Nagrodę otrzymał Matthew McConaughey za rolę w filmie "Witaj w klubie"" Zagrał świetnie, dużo w tą rolę włożył siebie, a raczej dużo z siebie zabrał, jakieś 20 kilogramów. Patrząc na poprzednie lata można powiedzieć, że ubytek wagi gwarantuje otrzymanie statuetki, |że tez Leoś nie wpadł na ten pomysł. Tak jak wspomniałam, z rolą poradził sobie Matthew bardzo dobrze, za to jego przemówienie oscarowe to jedna wielka zagadka. Zagadka dla mnie, bo do dziś nie wiem, o czym on do cholery mówił? Jego przypowiastka o Bogu, rodzinie i jego własnym alter ego za 10 lat? Ja kto się teraz mówi w kręgach młodzieżowych - NIE OGARNIAM! Publiczność też nie ogarniała, bo tam gdzie aktor, podczas przemówienia, robił znaczącą pauzę oczekując aplauzu, panowała niekomfortowa cisza.
Oscar za rolę drugoplanową w filmie "Witaj w klubie" poszedł w ręce Jareda Leto, co mnie osobiście bardzo ucieszyło, bo głęboko w sercu zapadła mi jego rola transseksualisty umierającego na AIDS . Jared Leto postanowił pójść w ślady innych sławnych kolegów i na galę zabrał swoją przepiękną mamę. Chodzą słuchy, że zabranie mamy przynosi szczęście oscarowym kandydatom i wzbudza zachwyt wśród fanek na całym świecie. Jak widać sprawdziło się to w 100% u Jareda. Ale zaraz, zaraz! Leonardo DiCaprio też przyprowadził swoją mamę i co? Nawet to nie pomogło! Przemówienie Jareda uważam za jedno z piękniejszych w historii Oscarów. Poniżej moje osobiste, trochę niegramotne tłumaczenie:
"Był rok 1971, nastoletnia dziewczyna spodziewa się drugiego dziecka, rzuciła szkołę, jest samotną matką. Jednak z czasem udało jej się polepszyć swoje życie i zbudować bezpieczny dom dla swoich dzieci. Zachęcała swoich chłopców, aby byli kreatywni, pracowali ciężko i zrobili coś nadzwyczajnego. Tą dziewczyną jest moja mama, która jest tu z nami i chciałem powiedzieć- kocham cie mamo i dziękuję, że nauczyłaś mnie marzyć"
Aktor wspomniał też o tych, co walczą za wolność Ukrainy i Wenezueli i marzą o lepszym jutrze. Wspomniał też wszystkich co przegrali życie z AIDS i tych co z tą chorobą muszą się zmagać. Środowisko transwestytów i transseksualistów wyraziło swoje niezadowolenie, bo w podziękowaniach zabrakło wzmianki o nich. Hmmm.... tylko z jakiej racji? Mógł, ale nie musiał, bo czy aktor grający płatnego zabójcę, musi im dziękować za inspirację? Choć w tym przypadku bym się zastanowiła, bo rozgniewać takie środowisko byłoby błędem:)
Jako, ze czuję się w obowiązku, to informuję, że Oscara za drugoplanową rolę kobiecą otrzymała pewna młoda dama o bardzo trudnym do zapamiętania nazwisku. Ogólnie ciężko ją zapamiętać, bo dla mnie jest nijaka w wyrazie i nudna w przekazie. Panie i Panowie - Lupita Nyong'o
Kolejna porażka , to dwa najważniejsze Oscary, za film roku i za reżyserie. Tego się nie spodziewałam, ale jakoś przetrawiłam tą gorzką pigułkę i niech tam, niech się cieszą z Oscara twórcy filmu "Zniewolony" Może ja się nie znam , może nie trafili w mój gust.
Ale jednego przetrawić nie mogę, no zgaga murowana na następny rok. Nawet teraz, w tym momencie jak to piszę, to żołądek z trąbkę mi się zwija z nerwów. "Grawitacja" za reżyserie?! No ręce, cycki, mózg na ścianie. Za co? Za to, że miał jedna aktorkę do reżyserowania i nie potrafił z niej wykrzesać odrobiny Walentiny Tiereszkowej? Za to, że George Clooney w tym filmie ma taki sam wyraz twarzy jak w reklamach automatów do kawy Nespresso?
Same Oscary dostarczają wielu emocji, jednak nie mniej ważne jest to, co się dzieje przed galą oscarową i po gali oscarowej. Obszerne relację z "czerwonego dywanu" można obejrzeć w telewizji, można zobaczyć kto z kim przyjechał, jaką sukienkę ubrała Amy Adams. Dziwi mnie dlaczego nie ma relacji z po oscarowych imprez. Na przykład tej u Eltona Johna, tam to się musi dziać! Nie mogliby tak wpuścić choć ze dwóch paparazzi? Już sobie wyobrażam te nagłówki w gazetach.
"Cate Blanchett zasnęła przy stole nie wpuszczając Oscara z dłoni"
" George Clooney i matka Jareda Leto przyłapani w toalecie"
"Matthew McConaughey pobił się z DiCaprio. Powód nieznany"
Ślicznie wyglądały Amy Adams, Cate Blanchett i Jennifer Lawrence.
Penelope Cruz wyglądała jakby się w suknie zaplatała odrobinę, a Julia Roberts jak nic wykradła suknie starej ciotce z szafy, aż tu na blogu czuję zapach naftaliny.
No nic, czas na małe podsumowanie, czyli co mnie zachwyciło, co mnie rozśmieszyło i co mnie zasmuciło najbardziej podczas tegorocznych Oscarów.
ZACHWYCIŁO - na cycki własne przysięgam, że nie spodziewałam się, że kiedyś to napisze. Najbardziej zachwyciła mnie Angelina Jolie. Ja nie wiem, co się stało, czy Brad Pitt oddał jej klucze do lodówki, czy też może w ciąży jest z dziewiątym dzieckiem, ale wygląda PIĘKNIE I ZJAWISKOWO! Tak na moje oko przytyła jakieś 10 kilo , co w jej wypadku wyszło tylko na dobre. Wreszcie widać, ze to kobieta z krwi i kości. Brad Pitt też wygląda niczego sobie, ale to akurat norma, on zawsze wygląda niczego sobie....potargany, przylizany, na leżąco, na siedząco.....
ROZŚMIESZYŁO - Znowu? Jaką trzeba być gapą, żeby rok po roku wywalać się na Oscarach. Mówię tu o Jennifer Lawrence. W tamtym roku potknęła się na schodach odbierając statuetkę. W tym roku jeszcze gorzej, ledwie wysiadła z limuzyny i już leżała jak długa. Przypadkowo czy z premedytacją? No nic zobaczymy w przyszłym roku, do trzech razy sztuka przecież. Może na wszelki wypadek niech założy kapcie:)
ZASMUCIŁO - pomyślicie, że brak Oscara dla Leonardo DiCaprio. To też, chociaż wiem, ze Leoś sobie poradzi i cała akcja pocieszania jest bardzo sympatyczna. Czasami też zastanawiam się, czy to faktycznie zmowa szanownej komisji, czy może jednaj świetna kampania reklamowa dla obu stron? Bo przecież każdy reżyser będzie marzył o tym aby obsadzić DiCaprio w oscarowej roli, a dzięki całej aferze przyszłoroczne Oscary mają zagwarantowaną rekordową oglądalność. Kto tam wie, jak to działa naprawdę?
Zasmuciła mnie Liza Minnelli. Samotna jak niebieski żagiel na czerwonym morzu sławy. Tak bardzo zatraciła się w tych wszystkich operacjach plastycznych, botoksach, czy innych diabelskich sztuczkach, że nie zauważyła kiedy pozbyła się swojego największego skarbu - uśmiechu. To uśmiech sprawił, że stała się rozpoznawalna na całym świecie, to za ten uśmiech, wielkie oczy i chłopięcą fryzurę pokochali ją ludzie na całym świecie. Teraz pozostał jej tylko grymas i twarz bez wyrazu, twarz która mogłaby należeć do kogokolwiek. Ja zawsze powtarzam, pozbywając się zmarszczek, okradamy się z własnej przeszłości, wymazujemy troski i radości naszego życia. Każda zmarszczka to nasz dorobek życiowy, to nasza historia i trzeba o nią dbać jak o konto w banku.
To byłoby na tyle moi Drodzy, kolejna oscarowa noc za nami, teraz pozostało tylko pocieszanie Leonardo Di Caprio.....no już, wszyscy rozkładamy ręce i przytulamy mocno!
p.s Oczywiście zdjęcia nie są moją własnością, zostały zaczerpnięte z internetowego skarbca.
Czytałam zaproszenie, to jestem ;)
OdpowiedzUsuńI jest pierwsza gwiazda wieczoru:)
UsuńPatrząc na suknię Cate mam wrażenie, że tak wyglądają kobiety w snach wędkarzy :)
OdpowiedzUsuńhahaha...sen rybaka, a wiesz, że teraz patrząc na jej suknie dostrzegam te wędkarskie elementy:)
UsuńSznupcia nawet jak nie ogląda się tv, to u Ciebie najlepsze ploteczki zawsze :-) ciekawe dlaczego Nikt nie lubi Di Caprio ??? ;-)
OdpowiedzUsuńA wiesz co Aniu, z tym lubieniem to coś może być. Podobno w Holywodzie są dwie dowodzące drużyny - drużyna Brada Pitta i drużyna Toma Cruisa - Leoś nie nalezy ani do jednej ani do drugiej. Jest outsiderem, więc moze w tym tkwi problem?
UsuńNo biedny boski Leo...ale ja mysle ze kiedys tego Oscara zajmie :)
OdpowiedzUsuńJa tam najbardziej sie ciesze ze statuatki dla Her za scenariusz :)
No miejmy nadzieję, że docenią jego talent...
UsuńAleż Sznupcia, mina Goerge jest cudowna zawsze i wszędzie ;)
OdpowiedzUsuńps. nie oglądałam Grawitacji ;)
no właśnie sęk w tym, ze George pojawia się na ekranie w casłej krasie tylko przez parę minut, resztę czasu ma chełm kosmonauty na głowie, wiec sama rozumiesz rozczarowanie..:)
Usuńeeee, to się nie liczy! to jak nie George ;)
UsuńRównież nie oglądałam Grawitacji (mój błędnik by tego nie zniósł) i chyba nie ma czego żałować ;-) .Leo już sobie swoim dorobkiem zasłużył na statuetkę i trzymam za niego dalej kciuki .Jakby to nie zabrzmiało...mam słabość do Jennifer
OdpowiedzUsuńLawrence i wedle mnie może co roku kulać się po tych dywanach i schodach...fajna,sympatyczna dziewczyna z ogromnym dystansem do siebie.
Ja tez bardzo lubię Jennifer Lawrence - ale już sama nie wiem, czy tak az niej gapa czy jaja sobie robi..:)
UsuńHi hi, dawno TU nie zagladalem a teraz wszedłem posmakować zupy z soczewicy, no to i przy okazji cofnalem się do watku Oskarowego - i mam przegląd - jak fajnie. W sumei to ja czniam neet czerwony dywan i cala celebrycka otoczke wydarzenia. Zasmucilas mnie Sznupciu Liza - jejku jak zasmucilas - zgadzam się z Toba - nijaka pani i tyle. Dla mnie ona zostaje w pamięci taka jak w Kabarecie i Mein lieber Herr (nie tylko oczywiście, ale glownie. Ten film wywarl na mnie kolosalne wrazenie, a scena piknikowa nadal wscika mnie w fotel.
OdpowiedzUsuńZ Oskarowych pozycji widziałem Zniewolonego - milo się ogladalo, ale ze az takie halo?
No i obejrzałem Grawitacje. Tez mnie wryło w fotel - ogladajac kolka razy mowilem na glos NIE WIERZE, NIE WIERZE !!!!!! Oskar? Kuzzwa - przecież tysiąc MALIN ten film powinien dostać - nie pamiętam, kiedy ogladalem takiego gniota.
Mariusz cieszę się, że podzielasz moje zdanie. Zajrzyj może na wątek poprzedni - polecam film "KONESER" i "Złodziejka Ksiązki" które nie dostały się do scarowego wyścigu:)
Usuń