doprowadza do otyłości i wielu chorób, gluten jest twoim wrogiem, wędliny powodują raka. Czy aby na pewno?
A może "cukier" nas zabija, bo nasza dieta została cichaczem wzbogacona syropem kukurydzianym i TO sprawia, że przyjmujemy niemal zabójcze dawki cukrów dzień po dniu?
A może gluten nie byłby taki zły, gdyby do ciastek, chleba, płatków nie  dodawali syropu i oleju palmowego?




A wędliny? To samo, nafaszerowane chemicznymi dodatkami, syropem, spulchniaczami, zagęszczaczami sojowymi, czy to nie one wywołują raka?
Kochani, czytajcie etykiety, nie dajcie się omamić kolorowym reklamom wielkich koncernów spożywczych, które przekonują, że ich soczek z marchewki jest najlepszy na świecie, a serek z truskawkami uszczęśliwi twoje dziecko.



Wyrzućcie z szafek wszelkie sosy, fix-y, kostki rosołowe, wegety, czy gotowe zupki. Uwierzcie mi, że "chłopski garnek" czy makaron z serem da się ugotować , a zupa jarzynowa bez piramidki smaku, też jest do zrobienia. Dbajcie o siebie i swoje zdrowie.

5. TRZYMAJ SIĘ TRZECH ZASAD NA RAZ

Z każdej strony bombardują nas dobre rady - pij zieloną herbatę, nie pij zielonej herbaty, jedz owsiankę, jedz jajka, pij mleko, nie pij mleka, wciągaj brzuch, nie wciągaj, trzy posiłki, pięć posiłków, nie jedz, jedz i można by tak wymieniać przez miesiąc, a człowiek by tylko siedział i jadł , jadł i pił.
Ja postanowiłam trzymać się trzech zasad na raz, zasady oczywiście mogą się zmieniać w zależności od sytuacji, żeby było jasne - te trzy zasady są jakby dodatkiem co całokształtu.

piję tylko wodę, zieloną herbatę i kawę
nic nie jem po 19.00 (tylko jabłko przed snem)
codziennie ćwiczę przez 30 minut (marsze, zumba lub taniec)

Oczywiście odżywiam się zdrowo, nie objadam się i liczę kalorię, czasami maszeruję dłużej niż godzinę, ale ta metoda trzech zasad trzyma mnie w ryzach i jakby daje kontrole jednocześnie.

6. OSZUKUJ MÓZG 

Problem z otyłością bardzo często zaczyna się w mózgu, to mózg wysyła nam błędne sygnały, sprawia, że wydaje nam się, że jesteśmy głodni. Musimy więc odpłacić mu tym samym.
Stara chińska metoda, pomaga w trawieniu i przy okazji hałasem zagłusza mózg. Staraj się przy każdym posiłku mieć chrupiące warzywa. Niech to będzie kawałek ogórka, marchewki, cebula. cokolwiek.
Po pierwsze jesz dłużej, twarde warzywa wspomagają prace jelit, chrupanie pozwala skupiać się na jedzeniu, a nie na filmie czy przeglądaniu "fejsbuka".

Mózg też może się mylić. Czasami jesteśmy spragnieni, a mózg wysyła wiadomość - GŁODNY!
Dlatego najpierw się napij szklankę wody, a jak ssanie nie ustanie to wtedy coś zjedz.



7. DBAJ O CIAŁO

Ciało, a raczej skóra to największa bolączka ludzi, którzy się odchudzają. Niestety cudów nie ma, skóra wiotczeje! Jednak można to zminimalizować. Dieta bogata w zdrowe tłuszcze, powolny jednostajny spadek wagi i masaże - staraj się o tym pamiętać.



8. DBAJ O DUSZE

Pamiętaj, aby co jakiś czas robić sobie drobne przyjemności i upominki, Odchudzanie to nie ma być droga przez mękę, to ma być dla nas czas radości. Jeżeli nie będziemy szczęśliwy podczas tej drogi, nie będziemy myśleć o tym, żeby na niej zostać do końca życia, a przecież o to chodzi, prawda?
Jesteś na imieninach u cioci, zjedz no ten kawałek ciasta - jeżeli masz ochotę zjedz go ze smakiem i ciesz się chwilą.
Jak Ci się zdarzy zjeść dużego schabowego , to na litość boską uśmiechnij się,przecież dobry był, od czasu do czasu można sobie pozwolić na małe obżarstwo.
Straciłeś kolejne centymetry w pasie, kup sobie nowe spodnie, nową sukienkę, figlarne majtki. Nie żałuj sobie. Uśmiechaj się do ludzi, uśmiechaj się do siebie!                

9. NIE WYDAWAJ FORTUNY

Jedną z wymówek, jest ta, że nie stać mnie na zdrowe jedzenie, nie stać mnie na odchudzanie.
A ja ci powiem, że się mylisz i to bardzo. To co najzdrowsze jest najtańsze. Owoce i warzywa. Nie popadajmy w skrajności i paranoje, wcale nie musicie kupować jabłek czy marchewki w bio-sklepach.
Sklepy ze zdrową żywnością to maszynki do zarabiania pieniędzy. Ci sami producenci co nas trują olejem palmowym inwestują też w zdrową żywność. Biznes musi się kręcić. Sklepy ze zdrową żywność powinny bazować na lokalnych produktach skupowanych od lokalnych producentów.
Tak było kiedyś, teraz takie sklepy to często międzynarodowe sieciówki, które skupione są na szybkim zarobku przy małym nakładzie. Odpowiedź narzuca się sama.
Więc to co możecie kupić lokalnie - kupujcie w swoich sklepach, na ryneczkach, lub u zaprzyjaźnionego rolnika. W sklepach ze zdrową żywnością kupujcie towary exportowe typu olej kokosowy, mus z mango, czy komosę ryżową.



Zdrowe jedzenie to nasze jedzenie, jedzenie na którym zostaliśmy wychowani, to jedzenie, które sprawdza się w naszym klimacie. Nie potrzebujesz jagód goji i nasion chia, żeby być zdrowym i szczupłym. Co złego w dzikiej róży, porzeczkach, jagodach, czy malinach prosto z lasu? W czym gorsza jest suszona śliwka od suszonego daktyla?
Czy faktycznie masło ghee sprowadzane z dalekich Indii, będzie zdrowsze od naszego świeżego masła?
Nie stać cię, żeby wydawać krocie na kasze z Turcji czy z Peru? I dobrze! Bo i tak najlepsza jest nasza gryczana i jaglana.
Olej kokosowy najlepszy na świecie? Poczytaj o tłuszczu gęsim. Mąka kokosowa, mąka z cieciorki? Serio - mówisz, że bez tego nie schudniesz?

Ziemniaki , kapusta kiszona, dobry kawałek schabu, śledzie, kurczak czy na to potrzeba fortuny?
Łosoś najlepszy? Tak piszą w poradnikach? Badania robili? Zgadza się, badania robili na Alasce, wyławiając pięknego dzikiego łososia. Do naszych sklepów trafiają te mniej szlachetne, hodowlane.
Myślicie, że też takie zdrowe jak te dzikie z Alaski?

Nie dajmy się zwariować, nie dajmy się kusić reklamom. Ufajmy swoim instynktom i zdrowemu rozsądkowi.  Czytajmy etykiety! Urozmaicajmy sobie naszą kuchnię egzotycznymi dodatkami, ale bazujmy na tym co nam bliskie i znajome. Czym mniej przetworzone, czym krótsza droga nasze stoły, tym żywność zdrowsza.

10. NIE OBŻERAJ SIĘ I RUSZ DUPĘ 

W sumie to nie wiem, po co się tak rozpisałam, skoro to jest jedyny i słuszny sposób, żeby żyć zdrowo i szczupło:)




Zapraszam serdecznie wszystkich do naszej grupy na FaceBooku.
Potrzebujesz porady, przepisu, dobrego słowa? Wpadaj! W grupie raźniej, przyjemniej, weselej:) Wystraczy kliknąć w linka :)
      

    


         
 

poniedziałek, 14 września 2015

Na co narzekają grubasy na odwyku i jak się zakochać w kaszy gryczanej

Grubasom najlepiej w życiu wychodzi narzekanie, no może jeszcze sadełko ze spodni też całkiem nieźle wychodzi, ale o tym lepiej nie wspominać, bo jak się wspomni to się tylko człowiek zdenerwuje i zniechęci. Zdenerwowany i znęchęcony grubas to głodny grubas i wiadomo jak to się kończy, a kończy się żle. A na co narzeka grubas na odwyku? Zazwyczaj narzeka na to, że wszystko to co zdrowe jest niesmaczne, wodniste, zazwyczaj zielone i ogólnie blee blee i fuj fuj. Narzeka, że jedzenie przestaje być przyjemnością, że ceny tych wszystkich produktów odchudzają, ale najbardziej portfel, bo przecież trzeba jeść kaszę z Peru i ziarenka z Chin, inaczej nie da się schudnąć i już.

To ja muszę być jakaś inna, zawsze lubiłam wszystko co zielone i co zdrowe. Na przykład takie brokuły. Zdrowe? -  no zdrowe! - a jak się poleje sosem serowym i zapiecze w piekarniku, to już bajka poprostu. Albo takie suszone śliwki, ja nie wiem co w nich takiego niedobrego?? Przecież jak je się zawinie w boczek i zapiecze, to praktycznie ich nie czuć. No sami powiedzcie, czuć? Albo taka sałata w śmietanie z cebulką i szczypiorkiem? Już nic więcej mi do szczęscia nie potrzeba , jedynie ta sałata i dobrze wysmażony schabowy z kością. Nie rozumiem jak mogłam przytyć tyle na tak zdrowej diecie?

Na jedno nigdy nie narzekam , na to że odchudzanie czy też zdrowe jedzenie jest drogie. Według mnie może być nawet tańsze, smaczniejsze i wydajniejsze. Musimy tylko przestać wierzyć reklamom i powiedzieć wielkie "NIE" super promocjom w marketach. Nie potrzebujemy drogiej komosy ryżowej czy kuskusa do szczęścia , można kupić od czasu do czasu , dla smaka, z ciekawości, ale więcej pożytku przyniesie nam, nasza tania i zdrowa kasza gryczana. Ktoś się zapyta , a ile można tej kaszy jeść i jak ją zrobić skoro najlepiej smakuje z gęstym tłustym sosem? A od czego mnie macie, się pytam? Już spieszę z propozycjami i zapraszam do królestwa grycznego.






Kasza gryczana jest boska!!! Jest tania , jest jedną z najzdrowszych kasz na świecie, jest nasza! Wielkimi krokami zbliża się jesień, upewnij się, że w twojej szafce stoi opakowanie kaszy gryczanej. Ja już zrobiłam zapasy.
Jeżeli twierdzisz, że nie lubisz kaszy gryczanej, to znaczy, że nie jadłeś jej według mojego przepisu.
Lepiej smakuje niż ryż, dwa razy lepiej niż makaron i nie umywa się do niej żaden kuskus marokański. Zapraszam kochane grubasy na odwyku. Zasidajcie i zajadajcie na zdrowie!



GRYCZANY STIR FRY


Skladniki ( 4-5 osób)
4 pojedyncze piersi z kurczaka
2 szkłanki prażonej kaszy gryczanej lub białej
150 g sera feta
1 jajko
1 cebula
4 papryczki chili (może być suszona lub pieprz kajeński)
4 ząbki czosnku
pęczek zielonej pietruszki
garść bazylii
1 łyżka suszonego oregano
sól/pieprz do smaku
2 łyżki oliwy
3 szklanki wody
1/2 ogórka świeżego
8 pomidorków koktajlowych
sok z cytryny

Danie typowo jednogarnkowe typu "stir fry" czyli mieszamy i smażymy. No my jeszcze chwilę poddusimy, ale na to przymkną oko znawcy kuchni azjatyckiej:)
Potrzebujemy woka lub głęboką patalnię.
Na rozgrzaną patelnie wlewamy 2 łyżki oliwy, posiekaną drobno cebulę, czosnek i papryczki chili ( bez pestek). Jeżeli nie mamy świeżych papryczek chili dodajemy suszone lub pieprz kajeński. W zamian można dodać jedną czerwoną paprykę.
Dodajemy odrobinę soli i podsmażamy, aż nam się zarumieni cebulka.
Następnie dorzucamy kurczaka pokrojonego w kostkę, posiekaną pietruszkę z bazylią i oregano.
Zasypujemy to 2 szklankami kaszy gryczanej ( najlepsza kupowana na kilogramy, nie w torebeczkach)
Podsmażamy na średnim ogniu, aż zetnie nam się kurczak.
Zalewamy wodą - 3 szklanki to tak akurat.
MIeszamy, przykrywamy i dusimy na małym gazie przez nastepne 25 minut - można z raz przemieszać.
Jak kasza wchłonie całą wodę, zwiększamy gaz, robimy dziurkę na patelni, a raczej w kaszy.
Wbijamy jajko i czekamy aż się zetnie( takie tam sadzone), następnie jajko siekamy i mieszamy z całością.
Dodajemy ser feta pokrojony w drobną kostkę, mieszamy, podsmażamy z minute i ściągamy z ognia.
Dodajemy świeżego ogórka, pomidorki i doprawiamy solą i pieprzem, o ile zajdzie taka potrzeba. Skrapiamy odrobiną soku z cytryny.
Gotowe, mówię Wam! Gryczany odlot!



W wersji na zimno smakuje tak samo dobrze, można dodać posiekanej sałaty lodowej skropić sosem koperkowym (oliwa, musztarda, cytryna, koperek).


KOCIOŁEK BIESIADNY WEDŁUG SZNUPCI


          

Składniki (4-5 osób)


600 g schabu lub innego mięsa

200 g pieczarek

3 papryki
3 marchewki
1 pietrucha
1/2 selera naciowego
1 duża cebula
2 ogórki kiszone
1 szklanka kaszy gryczanej prażonej
3 szklanki wody ( tak na oko)
cukier lub miód ( opcjonalnie)
2 łyżki oleju

mieszanka biesiadna:

4-5 ząbków czosnku
4 łyżki majeranku
1 łyżka oregano
1 łyżka mielonej kolendry
1 łyżka suszonego koperku
1 łyżeczka kminu rzymskiego
4 liście laurowe
2 ziela angielskie
pieprz czarny
sól

Potrzebujemy dość szeroki garnek z grubym dnem, lub brytfanke, to co używamy do dań jednogarnkowych.

Rozgrzewamy olej i wrzucamy pokrojone w kostkę mięso, marchew, pietruszkę, pieczarki i cebulę. Smażymy przez kilka minut na dużym ogniu, bez przypraw, wtedy mamy gwarancję, że mięso nam się nie spali, a pięknie naturalnie przyrumieni. 
Zmniejszamy gaz, posypujemy wszystko mieszanką biesiadną i mieszamy energicznie. 
Następnie dodajemy posiekany seler naciowy i paprykę, zasypujemy kaszą gryczaną i podsmażamy chwilę na małym ogniu. 
W momencie kiedy mięso i warzywa są już prawie miękkie, zalewamy wszystko gotująca się wodą z czajnika. Myślę, że tak około 3 szklanek. Mieszamy , przykrywamy i dusimy pod przykryciem, aż kasza wchłonie wodę.
Na koniec dodajemy posiekanego ogórka kiszonego oraz doprawiamy solą i pieprzem oraz odrobiną cukru lub miodu dla podkręcenia smaku. 

Taki gorący kociołek wędruje na stół i niech się każdy częstuje czym chata bogata. 
Osobiście nie wyobrażam sobie tego dania bez buraczków i szklanki maślanki.

niedziela, 14 czerwca 2015

Rozważania grubasa na odwyku, czyli kulinarne zabobony, reklama i przepisów kilka



Są takie dni, kiedy kumulują się w "grubasie na odwyku" tęsknoty za starymi złymi nawykami. Chciałoby się dużo, smacznie i najlepiej przed telewizorem oglądając film. To nawet nie żołądek się domaga, ale mózg ma ochotę sobie pofolgować i wiem, że jak nie zrobię coś z tym teraz, w tej chwili, to zapewne do wieczora walkę przegram i zniewolona przez stare nawyki skończę z talerzem chińszczyzny w dłoni i pudełkiem lodów na deser. Co zrobić? Oczywiście szybko zareagować i zrobić sobie dużą, ogromną porcję sałatki, niech się mózg zachrupie na dobre.
Niech mu się wydaje, że dostał to co chciał. Oczywiście oszustwo musi być dobrze zaplanowane, niemal niczym zbrodnia doskonała.
W tej sałatce trzeba ukryć coś treściwego, coś smacznego, coś co nam się nawinie na widelec co dziesiąty kęs, wtedy mózg myśli, że się objadł niemiłosiernie. Niech to będzie 5 plastrów kiełbasy, 5 kostek sera żółtego, czy kawałek szynki. U mnie dzisiaj akurat padło na tuńczyka z puszki, więc można powiedzieć "sielsko-anielsko".
Zapraszam po przepis:) 

Z CYKLU - OD PONIEDZIAŁKU SIĘ ODCHUDZAM....


SAŁATKA - SZPINAK Z TUŃCZYKIEM (1 PORCJA)


Składniki:
120 g szpinaku świeżego - 20 kcal
1 puszka tuńczyka z wody - 110 kcal
1 ogórek - 20 kcal
2 pomidory - 50 kcal
szczypiorek z cebulką - 10 kcal
1 łyżka oliwy - 80 kcal
2 łyżki octu balsamicznego - 15 kcal
1 łyżka musztardy miodowej - 25 kcal
sól
pieprz
czosnek
woda
Całość to jedynie 330 kcal, czyli bez wyrzutów możemy spałaszować całą miskę, zajmie to nam dobre pół godziny, a z przerwami będziemy mieli zajęcie na cały film:)
Do miski wlewamy oliwę, ocet balsamiczny, musztardę i przyprawy, mieszamy dokładnie , próbujemy i dodajemy wody, aby trochę złagodzić smak.
Dorzucamy warzywa , tuńczyka, mieszamy i zajadamy! Smacznego!


*****


Trochę reklamy nigdy nie zaszkodzi:)Jeżeli nie macie na swojej liście zakupowej wędzonego twarogu to szybko proszę błąd naprawić:)
Ja u siebie kupuję Solankowy Wędzony firmy Jana
W LIDLU można dostać Wędzony firmy Pilos
Ten wędzony ser jest dla mnie odkryciem roku! To połączenie fety/mozzarelli i oscypka w jednym. Dla grubasa na odwyku to niemal ambrozja, wieczny orgazm kulinarny.
Można go jeść na kanapki, można dodawać do sałatek, do omletów, można posypać zapiekankę , można zrobić farsz szpinakowo-serowy. Jedynie wyobraźnia może was tu ograniczyć w pomysłach.
Dzisiaj propozycja śniadaniowa, zapraszam!
Z CYKLU - OD PONIEDZIAŁKU SIĘ ODCHUDZAM
SAŁATKA WARZYWNA Z WĘDZONYM TWAROGIEM
Składniki:
100 g sera wędzonego - 220 kcal
4 łyżki jogurtu naturalnego - 60 kcal
zielenina - 50 kcal
pieprz do smaku
Całość to 330 kcal i powiem wam, że ciężko to zjeść na raz:)

wtorek, 2 czerwca 2015

A co w tej Szkocji można zobaczyć? Przewodnik prawie turystyczny - Bridge of Orchy & West Highland Way

Dzisiaj zabieram was w kolejną jednodniową wycieczkę poza Glasgow. Tym razem pojedziemy pociągiem i to nie bylem jakim , bo takim, którym jeździł sam Harry Potter. Pamiętacie scenę w pociągu i widoki za oknem? Pamiętacie Hogwarts Express?

http://www.dailymail.co.uk/
 No właśnie, cieszę się, że pamiętacie! Pojedziemy prawie takim samym, tylko, że nowszym i dojedziemy prawie do wiaduktu, ale nie dokładnie, bo wysiądziemy parę stacji wcześniej, ale czujecie już atmosferę prawda? Jedno mogę wam gwarantować, będzie magicznie i fantastycznie, bo macie mnie za przewodnika. 
Linia kolejowa West Highland Line jest uważana za jedną z najpiękniejszych tras podróżniczych na naszej planecie, nie można ominąć tej atrakcji będąc w Szkocji. Trasa rozpoczyna się w Glasgow, a kończy w Mallaig, małej rybackiej wiosce skąd odpływają promy na Hebrydy. Znawcy mówią, że najpiękniejsze widoki zaczynają się za Fort Wiliam, jak dla mnie zaczynają się 20 minut po opuszczeniu Glasgow. Moi drodzy jest tak pięknie, że czasem brakuje tchu w cyckach.




Bilety na pociąg kupujemy przez internet, ponieważ w kasie zapłacilibyśmy dwa razy tyle. Niestety na tej trasie rzadko trafiają się promocje. Bilety można zakupić przez tą wyszukiwarkę:


Fani Harry Pottera, w okresie letnim mogą przejechać się Hogwarts Express, który wyrusza z Fort Wiliam i jedzie dokładnie tą samą trasą, co pociąg osobowy. Bilety można zamówić na tej stronie, najlepiej z wyprzedzeniem, bo jak wiadomo, fanów Harry Pottera jest dużo, a pociąg tylko jeden.


No i co takie nadąsane miny? Tym razem nie pojedziemy śladami Harrego i jego przyjaciół, ale obiecuję, że kiedyś was tam zabiorę, jak będziecie grzeczni oczywiście. Nasza podróż będzie trwała dwie godziny, wysiądziemy w małej wiosce Bridge of Orchy, gdzie wskoczymy na szlak wędrowny West Highland Way, który biegnie przez najpiękniejsze miejsca w Szkocji. Trasa liczy sobie 151 km i jest świetnie zorganizowana. Na koniec dnia zawsze znajdzie się pub dla spragnionych i wygodne łóżko dla zmęczonych. Tereny są dziewicze i łatwiej złapać tam jelenia za rogi, niż zasięg w komórce, a o Internecie nie słyszeli nawet najstarsi górale. Na szlaku często można spotkać mężczyzn wędrujących w tradycyjnych kiltach, zazwyczaj są to potomkowie Highlanderów, którzy w ten sposób chcą uczcić swoje 40 urodziny, narodziny syna, bądź pamięć praprapradziadka Rob Roya.
Dla zainteresowanych, strona na której można sobie szczegółowo takie trasy do chodzenia po szkockich górach, zaplanować.


No to co? Gotowi? Jak gotowi, to tu macie bileciki i jesteście mi winni po 21 funtów.  Spokojnie, nie panikować, może być 30, przecież nie będziemy się o drobne kłócić. Teraz mały komunikat, proszę uważnie słuchać, bo dwa razy nie będę powtarzać. Z Glasgow wyrusza 4-6 składów pociągu, na stacji Crianlarich (patrz mapa) pociąg się dzieli na dwa. Dwa składy jadą w kierunku Mallaig (to nasz), a pozostałe do Oban, więc należy się upewnić, że siedzi się w odpowiednim wagonie. Wy oczywiście nie musicie się martwić , bo macie mnie za przewodnika. Jednak dla pozostałych , co do Szkocji wybiorą się samodzielnie, myślę że to cenna uwaga.  


           
                  
      



Niech każdy usiądzie wygodnie, bo przed nami piękne widoki i dobra zabawa. Zaopiekujemy się przy okazji dwiema sympatycznymi Amerykankami, które przyjechały do Szkocji w poszukiwaniu swoich korzeni. Jak na razie ciężko im odszukać w pociągu toaletę, więc cienko widzę te korzenie, ale co tam, ważne, że Paniom się w Szkocji podoba. 
Zostawiamy za sobą szare osiedla brzydkich miast i wyruszamy ku przygodzie.


   
   








piątek, 22 maja 2015

A co w tej w Szkocji można zobaczyć? Czyli przewodnik prawie turystyczny - Loch Lomond i Balloch

W dobie tanich linii lotniczych można do Glasgow dolecieć za grosze, to już nie jest żadem problem. Co raz więcej rodaków przylatuje do Szkocji w celach czysto turystycznych, zazwyczaj są to krótkie weekendowe wypady lub wakacyjne krótkie urlopy, a więc dobra organizacja jest kluczem do sukcesu.
Postanowiłam trochę wam przybliżyć atrakcje Szkocji, te małe i te duże, te dalsze i te bliższe.
Zapraszam do sznupkowego przewodnika pod tytułem: A co w tej Szkocji można zobaczyć?

LOCH LOMOND & BALLOCH

    

Jeżeli macie wolny dzień do zagospodarowania w Glasgow i akurat dopisuje ładna pogoda to koniecznie musicie się wybrać nad Loch Lomond. I tutaj mój szkocki patriotyzm nakazuje mi przystanąć, wznieś palec i powiedzieć - nie , moi kochani - macham palcem - nie ma czegoś takiego jak jezioro Loch Lomond, czy jezior Loch Ness - dalej kiwam palcem, ale już mniej - Loch to po szkocku jezioro , więc jeżeli chcemy już tłumaczyć , to mówimy jezioro Lomond, lub jezioro Ness, nie róbmy z jeziora masła maślanego - więc my po szkocku wybieramy się nad Loch Lomond.
Wiadomo, że Szkoci to naród oszczędny więc porozmawiajmy o finansach, ile taka wycieczka może nas kosztować? Podróżować możemy dwojako:

Pociąg - Dworzec Queen Street - Balloch - 50 minut -  Ł 5.80 powrotny - co 30 minut
Autobus 1 - Dworzec Centralny - Balloch - 90 minut - Ł 5.20 powrotny - co 15 minut


Ja wybrałam dla nas autobus, nie z oszczędności ( proszę mnie tu od szkotów nie wyzywać), bo przestanek mam pod domem i mieszkam już na wylotowej z miasta, więc autobusem będzie nam poręczniej. Skoro wszyscy już gotowi, to zakładamy plecaki na plecy i  wsiadamy do autobusu. Na szczęście w każdym autobusie jest dostęp do internetu, więc czas zleci nam szybko, jednak warto spojrzeć przez szybę od czasu do czasu , bo widoki są interesujące:)








Wysiadamy w uroczej wiosce Balloch , szybko biegniemy do toalety i następnie do sklepu po zapas wody. Toalety są bezpłatne , za wodę trzeba zapłacić jednego funta i proszę tak na mnie nie patrzeć, ja was nie zapraszałam, każdy płaci za siebie. Wyprzedzając wasze pytanie - odpowiadam - nie, nie uważam, że skąpstwo szkotów jest wrodzone, jak widać można je nabyć przez zasiedzenie.
No dobrze, to co, idziemy?  Wchodzimy na teren Parku Narodowego Loch Lomond & Trossachs.
Jeżeli interesują was fakty i liczby zapraszam do zapoznania się z Wikipedią KLIK
Przekraczamy bramę, mijamy chatkę zwaną w pewnych kręgach, chatką Misia Yogi i powoli, nie spiesząc się zmierzamy w kierunku jeziora. Czy już wam mówiłam, że jak zaświeci słońce, to Szkocja jest najpiękniejszym miejscem na naszej planecie?





wtorek, 19 maja 2015

Kuchenne fantazje z kalafiorem w tle, czyli jak go przerobić na ryż i sałatkę "HIT TEGO LATA!"

Zawsze powtarzam, że w kuchni nie przepis, a wyobraźnia liczy się najbardziej. Uwielbiam eksperymentować , uwielbiam wymyślać nowe potrawy. Całkiem niedawno natknęłam się na fajny przepis, jak przerobić kalafior na ryż lub kuskus i aż mi się żarówka nad głowa niemal przepaliła, jak sobie pomyślałam, na co jeszcze można ten kalafior przerobić idąc tym tropem.
Sezon an kalafiora właśnie się zaczyna i dzięki niemu możemy urozmaicić nasza dietę o wiele smacznych potraw.Dodawać nie muszę, że to warzywo bardzo niskokaloryczne, ale niesamowicie zdrowe, dostarczy nam sporo wapnia, żelaza i potasu. Naukowcy twierdzą, że dzięki substancji sulforafan zapobiega niektórym nowotworom i spowalnia proces starzenia.
Chyba bardziej zachęcać nie trzeba, aby przy najbliższej okazji kupić z dwie główki kalafiora, prawda? 

Zapraszam na pierwszy przepis, czyli jak przerobić kalafiora na ryż. DO tego dzielę się z wami przepisem na pysznego jogurtowego kurczaka. Nie ważne, czy liczycie kalorie, czy też nie , musisz wypróbować tej marynaty. Zdradzę  wam też przepis na moją ulubioną sałatkę do obiadu.

Jogurtowo- czosnkowe piersi z kurczaka z ryżem kalafiorowymi i sałatką z pomidorów w zalewie balsamicznej.





Składniki ( 1 porcja)


1 pierś z kurczaka ( 150 g) - 150 kcal

1/2 średniego kalafiora - 80 kcal
150 g pomidorów koktajlowych - 20 kcal
1/2 czerwonej cebuli - 10 kcal
świeża bazylia
zielona pietruszka - 5 kcal

1 łyżka oliwy - 80 kcal
1 łyżka jogurtu - 10 kcal
1 łyżeczka octu jabłkowego
2 łyżki octu balsamicznego - 5 kcal
1 łyżeczka miodu - 25 kcal
1/4 szklanki mleka - 25 kcal ( może być bulion lub śmietana)

suszony koperek
czosnek w przyprawie
kolendra mielona

cukier
sól
pieprz

No troszkę się pomyliłam i okazało się że danie ma około 410 kalorii:) 

czwartek, 14 maja 2015

Jak pozbyć się tłuszczu i przyspieszyć spalanie, czyli magiczna moc wody ogórkowej i sadełkożercy

           

Świat zwariował na punkcie tej wody, polecają go w czasopismach, polecają lekarze. Tak naprawdę nazywa się to Sassy Water, od nazwiska dietetyczki( C.Sass), która dobrała składniki i pierwsza wprowadziła tą wodę jako dodatek do autorskiej diety "na płaski brzuch".
Piję tą wodę już 16 dni i muszę przyznać, że faktycznie działa. Oczywiście to tylko wspomaga dietę, nie jest cudownym środkiem na odchudzanie. Na pewno oczyszcza z toksyn, bo moja cera po dwóch tygodniach jest nie do poznania! Czuję przypływ energii, naszła mnie ochota na ćwiczenia, na spacery, nie czuję głodu i ssania w żołądku i nogi mam jakby lżejsze. Mam też wrażenie, że spadek wagi znacznie przyspieszył, Przepraszam, że nie podam wam wyników w centymetrach i kilogramach, ale ja zmieniam swoje nawyki żywieniowe i styl życia i nie stresuję sie liczbami, nie chcę też czuć presji porannego ważenia się, nigdy nie było to dla mnie motywacją, wręcz przeciwnie. Liczy się to , jak się czuję i co widzę w lustrze, a czuję się fantastycznie i trzy rozmiary w dól to jak na razie niezły wyniki, jeszcze parę w dół i przestanę siebie rozpoznawać w lusterku. 
Wracając do tej wody.....

   ****


Jest to napój detoksykacyjny dla osób z dużą nadwagą, które mają sporo kilogramów do zrzucenia, kupę starego zalegającego tłuszczu, szczególnie w okolicach brzucha. Takim osobą jest zalecana, jednak pić ją może każdy!


 Co sprawia, że woda działa cuda?



ogórek - 


działa moczopędnie, oczyszcza organizm z toksyn, usuwa nadmiar wody, odkwasza organizm. 

Zawsze jedz ogórka ze skórką, gdyż tam jest najwięcej minerałów.



imbir - 


łagodzi wzdęcia, rozgrzewa organizm i pobudza do walki z tłuszczem

cytryna/limonka -

bogata w błonnik, tłumi apetyt, odtruwa organizm, balansuje PH.

mięta - 

nadaje świeżości, dodaje aromatu i wbrew opiniom tłumi apetyt.

Jak przygotowujemy taką wodę? Co potrzebujemy?

1.5 wody filtrowanej ( lub dobrej mineralnej)

1/2 ogórka 

1 cytryna

1 limonka 

6 plastrów imbiru ( lub płaska łyżeczka w proszku)

2 gałązki mięty

ogórka parzymy wrzątkiem i kroimy w plastry - nie obieramy
imbir parzymy wrzątkiem i kroimy w plastry - nie obieramy
cytryny i limonkę parzymy wrzątkiem, czyścimy i kroimy w plastry, a z "dupek wyciskamy trochę soku do dzbanka - nie obieramy
miętę wkładamy w całości w gałązce. 
Dlaczego nie obieramy? Bo bez skórki po paru godzinach wytrąci się goryczka z imbiru. Bo pod skórą kryje się samo dobro, nie wyrzucajmy więc! 
Wszystko to zalewamy zimną wodą i odstawiamy do lodówki na noc. 
Pierwszą szklankę pijemy po przebudzeniu, następną gdzieś w ciągu dnia, a ostatnia wieczorem po ostatnim posiłku, ale nie przed samym snem. Taki dzbanek powinien nam wystarczyć na dwa dni, w między czasie można uzupełnić wodą. 
Pijemy codziennie przez siedem dni, następnie robimy dzień przerwy, pijemy dwa dni, dzień przerwy. Kuracji nie wolno prowadzić dłużej niż 4 tygodnie. Można powtórzyć za parę miesięcy. 
Ja muszę się przyznać, że nadal piję codziennie, bo dzienna przerwa mi nie służy, ponieważ dopadały mnie jakieś zachciewajki i poległam przy dużej porcji kapuśniaku z kiełbasą. Pijąc tą wodę nie mam takich ciągotek, woda świetnie usypia mój głód.    

Smak wody nie każdemu może odpowiadać, ja osobiście lubię jak jest bardzo zimna, najlepiej pić przez słomkę:) 
Na pocieszenie dodam, że czym dłużej stoi , tym bardziej smakuje jak GIN&TONIC
Pamiętajmy, że ilość składników można dobierać do swoich kubków smakowych, jeżeli ktoś uważa, że woda jest za kwaśna, to może zmniejszyć odrobinę ilość cytryny, jeżeli zbyt miętowa , to ilość mięty. Można jej wypijać więcej, jeżeli jest taka potrzeba.  

  ********

Zapraszam was na kolejnego pogromce tłuszczu. Po wypiciu niech moc będzie z Wami, bo wasze ciała rusza z kopyta i będą tak spalać, ino dym pójdzie z uszu:). Codziennie jeden posiłek zamieniam na koktajl, a dwa razy w tygodniu serwuję Nam sadełkożercę. Ten koktajl działa i polecam szczególnie tym, co mają problem z tak zwaną "grubszą robotą". Sznupek miał ogromne problemy, żadne lekarstwa nie pomagały, teraz biega dwa razy dziennie, zegarki nastawiać ,a jego mina po wyjściu z toalety - BEZCENNA.



środa, 6 maja 2015

Jak obudzić w sobie Chodakowską, czyli rozmyślania grubasa na odwyku

Każdy porządny grubas wie, że dieta ma wtedy sens, kiedy łączy się ze zmianą nawyków żywieniowych i stylu życia. Do takiej diety trzeba podchodzić stopniowo, pokonywać ją małymi kroczkami, wtedy jest nadzieja, że potrwa nawet dłużej niż "Moda na sukces" i zostawi po sobie trwałe zmiany do końca życia.
Taką dietę stosuję ja i trzymam się metody małych kroczków, ale ileż można tuptać małymi kroczkami niczym japońska gejsza, przychodzi taki moment, że należy przejść do następnego etapu nowego życia, a mianowicie, trzeba obudzić w sobie Chodakowską.

         
No właśnie, trzeba podnieść tyłek z sofy i zacząć się ruszać i uwaga, nie dla figury, mięśni, czy sąsiada spod piątki (no może troszeczkę), ale dla siebie, dla zdrowia, dla serca, dla lepszego samopoczucia, dla bystrego mózgu (posiadam), dla dobrej formy (nie posiadam) i dla naszych najbliższych.
Do takiego kroku, trzeba się odpowiednio przygotować, żeby się szybko nie zniechęcić, bo wiadomo, że na początku nie jest łatwo. Myślę sobie, że nawet Chodakowska nie miała na początku łatwo, chociaż patrząc na nią , jakoś ciężko w to uwierzyć, wiec cofam przemyślenie, Chodakowska od początku miała łatwo! Ona musi posiadać jakąś krzyżówkę genów konika polnego i geparda i jak nic spokrewniona jest z Pudzianowskim, innego wytłumaczenia nie ma!


Nie wiem jak Wy, ale ja się tej dziewczyny boję, a jak jeszcze słyszę do tego hasła: skalpel i turbo spalanie , to jak nic jestem gotowa się rozpłakać niczym małe dziecko. Najgorsze jest to, że jak tylko obejrzę choćby 5 minut ćwiczeń, napatrzę się na ten biedny płaski brzuszek Ewy, to włącza mi się śledczy i biegnę robić dochodzenie w lodówce, co tu by można zjeść. Nie tam, żebym głodna była, ale za Ewę, bo przecież tak intensywnie ćwiczy, bidulka jeszcze zasłabnie. Pamiętacie, jak nas kiedyś rodzice karmili? Za mamusię, za tatusia...no to teraz do wyliczanki można dołączyć ... i za Chodakowską.  
No, ale dobra, dobra, dziecko nie jestem, mazać się nie będę, trza brać cycki w garść i zaczynać szlifować formę. Może przyjdzie taki czas, że będą mogła obejrzeć całą serię ćwiczeń na dvd bez zasłaniania oczu, to wtedy pomyślę o powolnym wybudzaniu Chodakowskiej. Na razie szans nie ma, nich sobie śpi.
Zaczęłam przygotowywać się psychicznie do wysiłku ruchowego. Najważniejsze to organizacja i motywacja. Sznupek dostał zadanie, skompletować mi ścieżkę dźwiękową, która będzie mnie rytmicznie i żwawo niosła przez ścieżkę zdrowia. Znajomi dostali przykaz motywowania mnie, niczym boksera przed walką.
- Dasz radę Sznupcia! - przekonywała mnie koleżanka z pracy - zobaczysz za rok weźmiesz udział w "10 Milowym Pochodzie Kiltów" razem z moim mężem - zapewniała z przekonaniem -  co niestety kiepską motywacją było, bo udział w pochodzie kiltów, to ja biorę co roku, co roku macham im z okna jak przechodzą pod moim domem. No, ale wybredna nie będę, każde dobre słowo się liczy.
Na fejsbuku motywują mnie bardziej doświadczone koleżanki, dają wskazówki co do sposobu chodzenia, łapaniu oddechu i wielu innych istotnych spraw, a co najważniejsze dopingują, piszą do mnie wiadomości, zwyczajnie , po ludzku interesują się . Może to dziwne, ale dają mi tym niesamowitego wirtualnego kopa na zachętę.
Więc jeżeli , ktoś z was myśli o tym , żeby zacząć ćwiczyć, biegać, pływać , chodzić.
To nie bójcie się o tym mówić, bo  najważniejsze,  to się głośno zobowiązać przed sobą i przed innymi.
Trzeba wprowadzić maszynę w ruch i adrenalinę w obieg. Nie zamykajcie się w czterech ścianach, nie marnujcie czasu, świat jest zbyt piękny, żeby przysłaniać go kilogramami!

piątek, 1 maja 2015

Jak duszy dogodzić, a dupie nie zaszkodzić, czyli obżarstwo kontrolowane i przepisów parę

Powiedzmy, że dieta to droga, droga bez końca, ale nasza droga, którą musimy pokonać, a gdzieś na końcu tej drogi czeka na nas nagroda, ale my tej nagrody nie widzimy, nawet za bardzo nie możemy sobie jej wyobrazić, wiemy tylko, że będzie fajnie, zdrowo i kolorowo. Dlaczego tak często nie udaje nam się trwać w postanowieniu i zawracamy z drogi? Tak całkowicie zawracamy, odwracamy się na pięcie i tyle nas widział patrol drogowy. Dlaczego nie zejdziemy na pobocze, żeby odpocząć, lub nie wpadniemy do baru zwanego "Radość dnia codziennego" lub do sklepu zwanego "Ludzka słabość"? Dlaczego nie pozwolimy sobie wejść w ślepą uliczkę? Przecież wtedy o wiele łatwiej kontynuować drogę i na mecie, kiedy będziemy świętować zwycięstwo, nikt nie będzie pamiętał o potknięciach, nikt nie będzie nas z nich rozliczał. A, że do mety dotrzemy trochę później, niż inni? Czy to ważne?

Nie dajmy się kochani zniechęcać nachalnym reklamą karnetów na siłownię, fitnesów, orbiterków i tak dalej. Nikt nie powiedział, że to jest jedyna słuszna droga do wymarzonej sylwetki, można przecież spacerować, biegać, tańczyć z mężem, relaksować się na basenie. Nie każdy musi być wielbicielem Chodakowskiej i jej stylu życia, nie idźmy za tłumem, znajdźmy swoją własną drogę, autostrada nie jest dla każdego, pełna zakazów i nakazów. Są też inne drogi, bardziej lokalne, może mniej popularne, ale też dobre. Może każdy z nas ma ten sam cel, ale na pewno przyjmuje różne kształty.


Dla jednego schudnąć, to wystąpić w bikini na brazylijskiej plaży, a dla drugiego to wejść na trzecie piętro bez zadyszki. Ja oczywiście marzę o tej brazylijskiej plaży:) bo po co niby miałabym włazić na trzecie piętro?..:) A na takiej plaży w Brazylii , to słyszałam, że dobre hot-dogi sprzedają:)
Jeżeli już znajdziemy swoją drogę i będziemy na niej czuli się dobrze, to zróbmy wszystko, żeby z niej nie zawrócić. Zapomnijmy o wyrzutach sumieniach, zapomnijmy o żalach i rezygnacji. Każdy człowiek popełnia błędy, a co dopiero taki na diecie, przecież wiadomo, że głód osłabia naszą czujność. Każdy człowiek też musi się najeść, nie ma to tamto, taka nasza natura i już. Organizm się dopomina, organizm dostaje i już, więc nie ma co walić głową w mur i śpiewać do lusterka " znowu w życiu mi nie wyszło".