Będąc już w kuchni, krzyczę do Sznupka, żeby przyniósł kubki z salonu. Sznupek wchodzi do kuchni z kubkami w dłoni, ja nalewam wody do czajnika i mówię - widzisz, zdążyłam jeszcze wysprzątać kuchnię przed wyjściem z domu , zobacz jaki porządek?
W tej samej sekundzie, jak tylko skończyłam wypowiadać słowo porządek, Sznupek się zachwiał stawiając kubki na blat, stuknął jednym o drugi, pierwszy się wywrócił, a drugi zaraz za nim i cała zalegająca kawa(pół kubka) rozlała się po blacie, chlapnęła w cukierniczkę i niczym Amazonka wpłynęła miedzy słoiczki z przyprawami, które tak pięknie dzisiaj rano poczyściłam. A ja stoję zadziwiona i lekko wkurwiona, w jednej ręce czajnik pełen wody, a w drugiej łyżka do kawy i się zastanawiam. Zastanawiam się, co mam zrobić najpierw? Przywalić czajnikiem w głowę, aż mózg wypłynie, czy wydłubać oko łyżką i wrzucić do solniczki? Sznupek też stoi i wpatruje się we mnie bez słowa, czytając chyba moje myśli, bo cofa się o dwa kroki.Tymczasem kawa niebezpiecznie zmierza do krawędzi blatu i za chwilę zacznie ściekać po pralce, naszej lśniącej białej pralce, a ja nadal nie podjęłam decyzji co mam zrobić z tym czajnikiem pełnym wody i z tą cholerną łyżką do kawy!
- ZRÓB COŚ , CO TAK STOISZ??!!! - krzyczę ja
- PRZEPRASZAM , ALE ZMROZIŁAŚ MNIE WZROKIEM - krzyczy on
- WEŹ ŚCIERKĘ I WYCIERAJ TO! - krzyczę ja
- GDZIE JEST ŚCIERKA! - dalej krzyczy on
- TU! - krzyczę ja i rzucam w niego ścierką
- NAWET PRZEZ CHWILĘ NIE MOŻE BYĆ TU PORZĄDKU - dalej ja
- Sznupciu, no co ja zrobię, że na słowo porządek wpadam w panikę? - on już spokojnie
- A jak mówisz o sprzątaniu, to tracę równowagę i orientację w terenie - on już ze śmiechem
- Wiesz co, ty już lepiej wyjdź, sama posprzątam - ja z rezygnacją w głosie i uśmiechem na twarzy
Całe dwa dni ich szukał. Zaczął nawet podejrzewać je o tak zwaną złośliwość rzeczy martwych, że niby specjalnie się przed nim chowają, a to za sofę, a to pod krzesło w sypialni. Choć ja mu przypomniałam, że nie zawsze są takie złośliwe, bo czasami czekają na niego na środku przedpokoju, akurat w połowie drogi między kuchnią, a sypialnią, tak zalotnie w lekkim rozkroku. No dobra , zmieńmy temat, co tak o kapciach będziemy gadać? :)
Pamiętacie takie coś, jak na powyższym obrazku? Przyznać się kto spijał zarazki ze szklanek? Ja tam zawsze byłam pierwsza w kolejce. Moja ulubiona woda była z czerwonym sokiem, a Wasza? A wiedzieliście, że mówi się na to gruźliczanka?? Od samej nazwy zaczynam kaszleć..:)
Przez przypadek udało mi się domowym sposobem uzyskać dawny smak z dzieciństwa. Wczoraj wieczorem wypiliśmy ze Sznupkiem chyba z dwa pełne dzbanki. Przepis jest bardzo prosty. Zaparzamy herbatę żurawinową, przelewamy do dzbanka, dodajemy dwa porządne chlusty soku z czarnej porzeczki i dodajemy wody gazowanej. To wszystko! Zdrowa i smaczna "gruźliczanka" domowej roboty.
Romantycznie u was, wesolo I czysto :-) Powiedz Sznupkowi ze wszystkie rzeczy czekaja na niego w tym samym miejscu gdzie je zostawil. Przepisik wyprubuje bo nie wiem co to "Gruzliczanka". Pozdrawiam was serdecznie z Krainy Deszczowcow
OdpowiedzUsuńwesoło - zawsze! czysto- przez chwilę...:) Pozdrawiamy także..:)
UsuńNie dosc, ze TO pamietam to jeszcze pamietam, ze sie nazywalo saturator:))) No chyba, ze mi sie we lbie pomieszalo ze starosci:))) Uwielbialam te wode i jeszcze lubilam bigos w garmazerkach, bo tak sie chyba nazywaly te obskurne PRLowskie jadlodajnie:)))
OdpowiedzUsuńMoja mama dostawala po kolei wytrzeszczu oczy, zaparcia tchu i przepukliny jak ja sie upieralam, ze owszem pojde z nia na zakupy ale pod warunkiem, ze mi kupi bigos w garmazerce:))))
Nawet jesli w domu byl bigos jej produkcji to ja wlasnie chcialam tamten.
Dzis na samo wspomnienie tez dostaje podobnych objawow, no ale coz... tak bylo i tego nie zmienie;)
taaa....i tam jeszcze sałatkę na kilogramy się kupowało i tatar......ja jeszcze pamiętam, był u nas taki BAR EXTRA (kto ze Szczecina i pamieta?) i jak mnie tam mama czaasem zabierała, to zawsze brałam jako surówkę - szczypiorek ze śmietaną - pewnie z sentymentu wyolbrzymiam smak, ale bylo to PYSZNEEE...:)
Usuńpamietasz SATURATOR? -wtedy nikt nie zastanawial sie czy gruzlica dopadnie ,pilo sie i basta !!p.Gosia aha pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGOSIU, u mnie tez się mówiło - woda z saturatora, a to u Sznupka w tych dalekich stronach koło Rzeszowa mawiali gruźliczanka...:) albo może tylko u niego na dzielnicy..:)
UsuńLubię sobie u Ciebie Sznupciu pochichotac - świetnie piszesz, z jajem!:-)
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiałam wodę z sokiem z saturatora. A Czytam powyżej, ze twój Sznupek z tych samych, co mój Cezary stron pochodzi. Może datego tyle w nich podobieństw?!:-))
Olga , mnie się marzy, że kiedyś sobie pochichotamy siedząc przy jednym stole...:)
Usuń!:-))
UsuńOj tam GRUZLICZANKA. Przy kazdym saturatorze byla kaluza wody (na fotce tez to widac), bo szklanka przeciez byla myta z takiej fontanny malej. No i kuzwa - jakos nikt ze znanych mi osob na suchoty nie zapadl.
OdpowiedzUsuńSznupku - TRZYMAJ SIE !!!!! Czasem straszna Wredota z tej Twojej kobity wylazi
teraz doczytałam....czekaj czekaj, jak mnie kiedyś odwiedzisz, to dostaniesz tylko szklankę gruźliczanki i to ze Sznupkiem na spólkę...:P
Usuńja chyba tego Sznupka usynowię! Toż to rozlewna ( wręcz- jak wynika z powyzszej historyjki-dosłownie rozlewna) dusza słowiańska z niego wychodzi! W czołgu też pewnie lekki bałagan ma, a mimo to lufa działa bez zarzutu. Wiadomo, że dobrze działać wśród porządku to każdy potrafi, ale żeby ogarnąć chaos - o, to juz trzeba geniusza! Co do kapci - to one naprawde złośliwe są i potrafia się chować.
OdpowiedzUsuń------------------------------Regina
hehehe - Kochana normalnie jesteś..:)
UsuńUwielbiam Cię, Twój styl pisania i poczucie humoru :) I łączę w tej złości wesołej, przedbiegach ku kibelkowym maratonie (a wiesz, my czasami z moim Misiem to potrafimy się z owego trony zwalać, tacy romantyczni), przede wszystkim wiecznej symbiozie sprzątająco-brudzącej. Tacy jesteśmy sobie w końcu potrzebni - jak brud gąbeczce :D Po prostu nie istniejemy bez siebie.
OdpowiedzUsuńwitam Alicjonka..:) podoba mi się stwierdzenie jak gąbka i brud...:)
Usuń