Rozgrzani zupką wypatrywaliśmy na horyzoncie naszego pierwszego portu, no może nie pierwszego przy którym zatrzymał się parostatek, ale pierwszy gdzie będziemy mogli wysiąść i rozprostować stare kości.
Niestety plany były, ale się zmyły razem z deszczem, który nas dogonił. Ze statku schodzić się nie chciało na te pół godziny. Załoga stała w pogotowiu, żeby wyciągnąć mostek dla pasażerów, stanęli w sześciu chłopa i jeden z nich wydawał polecenia w jakże swojsko brzmiącym języku polskim:
- ciągnij kurwa
- dawaj do góry
- dopycha do środka
- tu zahacz, no i chuj niech będzie
- Sznupcia , patrz! Kucharz też Polak
- A skąd wiesz, rozmawiałeś z nim?
- Nie, ale popatrz! Swój chłop, schabowego ma wymalowanego na twarzy
- Noo swojski chłopak
I tak oto dopłynęliśmy do końca naszej podróży do miasteczka Millport na wyspie Cumbrae. Postanowiliśmy zostać tam na jedną noc i wracać parostatkiem dnia następnego. W miasteczku odbywał się coroczny Country&Western Festiwal. Podczas tego festiwalu Millport zamienia się na miasteczko wycięte prosto z dzikiego zachodu. Na wieczór zapowiedziana była parada i tance w porcie, cieszyliśmy się na ten pokaz bardzo, jednak wszystko zostało odwołane ze względu na pogodę. Tance odbyły się w Pubie, obok hotelu w którym spędziliśmy noc, ale zabrakło atmosfery.
Wysepka jest urocza , klimatyczna. Miasteczko Millport to dwie ulice na krzyż z małym bankiem, małą pocztą i najmniejszą katedrą w Wielkiej Brytanii. Wszędzie królują rowery i sklepy z pamiątkami. Rowery szczególne, bo na czterech , a nawet na ośmiu kółkach. Jedna lodziarnia, smażalnia ryb niemal wpadająca do wody. Mały hotel i parę kempingów, może z dwa pensjonaty, dwie strasznie wredne mewy i jeden krokodyl, tak się przedstawia całe Millport. Nam niestety nie było dane cieszyć się urokami zbyt długo, bo przy takim wietrze i ulewie, cieżko było ustać na własnych nogach, a aparatu szkoda było moczyć.
Ale,ale wspomniałam coś o wrednych mewach i krokodylu. Wredne mewy mieszkają sobie na ławce przy smażalni ryb i terroryzują wszystkich potencjalnych zjadaczy smażonej ryby i frytek. Stoją na przeciw ciebie i się drą wniebogłosy, patrząc głęboko w oczy. Nie ma takiej możliwości, żeby się z nimi nie podzielić. Biała woli frytki, a bura rybkę.
Krokodyl tez jest w porcie, ale przy plaży i wcale się nie drze, ogólnie taki jakiś skamieniały jest, zimny i nieczuły jak kamień.
Następnego dnia załoga powitała nas radośnie na pokładzie i płynęliśmy z powrotem do domu. Wybujało nas porządnie, mieliśmy godzinne opóźnienie, bo w tych warunkach parostatek miał problem z dobiciem do niektórych portów bo fale były za duże. My nawet nie ruszaliśmy się z dolnego pokładu, gdzie w Pubie umilaliśmy sobie czas pogawędką z przesympatyczna parą starszych Szkotów. Ona energiczna, roześmiana i rozgadana. On wysoki, wyciszony i małomówny. Wypisz wymaluj - Ja i Sznupek za 40 lat.
Wróciliśmy do domu zmarznięci , zmęczenie i głodni, jednak zadowoleni. No dobra, przynajmniej Ja byłam zadowolona, bo przygoda to przygoda, nawet taka w deszczu może cieszyć.
- Sznupek, ale sam powiedz, fajnie było?
- No świetnie
- No zawsze to jakaś rozrywka
- Świetna rozrywka, zmarzłem, zmokłem i zobaczyłem jak się będę o krzesło potykał za 40 lat
- No ale przecież w Millport było przyjemnie
- No było, ale cieszę się, że to już koniec
- To nie koniec, to dopiero połowa, przeczekamy deszcze i ruszymy dalej
- Gardło mnie boli, przeziębiłem się! Kobieto litości!
CDN........................................wkrótce
Czytając dialogi polskich marynarzy i Wasze śmiałam się w głos:) No, wkurw..... czuć na odległość :)))))
OdpowiedzUsuńPlumeria
Plumerio, to i tak jest wersja bardzo okrojona, uwierz mi..:)
Usuńufffff :) Jakoś się udało wleźć na bloga i doczytać o rejsie :P Co prawda najpierw przeczytałam tę część, a dopiero potem część 1, ale i tak się fajnie czytało xD ... Co do pogody,- noś zdjęcia są fatalne! Same chmury :)
OdpowiedzUsuńAle i tak zazdroszczę tej wyprawy parostatkiem ... lubię takie podróże w czasie.
pozdrówka
Ooo ciesze się Margo, ze udało Ci się trafić.;)
Usuńha ha Sznupcia nie miej litości, ja chcę więcej ;-)Sznupek uśmiechnij się masz Super Kobietę w domu/ jak nie pływacie/
OdpowiedzUsuńa swoją drogą- gdzie diabeł nie może tam Polaka pośle ;-)
Jak na takie chmury i deszcz, zdjęcia i tak niezłe. Sznupcia jesteś słodka- a Sznupek jak chce pojeździć czołgiem, to jest taki poligon niedaleko Poznania...;-)
Aniu Sznupek sie teraz przesiadł na samoloty....nawet nie wiedziałam....heheh, ze takie zmiany w jego życiu zaszły ;)
UsuńNo nie ma jak polska zaloga :) przynajmniej czuliscie prawie jak w domu :) szkoda, ze pogoda nie dopisala...
OdpowiedzUsuńJakby zaświeciło słonko to byłoby idealnie:)
UsuńSznupciu, a powiedz ile się płynie owym parostatkiem i rozumiem, że auto do tej przygody nie jest potrzebne?
OdpowiedzUsuńparostatek płynie 5 godzin - wypływa o 10.00 z portu w Glasgow i robi pętle, powrót o 20.00 ma parę przestanków po drodze. Do tego w tygodniu pływa na innych trasach. Wiec można wrócić tego samego dnia, albo za parę dni. Co do Millport to na wyspę można dojechac autem od strony Largs i tam 10 minut promikiem. Do Largs dojeżdża też pociąg.
OdpowiedzUsuńSznupciu skoro Sznupek opanował już czołgi i samoloty, to może niedługo zapała miłością do (paro)statków :)
OdpowiedzUsuńJa się przyłączam do marudzenie Sznupka ;) tylko, że ja pływać nie lubię, więc może łatwiej mi się solidaryzować?
OdpowiedzUsuńTaka praca ma jedną wadę, za te 6 miesięcy w Polsce najprawdopodobniej nie dostają wynagrodzenia.
OdpowiedzUsuńTak przynajmniej jest w Arabii Saudyjskiej
widzę, że piękna polszczyzna :/
OdpowiedzUsuńNiby pogoda się nie udało, ale mi się straszliwie podobają te zdjęcia z ciężkimi, ciemnymi i ponurymi chmurami. Jakoś pasują mi do wizji Szkocji i napawają tajemniczością.
OdpowiedzUsuń