No właśnie jak jeść? Arbuzy uwielbiam od dziecka. Pamiętam jak zawsze czekałam na sezon arbuzowy w Polsce, który zaczynał się jakoś z końcem lipca. Pierwsza ustawiałam się w kolejkę jak tylko zobaczyłam, że w warzywniaku pojawiły się skrzynki z tymi olbrzymami. Taki plaster zimnego arbuza smakował lepiej niż czekoladowe lody. Jedynie, co mnie denerwuje w arbuzie to lejący się po brodzie sok i pestki. Po pierwsze jest ich dużo, po drugie są straszne śliskie, małe i ciężko je w dłoń uchwycić. Po trzecie, przez pestki miałam kiedyś koszmary. Chociaż nie wiem, czy przez pestki, czy raczej przez mojego osobistego rodziciela. Zawsze mnie tata pouczał, "usuń wszystkie pestki", "jedzenie pestek jest niezdrowe", "jak połkniesz pestkę, to ci w brzuchu urośnie wielki arbuz i pękniesz". No i pewnego dnia stała się tragedia, połknęłam pestkę! Co ja się nagłowiłam, żeby tę pestkę oddać z powrotem, no żadną stroną nie chciała wyjść, a raczej wypaść. Uwierzcie, próbowałam z całych sił. No nic, pomyślałam, przyszło mi pęknąć. Pół nocy nie spałam, cały czas się po brzuchu macałam i sprawdzałam, czy już ten arbuz wyrósł. Jakoś nie urósł do dzisiaj, choć zdarzyło mi się od tego czasu połknąć jakieś tysiąc dwieście dwadzieścia arbuzowych pestek. Postanowiłam, że już trzeci raz nie dam się tak nabrać. Tak, tak, nie pomyliłam się, napisałam "trzeci raz", bo w między czasie dałam się nabrać drugi raz. Tym razem z pestkami od czereśni. Mówi do mnie tata - a co ty robisz, pestki połykasz od czereśni? Przecież jak te pestki puszczą pędy, to ci drzewo urośnie w żołądku, gałęzie wyjdą ci nosem i w szkole będa mieli ubaw. No i co? No i zaś nieprzespana noc!
Najbardziej smakowały mi arbuzy w Azji. Czułam się tam jak w swoim własnym arbuzowym raju. Arbuz w kawałkach, arbuz na patyku, sok z arbuza, sałatka z arbuza, koktajl arbuzowy. Na samo wspomnienie łezka w oku mi się kręci. Tak mi smakowały , że karniąc słonie w Chiang Mai w Tajlandii , wyjadałam im arbuzy z koszyka. No wiem, wstyd straszny, ale przysięgam, nikt nie widział, zanim sięgnełam po arbuza to się dobrze rozejrzałam. Słonie się trochę irytowały i trąbą mnie za rękę ciągały, ale one przecież nikomu nie zdradzą naszej tajemnicy. Na swoje usprawiedliwienie tylko dodam, że takich soczystych, poręcznych i barwnych arbuzów to ja w życiu nie widziałam i smakowały o wiele lepiej niż te pokrzywy, które wyjadałam kaczkom w dzieciństwie.
No ale, wróćmy do meritum sprawy, jak zjeść arbuza i się nie ubrudzić? Chociaż doświadczenie w jedzeniu arbuza mam ogromne, to nadal nie wiem jak to zrobić, żeby się nie uciapać arbuzowym sokiem po same pachy, o cyckach nie wspomnę. Wiem, wiem, powiecie, że można pokroić w kostkę i jeść widelcem z miseczki, ale to nie to! Ja lubię obgryzać arbuza do skórki, aż do zielonego. Już sama nie wiem, czy to trzeba najpierw gryźć, a później wsysać soki, czy może na odwrót? A co z pestkami? Zjadacie czy wyrzucacie? Tylko Was proszę, nie mówcie mi, że od pestek rosną arbuzy w brzuchu, bo nie uwierzę. Ja tam z grubsza patroszę, trochę zjadam, trochę chowam na "potem" między cyckami, a raczej one same się tam chowają, jakby lepszego miejsca nie znały.
Liczę na Was Kochani, jak jeść arbuza, żeby się nie ufaflunić? Sznupka nie mam co pytać, bo on arbuzów nie lubi, twierdzi, ze to sama woda i jeszcze się lepi, a wszystko co się lepi jest dla niego bleee i fujjj. Sznupek nawet kurczaka w KFC je za pomocą noża i widelca, a czekoladki przez papierek. Serio!
Uwieeeelbiam arbuzy, zajadam się ostatnio ciągle takimi prosto z lodówki. Nie dość, że ja ufafluniona to i Tymek przy okazji, ale co tam nawet pestki mi niestarszne! ;)
OdpowiedzUsuńOoo zawsze wiedziałąm, że dla jakiegoś powodu bardzo Cie lubię...Ucałuj Tymka od Ciotki Sznupci..;)
UsuńJa to potrafię na raz ochędożyć jednego arbuza sama :D ale to przecież sama woda,więc w biodra nie idzie...tak mówią :D a co do pestek, to mnie mama zawsze straszyła,że jak zjem pestkę to dostanę zapalenia wyrostka robaczkowego i raz tak pilnowałam, żeby nie połknąć pestki,że z tego przejęcia połknęłam aż dwie:D i wpadłam w histerię,że trafię pod nóż jakiegoś lekarskiego rzeźnika....ech arbuzy..same wspomnienia:)
UsuńAaaa właśnie mi się przypomniało, ze babcia mnie też tak pocieszała - dzieckoo wcale ci arbuz nei wyrośnie w brzuchu, najwyżej dostaniesz zapalenia wyrostka robaczkowego..:-D
UsuńJa zapraszam arbuza na plaze (dawniej sie mowilo plaza nudystow) bez gapiow. Zabieram z soba takiego arbuza, ktory ma miliony czarnych, sliskich pestek (nie mylic z nasionkami). Zasiadamy sobie na brzegu: nogi w wodzie, noz (wielki i ostry)w dloni. Zeby wpijaja sie w miaszcz czerwony a sok saczy sie miedzy palcami, kapie z brody, barwi policzki i uszy... Reszte prosze sobie dopowiedziec jaka droge przebywa aby ten sok mogl kapac z wielkiego palca, na chwile wyciagnietego z wody. Pestkami pluje w dal, patrze jakim ladnym lukiem wpadaja do wody. Jeszcze moge, bo mi wypadniecie protezy jeszcze dlugo nie grozi. Jak sie juz nasyce to skacze do wody poplywac...
OdpowiedzUsuńPs. Tez lubie arbuzy w przeciwienstwie do tych moczopednych ananasow.
Psps. Zwykle po takich przyjemnosciach budze sie i robie sobie test ciazowy :D
Jak na razie twoj pomysł na spożywanie arbuza znajduje się na pozycji medalowej...:-D
UsuńUśmiałam się :D a Twój tata musiał mieć chyba jeszcze większy ubaw ;D
OdpowiedzUsuńTeż kocham abuzy, zresztą jak większość owoców. Pestki abuza zjadam bez żadnych oporów i lęków. A samego arbuza najbardziej lubię sobie przekroić na pół i wyjadać miąższ łyżeczką :)
łyżeczką jeszcze nie jadłam, do wypróbowania..:)
UsuńNo nie źle Xd
OdpowiedzUsuńALE TAK CZY INaCZEJ KOCHAM ARBUZY !!!!
Witam w klubie:)
Usuńo ile uwielbiam czeresnie (jem bez pestek) to nigdy jakos specjalnie nie przepaalam za arbuzami...
OdpowiedzUsuńmoze jakby byly takie soczyste od sloni to bym sie skusila ;)
mogę zdradzić adres gdzie słoniom serwują najlepsze arbuzy :-D
UsuńAle się uśmiałam! Również uwielbiam arbuzy, a we Francji głoszą wyższość melona nad arbuzem. Nie wiedzą, co naprawdę dobre :P
OdpowiedzUsuńGdzie tam melony do abuza.....nie udało im się przerobić arbuza w wino i dlatego takie bzdury teraz gadaja..:)
UsuńNormalnie padlam i nie wstane :):):)
UsuńPestki zjadam wszystkie, wcale nie wyciągam, gruszkę zjadam z ogryzkiem i wyjadałam chomikowi słonecznik z karmy...wstyd i hańba:D
OdpowiedzUsuńno wiesz co ?! Jak mogłaś wyjadać biednemu małemu chomikowi pestki..;-D
UsuńSznupciu uwielbiam cie!!! Usmialam sie po prostu do lez! :) Szczegolnie w momencie kiedy wyobrazilam sobie ciebie wykradajaca arbuza biednym slonikom i rozgladajaca sie na prawo i lewo czy ktos nie widzi :)
OdpowiedzUsuńA co do spozywania arbuza, to ja tez zawsze jem lyzeczka, czasmi jak jest bardzo duzy, to wtedy kroje normalnie na kostke i jem widelczykiem :) smakuje tak samo jak obgryzany :) tzn tak samo pysznie, bo tez jestem ich milosniczka :) a i najwazniejsze, uwielbiam pestki :) i zjadam wszystkie bez wyjatku :)
a już sie bałam, że będziecie mi odradzać jedzenie pestek...:)
UsuńNajlepiej jesc arbuza na plazy:)))) Bo ja sie ufaflunie (a zazwyczaj tak jest) to od razu wbijam do wody. W Hiszpanii kupowalam polowke, rozkaldalam sie na plazy i lyzeczka pochlanialam go w mig. Ale prawdziwe luksusy to ma jednak Taj, w woreczku na patyczku, bezproblemowo:) Pestek nie jadam
OdpowiedzUsuńHoli
no właśnie najlepiej sie je arbuzy w Taj...;)
OdpowiedzUsuńMowisz?
UsuńArbuza trzeba pokroić w kosteczkę wrzucić do michy i wyjadać patyczkiem od szaszłyków lub rozciapać na sok i wypić przez rurkę inaczej ufaflunię się na maxa.
OdpowiedzUsuńkażdy ma swój sposób...słomka i patyczki od szaszłyków..;) Kuro , czy ty tam u siebie tez kupujesz te małe okrągłe arbuzy czy te wielgachne?
UsuńJa jadam z arbuza wszystko prócz tego białego i skórki. A to, co zostaje daję kurom - uwielbiają sobie wydziobywać słodkie reszteczki i nie zjedzone przeze mnie pesteczki. I też od dzieciństwa uwielbiam ten wielgachny owoc. Jego zapach przypomina mi bardzo aromat swieżo skoszonej trawy. I lubię się brudzić i oblizywać palce. W ogóle lubię takim dzikusem być i nie przejmować się wyglądem ani tym, co wypada.
OdpowiedzUsuńNiech żyje arbuz i nasza wolnośc ufaflona, radosna!:-))
i jeszcze boso po rosie biegać..oj pamiętam te cudne poranki na wsi:)
UsuńMomiś Sznupka łatwo nauczysz by polubił arbuzy !
OdpowiedzUsuńWystarczą Ci takie rzeczy: duży arbuz, 500 ml 40%, strzykawka i lodówka.
To drugie dzięki temu trzeciemu umieszczamy w tym pierwszym, a następnie
wkładamy do tego czwartego na 1 dzień.
Po pokrojeniu w kawałki i ich spożyciu można nie wstać, więc raczej
nie będzie ważne czy nam coś wpadnie w dekolt.
Polecam wypróbowanie !
Wino czy tam szampan też działa.
PS No chyba, że Sznupek ma ukrytą opcję Kubicy to skonsumujesz sama.
hahaha...muszę Sznupkowi przygotować taką niespodziankę, jestem ciekawa, czy wtedy będzie narzekał, że mu się ręce lepią..:)
Usuńmarinikowy sposób to talerz i łyzka. Pierwsza czynność - to oddzielenie sdodkowej części z kawalka arbuza - odkładam ja na koniec - jest najslodsza i najsmaczniejsza. A
OdpowiedzUsuńlyzka pestki daje się sensownie wgrzebac - co się nie da - w gebie się przemiedli i wypluje. No i obowiązkowo arbuz musi być z lodówki. Fajnie go podlać ajerkoniakiem.
oo arbuz z polewą ajerkoniakową.....to może być dobre:)
UsuńAcha - i jeszcze mi się przypomnialo, ze NIGDY nie spotkałem się z robaczywa czeresnia - pewnie dlatego, ze NIGDY nie sprawdzam co ma w srodku. Za to sliwki - zawsze. Glupie - nie?
OdpowiedzUsuńTeż miałam traumę z pestkami (z wiśni bardziej niż arbuza). A jem arbuza i melona zawsze widelcem. Najlepiej smakuje bardzo zimny.
OdpowiedzUsuńDla mnie najlepszy sposob zjedzenie na arbuza to dzielenie tej przyjemnosci z moja siostra. Stajemy przy zlewie z wielkimi kawalkami arbuza i wgryzamy sie do samej skorki, delektujemy sie jak wampiry swiezutka krwia, z zapartym tchem siorbiemy sok i miasz ale mimo wszystko czesc splywa po nas. wyglada to jak jakis rytulal obcych , wiec kozystamy z okazji kiedy naszych dzieci nie ma w domu.Tak arbuz smakuje rewelacyjnie i zadna pestka nam nie straszna !!! swietna zabawa polecam
OdpowiedzUsuńJa to tam jakaś inna jestem. Arbuzów nie lubię, nie jadam, toteż nie wyrastają mi żadne w brzuchu i nie mam szans na pęknięcie ;) Sam zapach arbuza mnie mdli w każdej postaci ;) Nie mniej jednak się śmiałam przy czytaniu posta ;)
OdpowiedzUsuńNawet tego nie czytam...:) jak można nie jadać arbuza...:)
UsuńWitam na blogu Monika:)
arbuz tylko w upalne dni, ze względu na dzieci- kroję w plastry, pestki- dla Księżniczki wybieram, ale księciunio zajada w całości i nic mu nie rośnie, ale i tak jesteśmy "ufaflunieni" taki urok zajadania arbuza ;-) pozdrawiam Sznupciu
OdpowiedzUsuńarbuza? W WANNIE!!! Podwójna przyjemność i korzyść z takiej kąpieli -tak do wewnątrz jak i na zewnątrz.Faflonimy się z przyjemnościa i pożytkiem. Maczanka w arbuzie podobno rewelacyjnie działa na skórę, odmładza, a zapach roztaczamy apetyczny jeszcze przez jakis czas. I się nie kleimy.. No i nikt nie podeżre, bo się zamykamy na klucz.
OdpowiedzUsuńregina
Przyłączę się do dyskusji arbuzowej. Uwielebiam arbuzy, pod każdą postacią - w sałatkach, cieście, deserach, sorbetach. I zawsze jedzone mocno schłodzone, ale... No właśnie, już nie tylko schłodzone. Polecam smażony arbuz z karmelizowanymi orzechami. Warto poznać ten smak. Zapraszam - Danusia http://www.mojewypiekiinietylko.com/2014/06/smazony-arbuz-z-karmelizowanymi-orzechami/#more-3409
OdpowiedzUsuńA próbowaliście arbuza uwędzić, podsypać parmezanem i odrobiną wanilii. Niezapomniane doznanie. Zapewne. Ja nie próbowałem. Arbuza się je w trzech wersjach
OdpowiedzUsuń1. łyżeczką - estetycznie
2. pokrojonego w kostkę wykałaczkami - w założeniu estetycznie a i tak się w końcu uflejasz
3. z plastra o grubości do kilku centymetrów metodą na wampira, aż do białej skórki - mmmmmniam!
podwędzany arbuz....mniaaamm...to musi być dobre..:)
OdpowiedzUsuńno nie mogę, biednym słoniom wyjadać arbuzy! uśmiałem się jak nie wiem co, a szukałem przepisu na sok z arbuza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, będę zaglądał.
Tomasz
witaj witaj Tomasz, soki też będą....nowy sezon przed nami....:)
OdpowiedzUsuńHahaha,ale się uśmiałam :) Z pestkami nie mamy problemu,bo u Nas arbuzy bezpestkowe,ale z uciapaniem się gorzej dlatego jemy je pokrojone w kosteczkę jak jesteśmy poza domem,a w domu jemy z córką nie przejmując się niczym :D
OdpowiedzUsuńHAhahahahahhah super tekst....dawno tak się nie uśmiałam......
OdpowiedzUsuń