Życie nigdy go nie rozpieszczało, zaraz po urodzeniu został odebrany matce i sprzedany właścicielowi tartaku. Max ciężko pracował w lesie przy wycince drzew, Zawsze głody, zawsze spragniony, często karany za nieposłuszeństwo. Kilkadziesiąt lat ciężkiej pracy zrobiło swoje i biedak co raz bardziej podupadał na zdrowiu, właściciel tartaku nie widział sensu trzymania darmozjada. Oddał go mnichom, przekonując ich, że ogromny słoń będzie ciekawą atrakcją turystyczną i każdy ochoczo zapłaci za zdjęcie w takim olbrzymem. Mnisi nie wiedzieli za bardzo co z nim zrobić, przywiązali go łańcuchami przy bramie wjazdowej do świątyni. Max stał tak całymi dniami, bez możliwości spaceru, kąpieli, czy też choćby odpoczynku, co raz częściej ryczał całymi nocami i hałasował łańcuchem. Nie podobało się to okolicznym mieszkańcom, którzy najzwyczajniej w świecie zaczęli się Maxa bać. Mnisi niezadowoleni ze słoniowego biznesu sprzedali Maxa pierwszemu lepszemu chętnemu.
Nowy właściciel zabrał naszego bohatera do Bangkoku, gdzie całymi dniami żebrał o pieniądze. Max turystom bardzo się podobał, był olbrzymi, wiec chętnie fotografowali się na jego tle i płacili za to porządne pieniądze. Mahout(właściciel słonia) zadowolony był z takiego obrotu sprawy, w ten sposób mogł zarobić na utrzymanie swojej rodziny. Po ciężkich godzinach pracy, właściciel wracał do domu, a Max odprowadzany był na wysypisko śmieci gdzie miał swoją miejscówkę. Trudne to życie było dla naszego słonia, który od chodzenia po asfalcie miął pozdzieranie stopy do żywej kości i pomału tracił wzrok od sztucznego i rażącego światła w mieście. Czy wiecie dlaczego słonie nie tupią? Bo ich stopy są jak aksamitne poduszeczki, bardzo delikatne i miękkie, są tak delikatne, że można powiedzieć, że słonie chodzą na "paluszkach", tak cichutko.
Pewnego razu wracając skrajem autostrady, Max został potrącony przez 18-kołową ciężarówkę. Długo nie mógł wstać na nogi, ale jego mahout się nie poddawał, bo słoń był jego "kopalnią złota", jakoś udało mu się zabrać go z ulicy, ukryć na wysypisku i pozwolić, żeby trochę odpoczął. Po wielomiesięcznej przerwie, kulejący Max wrócił na ulice Bangkoku i nadal był atrakcją turystyczną. Nieważne, że co raz częściej upadał i co raz dłużej zajmowało mu, żeby z tego upadku się podnieść, nie ważne że ból źle zrośniętych kości był nie do wytrzymania. Liczył się zarobek,liczyły sie pieniądze. Raz w roku właściciel Maxa zabierał go na festiwal słoni, aby Max brał tam udział w paradzie. Daleka droga to była, w takim stanie zdrowia, Max dotarł na miejsce wykończony, na szczęście na tym właśnie festiwalu wypatrzyli go wolontariusze pracujący dla Elephant Nature Foundation.
Wolontariusze od razu dostrzegli w jakiej agonii jest Max, skontaktowali się z właścicielką fundacji i ta przyjechała z ekipą JumboExpress, czyli ambolutaryjną pomocą dla słoni. Długo musiała prosić właściciela, żeby zgodził się na sprzedaż Maxa, ten długo się zastanawiał, negocjował cenę. Jednak kolejny upadek Maksa spowodował, ze właściciel dał się przekonać i oddał go w ręce fundacji.
W tym momencie, po ponad 70 latach udręki szczęście uśmiechnęło się do naszego bohatera. Max trafił do "Elephant Heaven". Teren należący do fundacji jest ogromny. Są góry, jest dżungla i jest rzeka, są oddani sprawie ludzie, cóż może słoń chcieć więcej? Długo trwało leczenie Maxa, a jeszcze dłużej trwało gojenie rany na sercu. Nie mógł, nie potrafił zapomnieć, ile krzywdy wyrządził mu człowiek, ile złego go spotkało, choć on nigdy krzywdą nie odpłacił. Zawsze trzymał się na uboczu w otoczeniu słonic, które prawdopodobnie dobrze wiedziały, ze Max potrzebuje dużo miłości i czułości. Jedzenie i lekarstwa przyjmował z pokorą i wdzięcznością, ale nigdy nie obdarował nikogo uśmiechem, nigdy nie podszedł do zagrody gdzie wspólnie, słonie, pracownicy z fundacji, wolontariusze lub zwykli turyści miło spędzali czas na karmieniu, głaskaniu i wygłupach. Max nigdy nie odważył się wyciągnąć trąby w kierunku człowieka, na odgłos samochodu uciekał w popłochu. Słuchałam opowieści o Max'sie i łzy same mi ciekły, spoglądałam na niego z oddali i marzyłam tylko o jednym, aby podejść do niego przytulić się mocno i powiedzieć - PRZEPRASZAM!
Maks zmarł dwa lata temu mając prawie 80 lat ( słonie żyją od 55-75 lat) , otoczony przez wierne przyjaciółki słonice i oddanych mu opiekunów, odszedł spokojnie, dumnie i z uśmiechem na twarzy , jak wspomniała w swojej notce założycielka fundacji Sangduen Chailert.
Sangduen Chailert, zwana zdrobniale Lek praktycznie wychowała się ze słoniami w północnych rejonach Tajlandii. Na dzień dzisiejszy 35 słoni zamieszkuje "Słoniowy Park" i z dnia na dzień ich przybywa. Ponad setka słoni jest pod stała opieką "Jumbo Express" Lek nie walczy z ludźmi, nie krytykuje, stara się uświadamiać jak ważne w ich życiu są słonie i ile krzywdy im się wyrządza. Z racji tej, że słonie są gruboskórne i olbrzymie to Tajom wydaje się, że są one niezniszczalne i że nie odczuwają bólu. Lek daje prace ludziom z okolicznych wiosek, uczy ich jak się takim zwierzęciem opiekować, jak uczyć ich dyscypliny nie zadając bólu, uświadamia Mnichów jak ważne jest, aby oni dawali dobry przykład. Odnosi niesamowite sukcesy, bo zna mentalność swojego narodu, wie, że wszystko w Tajlandii da się załatwić uśmiechem i dobrym słowem. Lek mimo swojej mikrej postury ma siłę słonia i wykorzystuje ją do walki o lepsze jutro dla swoich podopiecznych. Wiele się o niej i jej pracy pisało w światowej prasie, można też zobaczyć ją w wielokrotnie nagradzanym dokumencie National Geographic
Największą bolączką dla fundacji są prężnie działające parki rozrywki, gdzie turyści mogą przejechać się na słoniu, obejrzeć program artystyczny, nakarmić słonia bananem i kupić sobie obraz namalowany przez słonia. Słonie w takich obozach są głodzone, traktowane w bestialski sposób, tresowane poprzez tortury. Pracują od rana do świtu przez 7 dni w tygodniu. Turyści nie chcą, albo nie potrafią zauważyć problemu. Dzień po dniu ściskane są mocno linami i drutami, a ławeczki dla turystów wżynają się im w kręgosłup. Średniej budowy słoń nie powinien dźwigać na swoich plecach więcej niż 100-120 kilo, a na taką ciężką ławeczkę często wciskają po 2-3 dorosłe osoby plus opiekun, poganiający słonia pałką zakończoną szpikulcem. Słoń nie może mieć nawet jednodniowej przerwy, bo wtedy nie zarabia na siebie, a raczej na właściciela. Ciężarne słonice pracują do dnia porodu i powracają do pracy dnia następnego. Słonie są wygłodzone i odwodnione,mają zainfekowaną skórę, nieleczone rany. Słoń powinien zjadać około 250 kg pożywienia i zajmuje mu to około 18-20 godzin dziennie. Te zwierzęta nie mają na to warunków ! Podczas treku nie zboczą z trasy, choć na wyciągniecie trąby mają przysmaki i wartościowe jedzenie, ale boją się późniejszych konsekwencji, moczenia trąby w odchodach, nacinania lub wypalania skóry i zostawianie otwartej rany. Po pracy też nie mają warunków, ustawiane są jak autobusy w zajezdni i przykuwane są krótkim łańcuchem jeden przy drugim. Lek jest bezsilna, bo prawo jest po stronie właścicieli słoni. W miarę możliwości stara się odkupować te bardziej schorowane słonie, lub wynajmuje je na okres macierzyński, aby godnie mogły przeżyć ten okres z maleństwem u boku.
Nadzieja tylko w turystach, w odpowiedzialnych turystach, którzy wreszcie powiedzą STOP! Przestaną sponsorować ten bestialski interes! Czy kolorowa fotka na słoniu jest warta jego cierpienia? Czy naprawdę wierzycie w bajki o utalentowanych słoniach, które tańczą na piłce i malują obrazy dla własnej przyjemności? A może nie obchodzi was to w ogóle i liczy się tylko wasza przyjemność?
Słyszałam też wiele wymówek, a to że słonie przecież muszą zarabiać na siebie, a to że jak dam banana i pogłaszcze to uszczęśliwie takiego słonia, albo że w Polsce też są stadniny koni i ludzie na nich jeżdżą. To są tylko wymówki i ignoranckie argumenty bo:
- słonie mogą też zarabiać na siebie w godny sposób!
- banankiem nie uszczęśliwisz słonia, on potrzebuje pędy bambusa, konary, nasiona, korę z drzewa, bulwy roślin i trawę do normalnego funkcjonowania, a banan to dla niego taki cukierek na deser!
- w żaden sposób nie uszczęśliwisz takiego słonia siedząc mu na grzbiecie i zadając mu ból. On cię w tym momencie nienawidzi z całych sił!
- oczywiście, że w Polsce tez jeździmy konno, czy zaprzęgamy konie do bryczki, ale czy wsiadł(a) byś na wychudzonego, pokaleczonego konia, który pod siodłem ma drut kolczasty?
My ze Sznupkiem nie jeździmy na słoniach, nie robimy sobie fotek z małymi tygryskami, nie chodzimy do delfinarium w parkach rozrywki i nie pozujemy do zdjęcia z wystraszona małpką. My zwierzęta szanujemy i za cenę jednego egzotycznego zdjęcia w albumie nie będziemy przyczyniać się do cierpień tylu wspaniałych zwierząt. Ja już wystarczająco się przyczyniłam oklaskując foki i pływając z delfinami w Puerto Plata na Dominikanie. Na moje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że nie wiedziałam, nikt mnie jeszcze wtedy nie uświadomił jaką gehennę przechodzą te cudne ssaki dla zaspokojenia naszej próżności.
Jadąc na wakacje do Afryki czy do Azji spełniamy zazwyczaj swoje marzenia. Upewnijmy się, że tymi marzeniami nie robimy krzywdy innym. Szanujmy zwierzęta, szanujmy ludzi, którzy tam mieszkają, dawajmy przykład swoim dzieciom, uczmy ich szacunku dla świata. Poniżej zamieszczam film (po angielsku), może drastyczny, ale pokazuje jak się uczy słonie malować obrazy, jak stoją w kałuży krwi i wyją z bólu, pokazane jest też, jak się siodła słonia. Może to Was przekona do bojkotu takich miejsc i parków rozrywki.
Bardzo wzruszające!!1
OdpowiedzUsuńDziekuje Malginia, mam taką nadzieje, że wzruszy niejedno serduszko:)
Usuńwiedziałam, że jak to przeczytam to się poryczę na "Maxa" ;( jeszcze ocieram łzy,
OdpowiedzUsuńchociaż historię Maxa znam od Ciebie i to nie od wczoraj, to jakoś zawsze mi smutno ;(
możesz wiele, więc pisz... oby już nie było więcej TAKICH historii
oj tak, nie raz rozmawiałyśmy na temat Maxa, Ja pisałam i po raz kolejny miałam łzy w oczach..:-/
UsuńWzruszający i przepiękny post, mimo że opowiada o takich okrucieństwach i zwykłym bestialstwie. Jest mi ogromnie miło, że natchnęłam/zmobilizowałam Ciebie, aby go napisać, bo jest bardzo wartościowy i uważam, że jak najwięcej osób powinno go przeczytać. Szkoda, że tak długo przyszło nam żyć w nieświadomości i przechodzić obok cierpnienia zwierząt ukrytego pod maską dobrej zabawy czy o zgrozo!, dobrego traktowania naszych "mniejszych" braci....
OdpowiedzUsuńTez przeczytalam posta Paulinki I tez sie podpisalam a historia Maxa spowodowala ze sie poplakalam :-( jezu jak tak mozna ;-( no siedze I wyje teraz ;-(
OdpowiedzUsuńPortiferole..:)wiem, że Ty byś przygarneła każde potrzebujące zwierze, nawet słonia:)
UsuńJakbym miala warunki to na pewno I slonia bym przygarnela a tymczase m szukamy naszej kolejnej znajdki z rspca I moze M w koncu do psiaka przekonam ;-)
UsuńMy też mysłimy poważnie o jakimś zwierzaku, tylko jeszcze nie mamy pomysłu co z nim zrobimy na czas wyjazdów..:(
UsuńBiedny Max, biedne wszystkie słonie i inne zwierzęta w niewoli. Ludzie są rakiem tej planety. Czynia tyle zła, tyle niesprawiedliwości, wyobrażając sobie, że są panami świata i na wszystko moga sobie pozwolić. Cóz za podłość i brak empatii dla innych istot!Ludzie robią krzywdę zwierzętom, innym ludziom i samym sobie. Nie ma granic tego okrucieństwa. A wiekszosc tego spowodowana jest chęcia zysku. Pieniądz rządzi światem i zabija serca.
OdpowiedzUsuńStrasznie sie wzruszyłam Sznupeczko i serce mi pęka, że mnóstwo takich Maksiów przechodzi wciaz i wciąz takie męki a niepopełnione przecież winy. Ostatnio pokazywali u nas w telewizji strasznie zmasakrowane przez jakiegoś potwora psy, z pogruhotanymi czaszkami, które cudem jakimś przezyły...
To wszystko sie głowie nie mieści. Co to za świat???
Dziekuję za ten przepiekny tekst o Maksie i o tym, jak Ty patrzysz na ten świat. Jesteś mi przez to bliższa!:-)))
Pięknie i trafnie to opisałaś Olga. Co do psów to włąsnie mi się przypomniało, ze po powodzi w Bangkoku Lek uratowała ponad 100 psów z ulic i szuka teraz dla nich domów. Niesamowita kobieta, gdzie tylko źle się dzieje tam się pojawia. Jestem strasznie dumna, że ją poznałam i mogłam z nią chwile porozmawiać:)
UsuńCieszę się, że piszesz o męczarniach słoni ! Absolutnie zgadzam się z Tobą! Zawsze tłumaczę ludziom, żeby nie korzystali z tego typu "atrakcji". Jak nie mogę dotrzeć swoimi argumentami, to przytaczam ten najmniej miły- byłam świadkiem jak słoń po prostu zwalił ludzi z siebie,wściekł się, a jego opiekun ze "szpikulcem" w ręku uciekał ile sił w nogach....
OdpowiedzUsuńPlumeria
Słonie prawdopodobnie mają w sobie niesamowite pokłady cierpliwość i z pokorą znoszą te tortury, sytuacja zmienia się gdy krzywda dzieje się dziecku. Lek nam opowiadał o słonicy,która do nich własnie trafiła, której to zabrali bobasa i sprzedali do innego "obozu pracy" Matka tak sie wściekła, ze rozwaliła im ten podest dla turystów i zdeptała jednego z opiekunów. Właściciel szybko zadzwonił po JumboExpress zeby szaloną słonice zabrali.
UsuńStraszna historia, daje do myślenia. Parę razy miałam okazję podziwiać te zwierzęta w Oliwskim ZOO i już wtedy wydawały mi się biedne, pomimo, że nie są zmuszane do ciężkiej pracy. Dobrze, że są na świecie takie osoby jak opisana przez ciebie Lek.
OdpowiedzUsuńByłam też kiedyś w oceanarium w Baltimore i zachwycona oglądałam delfiny w akcji. Czy myślisz, że tam też o nie nie dbają i wykorzystują do granic możliwości? Zwierzęta wydawały się zaprzyjaźnione ze swoimi opiekunami i szczęśliwe, oglądałam kiedyś program o oddaniu opiekunów delfinów i ich więzi z podopiecznymi, ale po przeczytaniu Twojego postu mam wątpliwości...
Witam Magd:) Tam gdzie są pieniądze i gdzie zwierzęta są rozrywką dla szerokiej publiczności ofiarami są zwierzęta. Dlatego ja postanowiłam nie być częścią tego show i taką samą opinie ma Sznupek. Taki nasz wkład malutki. Niestety te całe delfinaria, zwłąszcza te w USA to wielkie pieniąde. Kiedyś nawet wyszła afera z pewną fundacją walczącą o prawa dla zwierząt, która została podpłacona żeby nie robiła protestów przed wejsciem do Parków Wodnych na Florydzie w SEZONIE. Polecam każdemu obejrzeć film dokumentalny, który zdobył parę lat temu Oscara "The Cove" Zatoka Delfinów - dodam linka do filmu do posta jeżeli ktos chce obejrzeć.
OdpowiedzUsuńDzięki za linka, w wolnej chwili obejrzę. Akwarium w Baltimore jest non - profit, nie jestem pewna, czy oni tam nie leczyli chorych delfinków a potem wypuszczali na wolność. Jednak jeśli będę miała okazję do odwiedzenia takiego parku jeszcze raz, trzy razy się zastanowię, zanim przyłożę do tego swoją rękę (a właściwie pieniądze).
UsuńDołączyłam link do filmu w poscie na samym dole.
OdpowiedzUsuńSznupciu - bardzo Ci dziękuję za ten post. Pare razy zabierałaś głos w sprawie tygrysów na forum wakacyjnym, o słoniach też wspominałaś i dobrze się stało, ze pojawił sie taki post - jakby podsumowujacy problem. Przyznaję się bez bicia - "zaliczyłem" delfinarium w Koktebel na Krymie - sam właściwie nie wiem po co tam poszliśmy - było to, czego mozna sie było spodziewac - dosc zalosne widowisko z udziałem fok i delfinow - pożniej wstydzilem sie, ze tam polazlem. Majac wnuka piecioletniego czasem miałbym ochote zabrac go do cyrku, ale od razu zastanawiam sie - czy warto dzieci zapoznawac z TAKĄ rozrywka. Moje psy nie potrafia sluzyc ani podawac lapy - lapa to sie dopominaja pieszczot, jak czegos chca - to podskakuja - w sposob chyba naturalny - nieszkolony. A w pilke graja ochoczo - i za frisby biegaja. Zwierzeta w niewoli sa czyms paskudnym. Ale i paskudny jakze czesto jest stosunek ludzi do zwierzat domowych.
OdpowiedzUsuńRaz jeszcze dziekuje - wzruszylem sie.
Ja własnie myślę, ze w naszych dzieciach przyszłość, jezli my nie będziemy ich prowadzać do cyrku, czy na pokazy tresowanych delfinów to ich światopogląd będzie e inny, lepszy i bardziej świadomy niz nasz. Mnie też rodzice prowadzali do cyrku i zachwycałam sie tańczącą foką na piłce, bo przecież foka wyglądała na szczęśliwą i zadowoloną. Ale świadomość i światopogląd był inny - teraz możemy to zmienić, o ile będzimy chcieli.
UsuńNo i zapomnialem napisac, ze podpis zlozony, a link - rozeslany tam, gdzie sie tylko dalo.
OdpowiedzUsuńBardzo wzruszający tekst (ale się uryczałam) , to wszystko bark świadomości , ja też już nie dorzucam kasy do widowisk ze zwierzętami i fotografowania i tulenia i jeżdżenia......
OdpowiedzUsuńMomi
OdpowiedzUsuńmam łzy w oczach i do dziś żałuję przejażdżki na sloniach CHMai, ale wtedy nie wiedziałam
niedawno w Kambo stoczyłam 'walkę;' z rodzicami dzieci, którzy chcieli się przejechać w AWat - nie pomogło :(
dzieci chcą i tyle, ludzie są jednak beznadziejni
no w tym przypadku nie idzie inaczej powiedzieć, niż beznadziejni. Bo co innego byc nieświadomym krzywdy,a co innego wiedzieć, a jednak zaspokajać swoje przyjemności za wszelką cene, czy też zachcianki swoich dzieci, bo przeciez wróci z wakacji i w szkole bedzie sie chwalił, że na słoniu jechał - bezcenne:(
UsuńBardzo się jednak cieszę z tych co tak jak my nie dorzucają grosza do tego biznesu:)Pozdrawiam Bea.
ehhhhhhh smutne....tu żadne słowa tego nie opiszą :(((((((....tym bardziej Momiś wiesz że ja bez zwierzaków nie wyobrażam sobie życia no i widać to po naszym domowym Zoo...
OdpowiedzUsuńA wiesz że słonie mają swoje cmentarze i co roku chodzą je odwiedzać....coś jak nasze Święto Zmarłych
Tak słyszałąm, ze słonie pamietają o swoich zmarłych - niesamowite prawda?
UsuńChlip...chlip...straszne to co piszesz Sznupciu...i pomyslec ze calkiem nie dawno przyczynilam sie do ZŁA...dziekuję ci za tego posta i że otoworzyłaś mi oczy!
OdpowiedzUsuńO rany, aż się chce płakać!
OdpowiedzUsuńNie bede orginalna Sznupciu, tez sie poplakalam. Chociaz niby wiem, nie przyczyniam sie, ale to nie zmienia tak naprawde nic, bo wystarczajaco duzo osob uwaza to za swietna rozrywke. Tak jak i cyrk czy inne parki rozrywki. Smutne. Ale nie dziwi mnie to wcale, niestety.
OdpowiedzUsuńKasia, kropla drąży skałe.. Ja byłam tam 8 lat temu i od tego momentu zmieniło się wiele. Powstają miejsca gdzie można pojeździć na słoniach, ale bez "siodłania" , na oklep, słonie mają czas na to , żeby wejść do lasu i się najeść, nie robię sztuczek, nie malują obrazów. My mamy upragniony kontakt ze słoniem,a słonie mają dobre życie. Przez te 8 lat udało mi się nakłonić wiele osób do zrezygnowania z wizyty w tych "obozach" dla słoni i to mnie cieszy.Dlatego chcę, żeby historia Maxa dotarła do szerszej publiczności..:)
Usuń