piątek, 22 marca 2013

Bo miska ryżu jest tylko jedna , czyli miłość po wietnamsku

Niech mnie ta zima w cycki i w pięty pocałuje! Nie będzie mnie od rana śniegiem i zimnem terroryzować, wypowiadam jej wojnę i już. Od dziś wprowadzam radosne i gorące klimaty do sznupciowej kuchni, zobaczycie jak ten śnieg będzie się szybko topił. Moje gotowanie już niejeden lód  stopiło, poradzi sobie i tym razem!



Czy wiecie, że największymi obżartuchami na świecie są Wietnamczycy? Dorosły osobnik posila sie średnio co dwie godziny, tyle Wietnamczycy są w stanie wytrzymać bez zupy Pho lub miski ryżu. Zaobserwowałam taką scenkę lecąc z Bangkoku do Hanoi. Wietnamczycy wpadają do samolotu, zapinają pasy i nerwowo się rozglądają, wypatrują czegoś namiętnie. Samolot startuję, jeszcze dobrze nie wzniósł się na wysokość chmur , a już widzę biegnące stewardesy z zupkami błyskawicznymi w styropianowych miseczkach, kaźdy pasażer niecierpliwie wymachuje banknotem i zakupuje po jednej miseczce, zaczynają szeleścić folią i znów czegoś wypatrują. Widzę jak z drugiego końca biegnie zastęp  podniebnych kelnerek z czajnikami w których bulgocze gorąca woda i sprawnie kazdemu Wietnamczykowi tą gorącą wodę w tę miseczkę - sruuu- para buchhh - pałeczki klekoczą -zjadacze mlaskają - nastał błogostan - Wietnamczycy jedzą! Po dwóch godzinach lotu, szczęśliwie lądujemy w Hanoi i  co widzę? Moi współpasażerowie biegiem opuszczają lotnisko i dopadają obwoźnych sprzedawców zupki Pho. Magiczne dwie godziny dawno minęły, czas coś zjeść przecież. A co robią Wietnamczycy miedzy jednym a drugim posiłkiem? Rozmawiają o jedzeniu i gotują. Gotują dla siebie i dla gości niezapowiedzianych, bo przecież ktoś może wpaść z wizytą i pewnie będzie głodny, a może babcie będzie głowa bolała, a wiadomo że na ból głowy to zupa wołowa najlepsza. Szef kuchni Luke Nguyen w swoim programie opowiadał, że w Wietnamie wszystko sprowadza się do miski ryżu, nawet stosunki damsko - męskie.


  • Dbać aby miska ryżu była pełna - zaspokajać potrzeby żony
  • Zaglądać do miski sąsiada  - zdradzać żonę
  • Nie zostawiaj głodnego z pełną miską ryżu - nigdy nie ufaj kobiecie
  • Zasadzić ryż, kiedy pole gotowe - robić dzidziusia  



Skoro to Sznupek ma dbać, aby miska była pełna ryżu, to ja muszę coś do tego ryżu dorzucić, żeby nie było za nudno. Zapraszam na pysznego kurczaka w trawie cytrynowej.

Kurczak w trawie cytrynowej po wietnamsku



Składniki:

4 piersi z kurczaka (500g)
2-3 trawy cytrynowe
1 czerwona papryczka chili
3-4 szalotki
2 ząbki czosnku
1/2 limonki

2 łyzki oliwy
2 łyżki cukru palmowego/brązowego
2 łyzki sosu rybnego
2 łyzki sosu sojowego jasnego(light)

1 łyżeczka kurkumy
1 łyżeczka pieprzu czarnego kruszonego

świeża kolendra lub szczypiorek do przystrojenia

Najpierw szykujemy sobie wszystkie składniki, bo później nie będzie na to czasu. Obieramy dwie trawy cytrynowe z pierwszej warstwy i szatkujemy tylko to co białe i purpurowe, zielone idzie do śmieci. Szatkujemy drobno papryczkę, czosnek i szalotki. Na rozgrzaną patelnie wlewamy 2 łyżki oliwy i 2 łyzki sosu rybnego, posypujemy 1,5 łyzki cukru palmowego lub zwykłego. Mieszamy, aż utworzy nam się karmel i dorzucamy to co sobie wcześniej poszatkowaliśmy.




Mieszamy na "średnim gazie" przez parę minut i dorzucamy kurczaka pokrojonego w kostkę lub w paski, posypujemy go łyżeczką kurkumy i czarnym pieprzem, najlepszy jest taki pokruszony lub świeżo zmielony w młynku. Zwiększamy na chwilę gaz i porządnie obsmażamy kurczaka. Po 10 minutach mięso powinno być gotowe, dodajemy sok z limonki i sos sojowy. Gotowe! Najlepiej podawać z miską ryżu. Ja dodałam jeszcze extra sosu rybnego i limonki bo brakowało mi tego słono-kwaśnego posmaku, ale to każdy musi sobie na końcu sam doprawić. U mnie zamiast ryżu był makaron ryzowy z warzywami w sosie sojowym.






        
 
                        

9 komentarzy:

  1. Tak pysznie wygląda... A swoją drogą to mogłabym w takim razie zamieszkać w Wietnamie i jeść, jeść, jeść przynajmniej patrzyliby jak na swoją- tylko ten ryż nie bardzo mi odpowiada:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Inaczej teraz będę patrzeć na "naszych" Wietnamczyków, do których chodzimy czasami na żarełko :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emilka Tylko ich nie zagaduj o miskę ryżu..:P

      Usuń
    2. Nie będę :)
      zresztą oni ciągle w kuchni siedzą i kroją, szatkują, duszą i gotują :D czasem tylko Ojciec Rodziny wyjrzy z szerokim uśmiechem, zagada coś po polskiemu (bo po polsku to jeszcze mu nie wychodzi). A my utwierdzamy się, że można tam jeść, jak widzimy, że ich latorośle wpadają na obiad do knajpki ;)

      Usuń
  3. No w końcu Sznupcia coś ugotowała Sznupkowi...ale pościliście!!! Ja Cię kiedyś zabiję:), znowu trawa cytrynowa, a skąd ja ją wezmę? Ciągle jakieś przyprawy czy zioła zamawiam w sklepiku na ryneczku i pan cierpliwie mi je ściąga.

    Już na "wakacjach" pisałam,że humor Ci wraca, bo cycki na różnych wątkach poszły w ruch:)))))
    Pozdrawiam serdecznie
    Plumeria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plumerio ja kupuje trawę cytynową w większej ilości i mroże - może leżec w zamrażalniku do 6 miesiecy.

      Humor wrócił bo Ja zawsze mówię, że szkoda życia na smutki - nie ma wiosny za oknem , będzie w sercu i na talarzu..:)

      Usuń
  4. Przeczytałam pierwsze zdanie... i przypomniało mi się, jak w którymś poście pisałaś, że ludzie trafiają na Twojego bloga przez wpisywane do wyszukiwarki hasło... "cycki" :D haha, już mnie to nie dziwi :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Sznupcia ja tu przed kolacją a Ty takie pyszności pokazujesz. Ładnie to tak...?

    OdpowiedzUsuń
  6. Najważniejsze, że mamy juz wiosnę w sercu i na stole. U mnie królują kolorowe sałatki, owoce i warzywa. Niech przynajmniej w domu będzie barwnie, skoro na dworze coraz bardziej biało (ale swoją drogą cudnie i słonecznie, choc mroźno jak diabli). A Wietnamczyków z ich pasją jedzenia, co dwie godziny rozumiem i popieram. Częściej i w małych ilościach, to przeciez samo zdrowie!
    Słoneczne pozdrowienia zasyłam!:-)

    OdpowiedzUsuń