- Numero 8, Madamme?
- Si! Numero otto!
- Si! Numero otto tutaj.
Wysiadamy przed bramą z numerem osiem, płacimy kierowcy i szukamy domofonu z nazwiskiem Barberri. Nie ma! Rozglądamy się dookoła w poszukiwaniu nazwy ulicy i okazuje się, że jesteśmy pod numerem osiem, ale na innej ulicy. Kierowca najwidocznie miał dosyć błądzenia po tych uliczkach i zostawił naiwnych turystów pod pierwszą napotkaną ósemką. Trzeba przyznać, że wybrał największą.
Krążymy teraz wąskimi uliczkami w poszukiwaniu naszego apartamentu,ciągnąc za sobą walizy na kółkach. A mówiłam, żeby zapakować się w plecaki, przynajmniej ręce byłyby wolne. Pytamy napotkanych taksówkarzy i każdy wskazuje drogę przed siebie i mówi - 20 metrów. Po godzinie pytania i błądzenia dzwonie do firmy, która wynajmuje nam apartament.
-Madamme Sznupcia? Witamy w Rzymie! Podoba się apartament?
- no właśnie mówię, ze niepodoba, bo się zgubiliśmy i nie możemy ulicy odszukać.
- nie podoba się, dlaczego?
-z g u b i l i ś my się!
-aaaa domofon pięć - Barbieri.
- aaaaa!!!.. Z G U B I L I S M Y S I Ę!
- aaa to gdzie jesteście?
- na Via "coś tam coś tam"
- aaaa to już blisko, jakieś 20 metrów
- za kościołem w prawo i w lewo i w lewo
- dobrze dziękuje poradzę sobie.
Zrezygnowałam z dalszej rozmowy, bo trudno było wyczuć, czy jej angielski jest aż tak zły, czy mój włoski aż tak dobry?
Wreszcie jakaś młoda włoska para zlitowała się nad nami i dokładnie wskazała adres, który faktycznie znajdował się w odległości 20 metrów. Zadzwoniliśmy 2 razy na domofon i z ulgą stwierdziliśmy, ze jednak ktoś na nas czeka. Na klatce przy naszych drzwiach czekała na nas kobiecina w podomce, lat około osiemdziesiąt. Kiedyś musiała być piękna, kiedyś musiała łamać wiele męskich serc, widać było to po jej uśmiechu, błysku w oczach i wysoko zadartą głową - pewnie była też primaballeriną we włoskim balecie, a teraz dorabia sobie do skromnej emerytuty. Kobieta okazała się naszą sąsiadką i opiekunką zarazem. Nasza włoska babcia Barberi.
Babcia Barberri oprowadziła nas po apartamencie, cały czas się śmiejąc i opowiadając cos zawzięcie po włosku, nie zwracajac uwagi na to, że nic a nic jej nie rozumiemy. Mimo całej sympatii dla babci Barbieri marzyliśmy tylko, aby szybko za nią zamknąć drzwi, wskoczyć pod prysznic i wyruszyć w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.Dochodziła godzina 22.00.
Z kolacji wróciliśmy grubo po północy, a na całej klatce słychać było głos babci Barberri rozmawiającej przez telefon. Mamy nieodparte wrażenie, ze Włosi w ogóle nie śpią.
Wczesnym porankiem wyruszyliśmy w poszukiwaniu kawy i śniadania. Za dnia czy w nocy - nasza ulica tętniła życiem i kolejny raz się zgubiliśmy w tych labiryntach.
A teraz budzę Sznupka i uciekamy na spotkanie Rzymu Starożytnego.
Ciau!
Ładnie się zaczyna. Ciekawa jestem dalszym perypetii
OdpowiedzUsuńhehe... a ja od 2 tygodni czytam o Rzymie.( nie o Italii, ale dokładnie właśnie o Rzymie ) . To będzie miejsce, gdzie zacznę swoją europejską podróż, gdy nadejdzie odpowiedni czas :)
OdpowiedzUsuńAuguro buon viaggio !
Uwielbiam takie europejskie klimaty, tak ze aż mi lezka poleciała jak czytałam o tych typowych ciasnych uliczkach i gwarze :-) Oj czuje, że bedę tam ryczla jak przysłowiowy bóbr na tzw. "odchodne"
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie europejskie klimaty, tak ze aż mi lezka poleciała jak czytałam o tych typowych ciasnych uliczkach i gwarze :-) Oj czuje, że bedę tam ryczla jak przysłowiowy bóbr na tzw. "odchodne"
OdpowiedzUsuńWspaniale... czytając poczułam włoski klimat i przez chwilkę zagubiłam się z Wami na w jednej z rzymskich uliczek ;)
OdpowiedzUsuńJak czytam takie wpisy, to też chcę do Rzymu!
OdpowiedzUsuńBawcie się dobrze, pozdrawiam!
Super są te wąskie uliczki.
OdpowiedzUsuńGrunt że dotarliście na miejsce. :)
Darek K.