poniedziałek, 4 lutego 2013

Pamiętaj, aby Dzień Lenia celebrować i basta!



Pamiętaj, aby Dzień Lenia celebrować jak się należy! A mnie się dzisiaj zapomniało i wyruszyłam do miasta ważne sprawy załatwiać, jakieś upiększacze kobiecej urody sobie zakupić i co? I mnie pokarało, jak mnie pokarało? Ano przyroda , natura znaczy się, mnie sponiewierała i to jak! Najpierw próbowała mnie z kurtki z i szalika ograbić, tak wiało, że ino człowiekowi miedzy cyckami gwizdało. Jakoś udało mi się wybronić i kurtkę na grzbiecie utrzymać, to lodowatym gradem po twarzy zaczęło walić i to tak, że w parę minut oblepiona byłam lodowymi kulkami i wyglądałam jak jakiś półmisek z rybią ikrą. Po czym wyszło słońce i czujność moją uśpiło, zdjęłam kaptur, szalik poluźniłam i zanim do trzech zliczyłam nastała ciemność i mnie deszczem po plecach i innych częściach ciała natura wychłostała, tak mnie chłostała, że w podskokach i z piskiem do domu leciałam, szybko za sobą drzwi zamknęłam, mokre ciuchy zrzuciłam i pod koc wskoczyłam.
Obiecuję, że Ja już nigdy więcej, tradycji sprzeciwiać sie nie będę! Dzień Lenia trzeba święcić i weźcie sobie to Kochani do serca. Zapraszam na kolację leniwców, czyli bez wysiłku, prosto i smacznie.



Rigatoni z kurczakiem w sosie pieczarkowo - czosnkowym



Makaron rigatoni (penne lub inne świderki)
udka bez skóry i kości
4 wielkie pieczarki
1 cebula
1 główka czosnku
100g serka Philadelphia - najlepiej szczypiorkowy
mleko
cienki plaster masła
majeranek
pieprz
sól/cukier do smaku

Zaczynamy od mięsa. Nie wiem, czy juz Wam wspominałam, ale kompletnie jestem zakochana w udkach bez skóry i kości, mięso jest delikatne, kruche i bardzo soczyste. Możemy użyć tez piersi, więc wybór należy do was.




Rozgrzewamy patelnie i podsmażamy kawałki mięsa, aż się zarumienią, posypujemy majerankiem i odrobiną soli. Jak kurczak nam już dojdzie to przekładamy na talerz, a na patelnie wrzucamy poszatkowane pieczarki, cebulę i pokrojone drobno cztery ząbki czosnku. Musimy uważać, żeby nam się czosnek nie spalił, smażymy na średnim ogniu. Dodajemy łyżeczkę cukru i łyżkę pieprzu świeżo zmielonego.





Jak będziemy mieli wrażenie, ze wszystko nam się robi za suche to dodajemy plaster masła i parę łyżek mleka. Mleko jest świetną poduszką powietrzną dla czosnku i cebuli, świetnie łagodzi  odór i sprawia, ze nie są takie ciężko strawne. Ja zawsze staram się wcisnąć trochę  mleka tam gdzie używam dużo czosnku lub smażonej cebuli. Teraz wyciskamy pozostały czosnek i chwilę dusimy.





 W miedzy czasie oczywiście wstawiliśmy makaron, który jest już prawie gotowy. Ale wracamy do sosu. Bierzemy kubek i podkradamy z makaronu wodę i dodajemy do sosu. Pomysł odgapiony od Jamiego Olivera. Nic w przyrodzie się nie marnuje, woda jest juz zagęszczona od makaronu i daje do tego bardzo specyficzny smak plus aksamitne zakończenie. Pamiętajmy tylko, że woda jest już słona, więc łatwo przesolić. Przyznaje się bez bicia, ze mnie tak się przytrafiło za pierwszym razem. Teraz juz tylko wykończenie, wkładamy mięso i 100g serka, mieszamy aż wyjdzie nam gładka, trochę nieciekawa w kolorze aksamitna "zupka". Gotowe, podajemy z makaronem.


          


                   

5 komentarzy:

  1. No to mam na jutro obiad! Ślinotoku dostałam:)))

    Ha,ha,ha-"między cyckami gwizdało" :))))

    Plumeria



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj jeszcze lepiej bo śniegiem od rana sypało, a zapowiadaja jeszcze więcej więc siedzę w domu i się na krok nie ruszam..:)

      Usuń
  2. hehe ale Cię natura pokarała ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz co Sznupcia a ja zamiast przeczytać Dzień Lenia przeczytał Dzień Lenina... Chyba mi się singapurskie absurdy na mózg rzuciły.

    OdpowiedzUsuń
  4. hahaha.....do apelu powstań...:-D

    OdpowiedzUsuń