wtorek, 17 września 2013

Szkockie wakacje - parostatkiem na Isle of Cumbrae - cz.2







Rozgrzani zupką wypatrywaliśmy na horyzoncie naszego pierwszego portu, no może nie pierwszego przy którym zatrzymał się parostatek, ale pierwszy gdzie będziemy mogli wysiąść i rozprostować stare kości.
Niestety plany były, ale się zmyły razem z deszczem, który nas dogonił. Ze statku schodzić się nie chciało na te pół godziny. Załoga stała w pogotowiu, żeby wyciągnąć mostek dla pasażerów, stanęli w sześciu chłopa i jeden z nich wydawał polecenia w jakże swojsko brzmiącym języku polskim:

  • ciągnij kurwa 
  • dawaj do góry
  • dopycha do środka
  • tu zahacz, no i chuj niech będzie
Okazało się, że cała załoga jest polska, panowie pracują 6 miesięcy na statku, po czym w listopadzie zjeżdzają na 6 miesięcy do domu do Polski. Fajna praca, prawda? Półroczne wakacje, szkoda, że się nie zapytałam, czy kobietki tez przyjmują na statek. I tu rozwiązała się zagadka z zupą, pewnie kucharz tez Polak i przemycił trochę żurku w zupie jarzynowej. Dopatrzyliśmy się tez innych polskich znaków.




  • Sznupcia , patrz! Kucharz też Polak
  • A skąd wiesz, rozmawiałeś z nim?
  • Nie, ale popatrz! Swój chłop, schabowego ma wymalowanego na twarzy
  • Noo swojski chłopak





I tak oto dopłynęliśmy do końca naszej podróży do miasteczka Millport na wyspie Cumbrae. Postanowiliśmy zostać tam na jedną noc i wracać parostatkiem dnia następnego. W miasteczku odbywał się coroczny Country&Western Festiwal. Podczas tego festiwalu Millport zamienia się na miasteczko wycięte prosto z dzikiego zachodu. Na wieczór zapowiedziana była parada i tance w porcie, cieszyliśmy się na ten pokaz bardzo, jednak wszystko zostało odwołane ze względu na pogodę. Tance odbyły się w Pubie, obok hotelu w którym spędziliśmy noc, ale zabrakło atmosfery.





Wysepka jest urocza , klimatyczna. Miasteczko Millport to dwie ulice na krzyż z małym bankiem, małą pocztą i najmniejszą katedrą w Wielkiej Brytanii. Wszędzie królują rowery i sklepy z pamiątkami. Rowery szczególne, bo na czterech , a nawet na ośmiu kółkach. Jedna lodziarnia, smażalnia ryb niemal wpadająca do wody. Mały hotel i parę kempingów, może z dwa pensjonaty, dwie strasznie wredne mewy i jeden krokodyl, tak się przedstawia całe Millport. Nam niestety nie było dane cieszyć się urokami zbyt długo, bo przy takim wietrze i ulewie, cieżko było ustać na własnych nogach, a aparatu szkoda było moczyć.









Ale,ale wspomniałam coś o wrednych mewach i krokodylu. Wredne mewy mieszkają sobie na ławce przy smażalni ryb i terroryzują wszystkich potencjalnych zjadaczy smażonej ryby i frytek. Stoją na przeciw ciebie i się drą wniebogłosy, patrząc głęboko w oczy.  Nie ma takiej możliwości, żeby się z nimi nie podzielić. Biała woli frytki, a bura rybkę.



Krokodyl tez jest w porcie, ale przy plaży i wcale się nie drze, ogólnie taki jakiś skamieniały jest, zimny i nieczuły jak kamień.




Następnego dnia załoga powitała nas radośnie na pokładzie i płynęliśmy z powrotem do domu. Wybujało nas porządnie, mieliśmy godzinne opóźnienie, bo w tych warunkach parostatek miał problem z dobiciem do niektórych portów bo fale były za duże. My nawet nie ruszaliśmy się z dolnego pokładu, gdzie w Pubie umilaliśmy sobie czas pogawędką z przesympatyczna parą starszych Szkotów. Ona energiczna, roześmiana i rozgadana. On wysoki, wyciszony i małomówny. Wypisz wymaluj - Ja i Sznupek za 40 lat.







Wróciliśmy do domu zmarznięci , zmęczenie i głodni, jednak zadowoleni. No dobra, przynajmniej Ja byłam zadowolona, bo przygoda to przygoda, nawet taka w deszczu może cieszyć.


  • Sznupek, ale sam powiedz, fajnie było?
  • No świetnie
  • No zawsze to jakaś rozrywka
  • Świetna rozrywka, zmarzłem, zmokłem i zobaczyłem jak się będę o krzesło potykał za 40 lat
  • No ale przecież w Millport było przyjemnie
  • No było, ale cieszę się, że to już koniec
  • To nie koniec, to dopiero połowa, przeczekamy deszcze i ruszymy dalej
  • Gardło mnie boli, przeziębiłem się! Kobieto litości!

CDN........................................wkrótce  

  

         

15 komentarzy:

  1. Czytając dialogi polskich marynarzy i Wasze śmiałam się w głos:) No, wkurw..... czuć na odległość :)))))
    Plumeria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plumerio, to i tak jest wersja bardzo okrojona, uwierz mi..:)

      Usuń
  2. ufffff :) Jakoś się udało wleźć na bloga i doczytać o rejsie :P Co prawda najpierw przeczytałam tę część, a dopiero potem część 1, ale i tak się fajnie czytało xD ... Co do pogody,- noś zdjęcia są fatalne! Same chmury :)
    Ale i tak zazdroszczę tej wyprawy parostatkiem ... lubię takie podróże w czasie.
    pozdrówka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo ciesze się Margo, ze udało Ci się trafić.;)

      Usuń
  3. ha ha Sznupcia nie miej litości, ja chcę więcej ;-)Sznupek uśmiechnij się masz Super Kobietę w domu/ jak nie pływacie/
    a swoją drogą- gdzie diabeł nie może tam Polaka pośle ;-)
    Jak na takie chmury i deszcz, zdjęcia i tak niezłe. Sznupcia jesteś słodka- a Sznupek jak chce pojeździć czołgiem, to jest taki poligon niedaleko Poznania...;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu Sznupek sie teraz przesiadł na samoloty....nawet nie wiedziałam....heheh, ze takie zmiany w jego życiu zaszły ;)

      Usuń
  4. No nie ma jak polska zaloga :) przynajmniej czuliscie prawie jak w domu :) szkoda, ze pogoda nie dopisala...

    OdpowiedzUsuń
  5. Sznupciu, a powiedz ile się płynie owym parostatkiem i rozumiem, że auto do tej przygody nie jest potrzebne?

    OdpowiedzUsuń
  6. parostatek płynie 5 godzin - wypływa o 10.00 z portu w Glasgow i robi pętle, powrót o 20.00 ma parę przestanków po drodze. Do tego w tygodniu pływa na innych trasach. Wiec można wrócić tego samego dnia, albo za parę dni. Co do Millport to na wyspę można dojechac autem od strony Largs i tam 10 minut promikiem. Do Largs dojeżdża też pociąg.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sznupciu skoro Sznupek opanował już czołgi i samoloty, to może niedługo zapała miłością do (paro)statków :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja się przyłączam do marudzenie Sznupka ;) tylko, że ja pływać nie lubię, więc może łatwiej mi się solidaryzować?

    OdpowiedzUsuń
  9. Taka praca ma jedną wadę, za te 6 miesięcy w Polsce najprawdopodobniej nie dostają wynagrodzenia.
    Tak przynajmniej jest w Arabii Saudyjskiej

    OdpowiedzUsuń
  10. widzę, że piękna polszczyzna :/

    OdpowiedzUsuń
  11. Niby pogoda się nie udało, ale mi się straszliwie podobają te zdjęcia z ciężkimi, ciemnymi i ponurymi chmurami. Jakoś pasują mi do wizji Szkocji i napawają tajemniczością.

    OdpowiedzUsuń