wtorek, 5 lutego 2013

Wesele Muriel, czyli podróż w poszukiwaniu "własnego ja"

Pewnie każda kobieta, choć raz obejrzała film "Wesele Muriel". Oglądałyście, prawda? Jeden z moich ulubionych filmów wszechczasów, plasuje się gdzieś pomiędzy "Dirty Dancing" i "Pretty Woman". Oglądałam chyba z tysiąc razy i za każdym razem zastanawiam się, gdzie tkwi ten magnes, który raz po raz przyciąga mnie przed ekran? Film na wstępie wydaje się prostą naiwną komedyjką dla nastolatek i w sumie do końca utrzymuje taki lekki przekaz, choć podejmuje trudne tematy jak zdrada, samobójstwo, depresja i brak akceptacji.


http://www.imdb.com/title/tt0110598/

Dużym magnesem jest zapewne sama tytułowa bohaterka Muriel, która wyrusza do wielkiego miasta w poszukiwaniu tego jedynego i wymarzonego kandydata na męża, jednak znajduje tam coś bardziej cennego, znajduje "pewność siebie" i "własne ja". Porusza też smutna historia matki, która żyje w cieniu męża i nie za bardzo potrafi poradzić sobie z własnymi smutkami, denerwuję bijąca w oczy arogancja współlokatorki Muriel. I tak sobie myślę, że to jest właśnie ten magnes,który przyciąga.


http://beautydart.wordpress.com


 Wiele z nas  może w sobie odszukać odrobinę Muriel, wiele z nas pewnie musiało odbyć taką podróż, bliżej lub dalej, w poszukiwaniu "swojego ja". Są kobiety, które na taką podróż jeszcze się nie zdecydowały, bo odwagi im brak i pewnie wtedy będą identyfikowąły się z matką Muriel. Są kobiety, które z "własnym ja" już się urodziły i głośno o tym rozpowiadają na prawo i lewo, wtedy odnajdą siebie w ekscentrycznej przyjaciółce Muriel. Mam tylko nadzieję, że nikt nie identyfikuję się z młodszą siostrą Muriel. Dodajmy do tego jeszcze rewelacyjną muzykę ABBY i mamy film perełkę, babskie kino marzenie.

http://thisdistractedglobe.com


Post dzisiejszy taki bardzo babski, mam nadzieję że Panowie wybaczą, nie wiem  czy film by się spodobał, bo nie mam zielonego pojęcia jak to podróżuje płeć brzydka w poszukiwaniu "własnego ja" Popisałabym jeszcze , ale Muriel wzywa. Dobrej nocy życzę....


Jeżeli cudem jakimś nie widziałyście jeszcze Wesela Muriel, to na YouTube można obejrzeć w całości. Koniecznie!Polecam! Wystarczy kliknąć poniżej.

FILM WESELE MURIEL          

6 komentarzy:

  1. Witaj Sznupeczko! Rzecz jasna widziałam ten film wiele razy i uwielbiam go! Jego przesłanie, konwencja, koloryt i styl oraz postaci głownych bohaterów tworzą bardzo smakowitą i niezapomnianą mieszankę. A na dodatek ma ten film u mnie duży plus za to,że jest australijską produkcją, które są moją pasja. Po drugie w roli głównej jest Toni Colette, moim zdaniem świetna i w sumie mało wykorzystywana aktorka (chociaz w filmie "Był sobie chłopiec" jest rewelacyjna i przyćmiewa na całym froncie pieknisia Hugh Granta). A po trzecie jako tło muzyczne piosenki Abby! Zatem sam miód i niezapomniane przezycia natury psychologiczno-bytowej.
    A we mnie czasami góre bierze Muriel, czasami jej matka. Istny misz masz. Natomiast siostra i wspóllokatorka Muriel przypominają mi niektóre kolezanki z młodosci. A fe, żenada i koszmar!

    Cieszę sie, że napisałaś o tym filmie dziewczyno kochana! Uwielbiam znajdować między nami takie zblizajace nas wspomnienia i upodobania literacko-filmowe.
    Serdeczności moc zasyłam!:-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Olga ja też uwielbiam Toni Collette i uważam, że mogłaby zwojować świat swoim talentem. Rewelacyjnie zgrała w cięzkim filmie "Japanese Story" i następnej lekkiej komedii z morałem "in her shoes", no i oczywiście w przez Ciebie już wspomnianym, "Był sobie chlopiec".
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widziałam. Dobry. Oglądałam nawet z płecią brzydszą ;) drugi raz go nie zobaczę, za bardzo "ryje". Ale również polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam Emilya..:) To masz szczęscie, bo Sznupek to się przed takimi filmami broni czym może..:)

    OdpowiedzUsuń
  5. No dobra, to ja się nie odzywam, ani co do filmu, ani co do muzyki, bom facet, a znam i posiadam i film i muzykę. A kto pamięta, że "Sydney: city of brides" w Polsce przetłumaczono jako "miasto mostów"? (brides vs. bridges) :)

    OdpowiedzUsuń
  6. no nie zauważyłam, bo w oryginale oglądałam..:) Ale o tlumaczeniach to można by chyba ksiązkę napisać..:) zresztą nie tylko polscy tłumacze są tacy twórczy..hehe. Pamietam na granicy tajsko - malezyjskiej były dwa okienka jedno dla obywateli tajskich i malezyjskich, a drugie z szyldem Aliens:)Niby doczepić sie nie mozna bo według słownika oznacza obcy, obcokrajowiec,przybysz z innej planety. Jednak dla nas to jest przybysz z innej planety i koniec, a ocokrajowiec to foreigner. Załuję, że nie zrobiłąm sobie fotki pod tym szyldem.:)No i odzywaj się Mateusz jak najcześciej, ja bardzo lubie jak ludzie mi udowadniają, ze zycie nie jest takie jak mi się zdaje, ma więcej odcieni i barw i płeć brzydka nigdy nie przestanie mnie zadziwiać..;)

    OdpowiedzUsuń